Czekam
na dworze i dygoczę z zimna. W Santa Monica nie ma zimy. Tam przeważnie jest
ciepło przez cały rok, ale noce należą do najbardziej zimnych.
W
dzień może być 25 stopni, zaś w nocy zaledwie 15 stopni.
W
końcu pod dom podjeżdża stary Chevrolet Pick-up o zardzewiałym czerwonym
kolorze.
Widzę
na miejscu kierowcy Leslie i tylko ją. Wsiadam do środka i witam się z nią
całusem w policzek.
-
A gdzie Sophie? – pytam i patrzę na tylne siedzenie.
-
Musimy po nią podjechać – oznajmia Less. – Jej rodzice nie zgodzili się, żeby
wyszła, więc musi uciec przez okno.
Śmiejemy
się na głos. To naprawdę dziwne. Sophie ma już 17 lat i należy jej się trochę
zaufania. Może jej rodzice są strasznie apodyktyczni? Współczuje jej.
Okazuje
się, że Sophie nie mieszka daleko i po pięciu minutach siedzi w samochodzie
razem z nami.
Zaczyna
opowiadać, jak musiała wyskoczyć przez okno, żeby jej rodzice nie usłyszeli, a
Dell nie zauważył. To zabawna historia, ale ja myślami jestem zupełnie gdzie
indziej.
Po
drugiej stronie ulicy widzę wielki neon „DARK NIGHT”. Przed wejściem stoi dwóch
bramkarzy i setka ludzi próbujących dostać się do środka.
Cieszę
się, że mamy taki przywilej i możemy wejść do środka za darmo. Dlaczego to
właśnie ja dostałam zaproszenie? Powitalna impreza? Wątpię, nikogo tu nie znam.
Zostawiamy
samochód na parkingu i kierujemy się do wejścia.
Nagle
zauważam grupkę chłopaków, którzy również wchodzą do środka. Nic by mnie to nie
obeszło, gdyby nie to, że jeden z nich miał zielonego koloru włosy. To od razu
wszystko wyjaśnia.
Podaje
bramkarzowi zaproszenie, a on z grobową miną zostawia pieczątki na naszych
nadgarstkach i wpuszcza do środka.
Nie
wiem, czy mój opis jest oryginalny, ale chyba w każdym klubie jest tak samo.
Pot, alkohol i sztuczny dym. Nie znoszę tych zapachów zwłaszcza, jeśli są
zmieszane.
Krzywię
się, ale podążam za dziewczynami w głąb Sali. Jest tu z tysiąc osób i za każdym
razem musisz się przeciskać, żeby gdzieś dojść. Napotykam kilka par całujących
się przy ścianie i dwóch dilerów stojących przy toalecie.
Przechodzi
mnie dreszcz. Nie mam nic przeciwko papierosom i alkoholowi, ale narkotyki mnie
nie kręcą. Nie potrzebuję ich, żeby dobrze się bawić.
Postanawiamy
na razie nie przeciskać się do baru i idziemy na parkiet tańczyć.
Muzyka
jest typowo klubowa, zmysłowa, więc wszystkie pary zaczynają się o siebie
ocierać. Nie jesteśmy gorsze i też tańczymy w rytm muzyki.
Nerwowo
rozglądam się za Luke’m i resztą chłopaków, ale jest za ciemno, żebym mogła ich
dostrzec. Może wcale mój wzrok nie jest taki niesamowity?
Mylę
się, bo widzę wysokiego chłopaka na drugim końcu Sali. Posyła mi uśmiech i
mruga do mnie.
Delikatny
rumieniec wkrada mi się na policzki a usta rozciągają się w szerokim uśmiechu.
-
Do kogo się tak szczerzysz? – krzyczy Leslie, śmiejąc się.
-
Do tego chłopaka, co tam stoi – wskazuje na miejsce pod sceną i przygryzam
wargę.
Chłopak
nadal się na mnie patrzy.
-
Widzisz go z takiej odległości? O mój Boże, to chyba niemożliwe – niedowierza.
Postanawiam
nie drążyć tego tematu i zgadzam się z nią, mówiąc, że pewnie mi się
przywidziało. Zostajemy przy tej wersji.
*
Po
dwóch godzinach zabawy i wypiciu dwóch kolorowych drinków postawionych przez
barmana zabawa jest jeszcze lepsza. Nie czuję się tak pijana, jak powinnam.
Albo chociaż tak jak jest Sophie.
Kiedy
postanawiamy wrócić na parkiet znowu widzę tego bruneta. Opiera się o ścianę
przy wyjściu i zachęca mnie gestem, żebym do niego podeszła.
-
Zaraz do was dołączę – oznajmiam Leslie, łapiąc ją za ramię.
Tym
razem brunetka dostrzega chłopaka, ponieważ stoi w bliskiej odległości.
Posyła
mi filuterny uśmiech i mówi bezgłośnie „ powodzenia”.
Sama
nie wiem, dlaczego do niego idę skoro tak źle sobie radzę z chłopakami. Nawet
nie wiem, czy mi się podoba. Po prostu coś każę mi spróbować, chociaż myślę, że
tak naprawdę tego nie chcę. Nie jestem w stanie odeprzeć pokusy.
Kiedy
podchodzę do dobrze zbudowanego chłopaka ten ujmuję moją dłoń lekko mnie w nią
całuje.
-
Chodźmy zaczerpnąć świeżego powietrza – szepcze mi wprost do ucha.
Nie
wiem, jak to możliwe, że jestem w stanie usłyszeć go przez ten hałas.
Jestem
zbyt oczarowana, żeby się nad tym zastanawiać. Kiwam głowę i podążam za nim do
wyjścia.
Mam
wrażenie, że jestem zahipnotyzowana, ale to totalny absurd.
Mija
sekunda zanim orientuję się, że nieznajomy przypiera mnie do ściany i zaczyna
muskać swoimi ustami moją szyję. Czuję się nieswojo i wiem, że tego nie chcę.
Próbuję
go odepchnąć, ale jest za silny. Zaczynam się denerwować i staram się krzyczeć,
ale zauważam, że jesteśmy za daleko, żeby ktoś nas usłyszał.
Z
moich ust wydobywa się gardłowy krzyk, kiedy czuję, że jego zęby wbijają się w
moją szyję, a paznokcie rozdzierają moją sukienkę.
Łzy
wypływają spod moich powiek, ale czuję ulgę. Jestem spanikowana, ale otwieram
oczy i widzę czterech chłopaków. O mój Boże!
Michael
Clifford trzyma za jedno ramię chłopaka, a Ashton Irwin za drugie. Luke
Hemmings bierze rozbieg, ale nie wiem, co się dzieje dalej, ponieważ czuję, jak
Calum Hood zasłania mi widok i pyta się, czy wszystko ze mną dobrze.
Nie
potrafię wydusić z siebie słowa. To przez szloch i szok.
-
Kayla, czy on coś ci zrobił? – Calum potrząsa mną.
Kiwam
głowę, a brunet dopiero się orientuję widząc ugryzienie na mojej szyi.
-
Luke! – krzyczy brunet. – Zajmij się nią, a my to dokończymy!
Kątem
oka widzę, jak Luke z nienawiścią rozszarpuje tego chłopaka razem ze swoimi
towarzyszami.
W
końcu odpuszcza i przybiega do mnie. Moja klatka piersiowa nerwowo unosi się i
opada. Jeszcze nigdy w życiu się tak nie bałam.
Jestem
cała spłakana i przestraszona. Marzę o tym, żeby znaleźć się w domu. Nie wiem,
co się dzieje. Jestem zdezorientowana.
-
Czujesz mrowienie? – pyta Luke oglądając ugryzienie.
Kręcę
głową, ale milczę.
-
Przepraszam, Kay – szepcze, ale w tym momencie słyszę krzyk Leslie i Sophie.
Kiedy
wracam wzrokiem na chłopaków, nieznajomego już nie ma a oni idą do samochodu.
-
Boże, co się stało?! – pyta gorączkowo brunetka.
-
Zabiorę ją do domu – oznajmia Luke, kiedy przez dłuższy czas nie odpowiadam.
-
Co? Nie ma mowy! Ona z tobą nigdzie nie idzie – zaprzecza Less. – Nie znamy
cię.
-
W porządku, Leslie – odpowiadam drżącym głosem. – Wróćcie do domu, a ja sobie
poradzę.
Dziewczyna
milczy i kiwa głową. Widzę, jaka jest przerażona, ale postanawiam jej wszystko
wyjaśnić w poniedziałek.
Sophie
łapię za rękę Leslie i obie biegną do samochodu, kiedy ja w tym czasie lekko
się uspokajam.
Luke
prowadzi mnie do samochodu. Czuję się niezręcznie, ale nie jestem w stanie
logicznie myśleć.
Jedyne
co wiem to to, że ma to coś wspólnego ze mną i z chłopakami. Czy wszyscy w tym
mieście mają jakieś tajemnice?!
Wsiadam
na tylne siedzenie obok Ashton’a i Michael’a.
-
Widziałeś, jak go rozjebałem? – mówi podekscytowany Michael. – Jestem najlepszym
z najlepszych!
-
Stul się – beszta go Ashton oschłym głosem.
-
Przecież nic jej nie zrobił – broni się chłopak. – Nie jest już zagrożeniem.
Żyjesz, prawda? – zwraca się do mnie.
Milczę.
-
Michael daj spokój – odzywa się Calum.
Luke
patrzy na mnie napiętym wzrokiem w lusterku. Czuję się nieswojo.
Odzyskuję
chociaż trochę pewności siebie, kiedy wjeżdżamy na moje osiedle. Niestety nie
zatrzymują się pod moim domem, ale naprzeciwko. Pod domem Ashton’a.
O
co chodzi? Pewność siebie po raz kolejny tego wieczoru mnie opuszcza.
Nie
wiem dokładnie, co się dzieje, ale czuję, że mogę ufać tym chłopakom, nawet
jeśli ich nie znam. Postanawiam zaufać swojej intuicji i wysiadam z samochodu.
Moje
serce bije szybko i głośno. Ma wrażenie, że wszyscy to słyszą.
Waham
się przed wejściem do środka.
-
Przemyję tylko ranę i jesteś wolna – uspokaja mnie Luke i gestem zaprasza do
środka.
Dom
wydaje się większy w środku i jest dobrze oświetlony. Od razu dostrzegam na
schodach dziewczynkę o pięknych brązowych włosach. Ubrana jest w różową
pidżamkę i ma około siedmiu lat na moje oko. To siostra Ashton’a? Zostawił ją
samą, żeby pójść na głupią imprezę i rozszarpać na strzępy jakiegoś chłopaka,
zamiast jej pilnować?!
-
O mój Boże, czy to…? – odzywa się dziewczynka piskliwym głosem, ale Ashton
karci ją wzrokiem.
-
Ginger, wracaj na górę! – mówi stanowczym głosem. – Migiem!
Dziewczynka
nadal jest w szoku i patrzy na mnie, ale ulega swojemu starszemu bratu i
biegnie na górę.
Co
to miało być? Co jeszcze dziwnego mnie spotka? Chyba gorzej już być nie mogę.
Jest przed północą, a przez cały dzień spotykają mnie chore rzeczy i powoli
robię się przerażona.
-
Kayla? – woła mnie Luke z kuchni, podczas gdy Michael, Calum i Ash siedzą na
kanapie i oglądają telewizję.
Najbardziej
irytuje mnie fakt, że nie przejmują się za bardzo tym, co się stało. Jakby to
było na porządku dziennym. Sorry, nie dla mnie. Byłam przerażona. Oni…
Rozerwali tego chłopaka na kawałki. To było… za bardzo mocne, jak na moją
psychikę. Oni chyba nie mieli sumienia.
Trzymam
jedną dłonią ramię i idę do blondyna, który właśnie nasączał wodą utlenioną
wacik.
Rozkazuje
mi, żebym usiadła na blacie. Tak robię. Jestem zmęczona, ale wiem, że nie
zasnę.
Twarz
Luke jest napięta i poważna. Wygląda, jakby coś go trapiło albo chociaż
martwiło.
-
Możesz mi to wyjaśnić?- pytam drżącym głosem.
Milczy
i przyciska wacik do ugryzienia na szyi. Okropnie pieczę, więc zaciskam wargi i
powieki.
-
Nie ma, co wyjaśniać – wzrusza ramionami obojętnie.
-
Żartujesz sobie? – parskam. – Czyli to, że mnie ugryzł i nagle zjawiliście się
wy, rozszarpując go na kawałki, to nic?
-
Nie czas na pytania, nie dziś – ucina napiętym tonem. – Nie mów o tym Nancy,
obiecuję, że wszystko ci wyjaśnimy w poniedziałek.
-
Skąd wiesz…? – jąkam się lekko zdezorientowana.
-
Idź i weź to – rozkazuje mi i ściąga swoją czarną bluzę.
Jeśli
pojawi się więcej tajemnic to jestem pewna, że trafię do psychiatryka.
Autorka: Helloł! Jak mija wam niedzielny wieczór? Ja szczerze mówiąc nie mam najmniejszej ochoty zawitać jutro do szkoły. To był potwornie męczący tydzień i nie chcę go znowu powtarzać. Potrzebuję znowu wakacji! Były takie cudowne!
A jak wasze uczucia związane ze szkołą? Wam też jest tak ciężko? Mam nadzieję, że nie jestem sama ;c
Co powiecie na rozdział? Jest tu więcej akcji i Luke'a oraz ogólnie dużo sosów.
Mam troszkę mnie przyjemną sprawę, a mianowicie chodzi mi o ilość komentarzy. Wiem, że początki są trudne i ja to rozumiem, ale potrzebuję troszkę wsparcia z waszej strony i motywacji. Czy mogę liczyć na pięć komentarzy? Albo chociaż cztery?
Słodkich snów i happy Monday! ; *