piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 11

Nie wiem, co tu się dzieje. Skołowana, patrzę to na Luke, to na Nancy. Zastanawiam się, co tu robi, a jednocześnie próbuję się opanować. Nie wiem, czy powinnam się znowu odezwać, czy czekać na ich reakcje.
Wzrok blondyna pozostaje obojętny, a Nancy próbuje ukryć swoje zaskoczenie. On jest świetnym aktorem, jej potrzeba kilku lekcji.
- Chciałem z tobą pogadać – odzywa się pierwszy. – Myślałem, że wróciłaś do domu, ale Nancy mi powiedziała, że wyszłaś z Calum’em.
Brunetka przytakuje mu głową i posyła mi ciepły uśmiech. Mam wielką ochotę roześmiać się. Oni są beznadziejni. Nancy powinna się zorientować. Przecież wyszłam z Calum’em zaraz po szkole i nawet tego nie planowałam. Nancy nie mogła tego wiedzieć. Jest jeden sposób. Luke ma sprawę i przyjechał pogadać o niej z Nancy. A do tego jestem święcie przekonana, że to dotyczy mnie.
Nie chcę, jednak dawać im powodów do podejrzeń, więc jedynie się uśmiecham.
- W takim razie chodźmy – kiwam głową na wyjście.
Luke patrzy krótko na brunetkę, po czym kiwa głową i wychodzi za mną z gabinetu.
Słyszę, że idzie za mną do mojego pokoju. Otwieram drzwi i wchodzę do środka.
Jak zwykle zapominam zamknąć z rana okna i w pokoju jest chłodnawo, ze względu na pogodę.
Kładę torbę na krześle przy biurku i siadam na łóżku. Luke rozgląda się po pokoju i opiera się o framugę drzwi.
Nie wiem, jak rozpocząć to rozmowę i jestem nieco zdenerwowana. Jednakże staram się tego nie pokazywać.
- Masz słabą pamięć? – pytam. – A może robisz to specjalnie?
Luke marszczy brwi i patrzy na mnie lekko zadziwionym wzorkiem.
- Nie pamiętasz naszej wczorajszej rozmowy? – oblizuję wargę. – Zaznaczyłam, że chcę utrzymać naszą znajomość na dystans.
Jego niebieskie oczy skanują moją postać przez chwilę. Wygląda, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Czym Calum różni się ode mnie? – wypala.
Parskam śmiechem. Głupie pytanie.
- Na pewno wyglądem – śmieję się.
- Weź… - jęczy i dołącza śmiechem.
- Jest moim dobrym przyjacielem – wzdycham. – Bo wiesz… Do przyjaźni potrzeba chęci.
- Co ci we mnie nie pasuje? – chowa ręce od kieszeni dżinsów.
Wszystko mi w Tobie pasuje, Luke. W tym jest problem.
- Idź już – oznajmiam i wstaję, żeby otworzyć mu drzwi.
Jakaś część mnie chcę, żeby to potoczyło się inaczej, ale jest już za późno, a ja nie chcę dłużej ciągnąć tej rozmowy. Jedynym wyjściem jest to, żeby on zniknął. Ta rozmowa jest znakiem, że muszę go szybko wyrzucić ze swojej głowy.


*

Kiedy kończę rozmawiać z Leslie przez telefon dochodzi ósma wieczorem. Ustaliłyśmy, że w weekend zaczniemy szukać mojego brata i zajęło nam to prawie dwie godziny. Oczywiście wtrącałyśmy ważne sprawy typu ploteczki i nowe kolekcje w sklepach, ale to drobiazgi.
Tak czy siak jestem zmęczona, ale nie widzę sensu spędzać czasu w domu. Do tego jest to czwartkowy wieczór.
Schodzę na dół by sprawdzić, co robi Nancy. Brunetka leży w salonie i ogląda powtórki z wtorkowego show Ophry.
- Wychodzisz? – pyta, kiedy podchodzę do niej.
- Tak, Leslie się pytała, czy do niej wpadnę i przyniosę jej zeszyt z fizyki – kłamię i uśmiecham się nerwowo.
- Nie wróć za późno, dobrze? – upewnia się i mruga do mnie.
- Będziemy w kontakcie! – wołam i wychodzę z domu.
Zabieram ze sobą jedynie telefon. Nie dbam o to, czy mam coś na ramiona, czy mam jakieś dokumenty.
Jest już ciemno, ale w głowie odtwarzam drogę pod sam dom Calum’a. Kiedy już wiem, jak tam dojść rzucam się w bieg.
Mijam w szybkim tempie wszystkie przeszkody. Krzaki, dziury w chodnikach, ulice, przejścia dla pieszych. Mijam różne domu, samochody i ludzi. Nie myśl o tym, jak szybko biegnę, ale zauważam, że ściągam na siebie uwagę, więc staram się biegnąć mniej oświetlonymi uliczkami.
Nie czuję zmęczenia. Wręcz przeciwnie! Większą adrenalinę. Chcę znaleźć się pod jego domem, ale nie wiem, co powiem i co zrobię. Ciekawe, czy jego rodzice wrócili do domu?
Kiedy staję pod jego drzwiami sprawdzam godzinę w telefonie. Bieg tutaj zajął mi dziesięć minut.
Jestem pod wrażeniem swojej szybkości i sprawności. Mój oddech jest nierówny i czuję, że moje policzki się rumienią.
Pukam kilkakrotnie do drzwi i po chwili otwiera je brunet. Jest zdziwiony moim pojawieniem się, ale nie dbam o to.
W domu jest cicho i pusto. Wchodzę do środka stanowczym krokiem. Nie wiem, co mną kieruje, ale nie zamierzam przestać.
Popycham go niezwykłą siłą na ścianę, od której się odbija. Na początku krzywi się, ale nie wygląda, jakby go to naprawdę bolało.
Jego oczy wypełniają się pożądaniem, kiedy podchodzi do mnie i chwyta moją twarz w swoje dłonie i przyciska usta do moich.
Moje dłonie spoczywają na jego talii, a jego język delikatnie próbuje się wkraść do mojej buzi. Pozwalam mu na to. Nasze języki współgrają płynnie.
Wszystko dzieje się tak szybko, że sama nie nadążam. Owijam nogi wokół Calum’a, a on kieruje się ze mną po schodach na górę.
Otwiera kopniakiem pierwsze lepsze drzwi i wchodzi do środka. Wplatam dłonie w jego czarne włosy. Bije od niego chłód, co jest mało przyjemne. Moje dłonie robią się zimne.
Nie zamierzam, jednak przestać. Wiem, że to co robię jest samolubne, ale jestem pewna, że ani dla mnie, ani dla Calum’a nie będzie to nic znaczyć.
Chłopak kładzie mnie na łóżku, a jego dłonie wędrują po moim ciele. Moje ciało pokrywa gęsia skórka. Jest mi zimno, ale nie przejmuję się tym.
Jego w końcu pozbywają się mojej koszulki, która ląduje gdzieś na podłodze.
Chłopak nagle przerywa pocałunek i pochyla się nade mną podparty na rękach.
- Czy ty jesteś…? – pyta z lekkim wahaniem.
Przygryzam wargę i kręcę głową. Hood uśmiecha się szeroko, po czym zdejmuje z siebie bluzkę i powraca do pocałunku.
To będzie długa noc.

*

- Jak bawiłaś się z Leslie? Jej rodzice nie mieli nic przeciwko, że zostałaś? – pyta Nancy, wchodząc do mojego pokoju.
Zakładam biały zwiewny T-shirt z krótkim rękawem do jasnych podziurawionych jeansów, a wokół pasa zawiązuje koszulę w czarno-białą kartę, którą zabrałam Calum’owi z rana.
Ta noc była szalona. Wylądowałam z Calum’em w łóżku. A jeszcze nie dawno rozmawialiśmy o tym, że jesteśmy jedynie przyjaciółmi. Teraz powinnam powiedzieć: „ Co ja narobiłam? Zniszczyłam naszą przyjaźń”. A tak wcale nie jest. Nie przeszkadza mi to, co się stało. Nawet mi się podoba.
Kiedy skończyliśmy napisałam do Nancy, że zostanę u Leslie na noc, a koło piątej rano Calum odwiózł mnie pod dom, żebym mogła się odświeżyć i przebrać. Przy okazji zdrzemnęłam się godzinkę i teraz czuję się, jak młody bóg.
- Nie – odpowiadam. – Uczyłyśmy się do trzeciej rano, a i tak prawie nic nie pamiętam.
Oczywiście kłamstwo. Nie mogę jej przecież powiedzieć, że uczę się perfekcyjnie i nie ma bata, że coś może mi „wylecieć z głowy”. Doskonale znałam każdą regułkę, każdy wzór i właściwości. A powinniśmy zacząć od tego, że ja nawet dzisiaj nie mam fizyki w planie.
- Jedna jedynka nie zaszkodzi – Nancy wzrusza ramionami.
Uwielbiam w niej to, że zawsze jest wyluzowana. Mimo tych wszystkich kłamstw, nadal jest moją rodziną. Nie mogę jej ot tak wykluczyć. To niesprawiedliwe.
- To twoja koszula? – brunetka unosi brew i patrzy na mnie zaciekawiona.
- Um… Calum’a – chociaż raz jej nie okłamię. Po prostu minę się z prawdą. – Pożyczyłam od niego kilka dni temu.
- W porządku – kiwa głową. – Jadę do pracy, odwieźć cię do szkoły?
- Jasne – posyłam jej szeroki uśmiech i sięgam po torebkę.


*

Kiedy kończy się piąta lekcja, razem z Leslie przemierzam korytarz by dostać się do szafki.
Odkąd Nancy przywiozła mnie do szkoły, ani razu nie zauważam Calum’a. Rano mówił, że przyjdzie do szkoły. Zmienił zdanie? Nie wierzę, że jest aż takim leniem.
W końcu z Leslie stajemy przy parapecie, bo dziewczyna nie może znaleźć telefonu w swojej wielkiej torebce. Rozmawiamy o najnowszym filmie z Scarlett Johansson w roli głównej i planujemy się na niego wybrać.
- Ten film nazywa się „Lucy”, czy „Latice”? – marszczę czoło i opieram się o parapet, przyglądając się panikującej Shallwood.
- Chyba „Lucy” – odpowiada. – Jutro jest sobota, więc może w niedzielę zabierzemy się za poszukiwania twojego brata.
- Pewnie – uśmiecham się do niej. – Ale nie mam samochodu, bo Nancy zabiera go do pracy.
- Pożyczę od rodziców – uspokaja mnie Less i odwzajemnia uśmiech.
Otwieram usta, żeby powrócić do tematu filmu, kiedy zauważam, że na drugim końcu korytarza pojawia się Calum. Ma na sobie niezmienne czarne rurki z dziurami, zresztą, jak oni wszyscy i lekko podziurawiony T-shirt z nadrukiem „Green Day”. Plecak ma zawieszony na jednym ramieniu. Nagle dostrzega mnie, a na jego ustach pojawia się cwany uśmieszek.
- Czy Hemmings mógłby przestać wyglądać tak seksownie? – Leslie pyta samą siebie, patrząc ponad moje ramie.
Odwracam się do niego. To jest dziwne. Obaj idą w naszą stronę i wyglądają jakby szli na wojną. Nie wyolbrzymiaj, Kayla!
Zanim Luke do nas podchodzi, Calum już jest obok. Niespodziewanie łapie mnie za rękę i wpija się w moje usta bez żadnego zawahania, a co dopiero ostrzeżenia.
Szkoda, że nie mogę zobaczyć miny Leslie. Musi być bezcenna.
Kiedy Cal odsysa się ode mnie kątem oka widzę, złość w oczach Luke’a, a zaraz potem on odchodzi w inną stroną, zostawiając nas przy oknie. Czy on chce pogadać? A co jeśli to ważne? Cholera!
- Powinnam udać, że tego nie widziałam? – Leslie mruży oczy. – Myślałam, że wkręcacie Nancy.
- Plany się trochę pozmieniały – oznajmia Calum, patrząc mi w oczy z uśmiechem.
Czuję, że się rumienię i jestem trochę zakłopotana. Trochę inaczej sobie to wyobrażam. Cały czas jestem myśli, że to nic nie znaczyło, ale chyba tak nie jest. Tak miało być. Podobam się Calum’owi, a on mi. Może to świetna szansa, żeby w końcu wyrzucić Hemmings’a z mojej głowy. Przyda mi się lekki odwyk. Nikomu to nie zaszkodzi, a wręcz pomoże.
- Taa… Trochę – przyznaję i uśmiecham się szeroko.


*


- Podobno mają być zniżki do 50%, więc wyobraź sobie, ile będzie ludzi – mówi podekscytowana Nancy, kiedy wysiadamy z samochodu w podziemnym parkingu centrum handlowego.
Nie jestem tak rozentuzjazmowana, jak ona, ale przynajmniej staram się jej pokazać, że też mi zależy.
Kiedy wjeżdżamy na parter schodami ruchomymi już widzimy tłumy ludzi, którzy chodzą z jednego do drugi sklepu, a w rękach trzymając miliony toreb z zakupami.
Cieszę się, że ten wieczór spędzę z Nancy, bo odkąd mieszkamy w Santa Monica naprawdę spędzamy ze sobą mało czasu. I wiem, że wielki wpływ ma na to fakt, że Nancy od lat mnie okłamuje, ale naprawdę czasami chciałabym, żeby było tak, jak dawniej. Nawet jeśli ma oznaczać to powrót do Filadelfii.
- Wejdźmy do H&M’u! – woła brunetka i łapie mnie za rękę, po czym niemal wbiega do zatłoczonego sklepu.
Nancy kieruje się na dział damski i przegląda półki i wieszaki z ciuchami, na których wisi wielki znaczek „-50%”.
Śmieję się pod nosem i dołączam do niej.
Ten dzień jest zwariowany. Nie wiem na czym stoję w „związku” z Calum’em. Nawet o tym nie rozmawialiśmy. Po prostu podszedł do mnie i pocałował mnie na oczach wszystkich licealistów.
A do tego Luke. Jego wzrok wyrażał więcej, niż pretensje. Ale o co ma do mnie pretensje? Naprawdę, to moja sprawa, co robię i z kim.
Jestem ciekawa, jak długo uda mi się utrzymać ten dystans między nami. Może pomysł z Calum’em wcale nie jest taki zły? Sama nie wiem.
- Nancy? –patrzę na kobietę, która przykłada do siebie bordową bokserkę.
- Hm? – mruka.
- Nie chciałabyś czasem wrócić do Filadelfi? – pytam z czystej ciekawości.
Jej wzrok skupia się na mnie, a ona powoli odkłada bluzkę na miejsce.
Widać, że jestem kompletnie wytrącona z równowagi i nie wie, jak się zachować. Co ją tak dziwi?
- A ty…? Chciałabyś?
- Nie… Znaczy nie wiem… Po prostu się pytam – wzruszam ramionami. – Czasami po prostu myślę, że życie w Filadelfi było o wiele prostsze, niż jest teraz. Tak w ogóle, to dlaczego chciałaś tu wrócić?
- To twoje rodzinne miasto, pomyślałam, że powinnaś tu trochę pomieszkać – stwierdziła.
Och, teraz nagle chcesz, żebym wracała do rodziny? Czekaj, bo uwierzę, Nancy.
Nie mówię tego, jedynie kiwam głową i wracam do przeszukiwania wieszaków z ciuchami.


*


Kiedy wracamy do domu jest godzina w pół do jedenastej. Nancy od pół godziny nawija przez telefon z jakimś chłopakiem. Cholera, nawet nie wiem, że ma chłopaka!
Zaczyna mi się robić niedobrze, kiedy słyszę, jak ona co chwile chichocze. Denerwuje mnie to. Staram się ignorować to i zabieram moje zakupy na górę do pokoju.
Jestem lekko śnięta, ale nie zamierzam tak wcześnie kłaść się spać.
Siadam na łóżku i wyjmuje z toreb moje nowe zakupy. Szalik, okulary przeciwsłoneczne i bransoletka.
Nagle drzwi od pokoju się uchylają, a Nancy wkłada głowę przez szparę.
- Masz coś przeciwko, jeśli wyjdę na noc? – pyta, zasłaniając głośnik telefonu dłonią.
Chce mi się wybuchnąć śmiechem, ale powstrzymuję się.
- Coś ty! Baw się dobrze – macham dłonią i posyłam jej szeroki uśmiech.
Brunetka przygryza wargę i z powrotem zamyka drzwi, powracając do rozmowy.
Mam wrażenie, że w Nancy ciągle siedzi ta niewyżyta, głupiutka licealistka, z której już dawno powinna wyrosnąć.
Jestem ciekawa, kto jest tym „szczęściarzem”. W tym samym momencie moje myśli powracają do Calum’a. Jest przystojny, zabawny, ufam mu i uwielbiam spędzać z nim czas. Ale Luke jest magnezem, a ja jestem pinezką.
CO JEST ZE MNĄ NIE TAK, DO CHOLERY? Postanawiam przez weekend wyluzować i nie myśleć o żadnym chłopaku.
Kiedy wychodzę z pokoju, kieruję się na dół i wtedy orientuję się, że Leslie nie ma już w domu. Dom cały dla mnie.
Nagle światło w całym domu gaśnie, a ja słyszę, że słabo czyjeś kroki w domu.
- O mój Boże – sapię pod nosem i na wyczucie biegnę do kuchni.
Szybko odnajdę nóż w szufladzie i cicho ją zamykam.
Kroki stają się coraz bardziej słyszalne. Moje serce łomocze w piersi, a ręce okropnie się trzęsą. Nie wiem, kto robi sobie ze mnie żarty, ale naprawdę nie chcę umrzeć na zawał w wieku siedemnastu lat.
Wiem, że to nie żarty i to musi być ktoś z tych psychopatów, którzy polują na mnie od miesiąca.
Wyczuwam obecność w korytarzu i korzystam z okazji. Z powrotem wbiegam na górę, a za sobą słyszę stukot butów. Obcasy? Okej, to jest naprawdę dziwne, ale nie zamierzam się zatrzymać.
Wpadam do swojego pokoju. Jest bardzo ciemno, ale moja orientacja jest świetna.
Mam wrażenie, że z nerwów zaraz stracę przytomność. Otwieram szybko drzwi do wejścia na balkon i wchodzę tam, szybko zamykając je za sobą. Blokuję klamki parasolką, która leży na podłodze. Nie wiem, co robić dalej. Jestem w labiryncie.
- Kayla! – słyszę ciche wołanie.
Odwracam się w stronę barierki i patrzę na dół. To jakiś żart? Na moim podwórku stoi Luke, jak jakiś pieprzony Romeo. Co on tu robi? Przychodzi uratować mnie z opresji? Przestaje mi się to podobać.
- Co ty tu robisz? – patrzę na niego zaskoczonym wzrokiem, a jednocześnie słyszę szarpanie drzwi.
Cholera, zaraz będzie po mnie.
- Skacz! – krzyczy.
- Pogięło cię?! Chcę jeszcze trochę pożyć, kretynie! – warczę.
- Złapię cię – oznajmia zdesperowanym głosem.
- Proszę cię, nie żartuj sobie – jęczę i ponownie odwracam się do drzwi.
Zaraz nie wytrzymają, a postać w tej bluzie wejdzie tutaj i mnie zabije. To takie chore.
Jeszcze nie dawno bałam się faktu, że zabiję się skacząc z szybu wentylacyjnego, a teraz? Mam skoczyć z balkonu!
- Zaufaj mi – naciska.
To są sekundy, kiedy zamki w drzwiach puszczają, a ja wspinam się na barierkę i skaczę z balkonu.
W ostatniej chwili, widzę spod kaptura wystające blond kosmyki włosów, a zaraz potem ląduję wprost w ramionach Luke’a.
Mój oddech jest szybki i nierówny. Moje ciało pokrywa gęsia skórka i nadal jestem przestraszona. Moje dłonie niezdrowo się trzęsą. Przeżywam szok.
Patrzę w jego błękitne oczy tak, jak on patrzy na mnie i, w którymś momencie mam wrażenie, że czas się zatrzymuje.
- Mówiłem, że cię złapie – zauważa, nadal trzymając mnie na rękach.

Elie: Dzień dobry! Po raz pierwszy dodaję rozdział z rana, bo dzisiaj idę do szkoły dopiero o jedenastej i miałam czas, żeby go dokończyć i wstawić.
Jak wam się podoba końcówka? Nie za bardzo spieprzona? Pisałam ją kilka razy i każda końcówka była do bani, a ta na tle tych wszystkich wydawała się najbardziej odpowiednia.
Miłego piątku i weekendu.
Nie wiem, czy o tym mówiłam, ale założyłam Twittera. Zawsze daję FOLLOW BACK. #TouchOfDeathPL

Ściskam <3

piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 10

Budzę się o piątej rano. Całą noc nie mogłam spać. Kiedy odkryłam, że to mój ojciec namalował ten obraz od razu chciałam zadzwonić do Leslie i oznajmić jej, że możemy zacząć szukać mojego brata, ale wtedy Nancy wróciła do domu i postanowiłam to zostawić.
Przez cały wieczór musiałam udawać, że wszystko jest w porządku i opowiadać jej o Calum’ie. Musiałam w końcu to przerwać. Spędziłyśmy ze sobą cudowny czas i poszłyśmy do łóżka o pierwszej w nocy.
Bez budzika budzę się o piątej rano. Na dworze jest jeszcze szarwo. W pidżamie schodzę na dół do salonu i siadam na kanapie, włączając telewizor.
Oglądam kolejny odcinek „Zaginionych” na ID i staram się oczyścić mój umysł od wszelkich problemów.
Zagłębiam się w historię Niqui McCown, która zaginęła w 2001r. i do tej pory jej nie odnaleziono.
Nagle mój telefon wibruję. Otrzymuje wiadomość od Calum’a. Pisze, że przyjedzie po mnie o siódmej.
Dlaczego nie śpi o tej porze? Co za dziwak!
Dokańczam odcinek, a zegarek wskazuje godzinę szóstą. Postanawiam wrócić na górę i się przebrać.
Ubieram czarną, pudełkową tunikę w białe paski, a na wierzch zakładam dżinsową kurtkę.
Sznuruję czarne conversy i zaczynam nakładać makijaż. Równocześnie słyszę, jak Nancy wstaję z łóżka. Dokładnie, każdy jej ruch, skrzypnięcie łóżka i westchnięcie. To niemożliwe, że te ściany są tak cienkie. Ze mną naprawdę jest coś nie tak.
Rozczesuję włosy i dopakowuję ostatnie książki do torby, po czym schodzę ponownie na dół.
- Cześć, skarbie! – wita mnie brunetka z szerokim uśmiechem na twarzy. – W piątek jest noc zakupów w centrum handlowym. Może się wybierzemy?
- Możemy – wzruszam ramionami. – O której się zaczyna?
- O dziewiątej – odpowiada, nalewając do kubka kawy. – Wcześniej możemy iść do chińczyka zjeść coś.
- Jasne – uśmiecham się do niej. – Lecę, Calum czeka przed domem!
Szybkim krokiem kieruję się do wyjścia.
- Ucałuj go ode mnie! – żartuje.
Wychodzę z domu i ruszam do samochodu, który stoi przed podwórkiem.
W środku siedzi Calum w czarnej koszulce na ramiączkach i czarnych raybanach na nosie.
Wsiadam do środka i zapinam pasy, po czym stawiam torebkę między nogami.
Jestem niewyspana i zmęczona. Nie mam zapału na szkołę dzisiaj. Totalny leń.
Z początku siedzimy w milczeniu. Hood jakby wyczuwa mój nastrój nie odzywa się. Ja w tym czasie zastanawiam się, jak będzie wyglądać dzień w szkole i czy zobaczę Luke’a. Muszę się z niego wyleczyć. I to jak najszybciej.
- Chcesz o tym pogadać? – pyta nagle, ściszając radio.
- Wyglądam na taką? – odpowiadam również pytaniem.
- Czasami lepiej się wygadać – wzdycha i włącza kierunkowskaz, po czym skręca w uliczkę prowadzącą pod naszą szkołę.
- Chodzi o niego, prawda? – unosi brew. – Kiedy cię poznałem, wyglądałaś na taką, która jest w stanie odeprzeć jego urok. I myślę, że byłoby tak do tej pory, gdyby nie to, że on musi być obok ciebie, praktycznie cały czas, żeby cię chronić.
- Dlaczego ty nie możesz tego zrobić? – patrzę na niego, zmęczonym wzrokiem.
- Chciałabym móc, ale to nie moje zadanie – kręci głową, parkując samochód pod szkołą.
Brunet nie czekając na moją reakcję wysiada z samochodu.
Wzdycham poirytowana i zabieram torebkę spod nóg, po czym również wysiadam.
Calum stoi oparty o maskę samochodu, kiedy do niego dołączam. Wiatr rozwiewa moje włosy na twarz i niezgrabnie zbieram je za ucho.
- Spędzasz ze mną o wiele więcej czasu, niż on. Czuję się bardziej bezpieczna z tobą, niż z nim. Gdyby nie ty, wtedy na dachu, ten typ prawdopodobnie by mnie zabił – zauważam, z lekką pretensją.
- On jest przy Tobie cały czas, tylko go nie widzisz. Poza tym jestem pewien, że sama dałabyś mu radę – zakłada ręce na wysokości klatki piersiowej.
- Dlaczego go bronisz? – pytam, kładąc dłoń na biodrze.
- Nie bronię go. To jest prawda, Kay – kwituje.
- W tym mieście, już nie wiem, co jest prawdą, a co nie jest – oznajmiam i zakładam torbę na ramię. – Czasami zastanawiam się, co by się stało, gdyby została z Nancy w Filadelfi.
Nie czekam na jego reakcję, ani odpowiedź tylko kieruję do głównego wejścia szkolnego.
Dzisiaj mam beznadziejny humor. Będę wszystko ignorować, będę obojętna i zimna. To jest najgorsza strona mnie, którą czasami staram się ukryć.
Brak snu i wiele myśli na głowie uwalniają drugą mnie. Tą beznadziejną nudziarą, którą się staję.
Sprawdzam zegarek w telefonie i okazuje się, że zostało mi pięć minut do lekcji.
Wchodzę po schodach na górę, kierując się do Sali od Francuskiego.

*

Siedzę z chłopakami przy stoliku i obserwuję wejście do kafeterii na zewnątrz.
Stolik, przy którym zazwyczaj siedzi Kayla, jest zajmowany jedynie przez Leslie, która rozmawia przez telefon.
Nie ma jej. Nie widziałem jej w szkole. Nie wiem, co się z nią dzieje. To sprawia, że zaczynam się denerwować.
Zaczynam ze zdenerwowania strzelać palcami.
- Stary, staram się jeść – jęczy Michael. – Przestań to robić, bo mnie wkurwiasz!
- Wyluzuj, Mikey – Calum klepie go po ramieniu.
Od czasu tej dyskoteki ja i Cal prawie nie rozmawialiśmy. Jeśli już to jakaś pojedyncza wymiana zdań. Wiem, że nadal jest na mnie zły, za to, co się wtedy stało. Nie będę go przepraszać w nieskończoność. Poza tym, jeśli ktoś tu ma kogoś przepraszać to tylko i wyłącznie Kaylę.
Gdzie ona, do cholery, jest?
Podnoszę wzrok po raz kolejny i widzę ją. Wychodzi ze szkoły jedynie z butelką dietetycznej Coli w ręce i kieruje się do stolika, przy którym siedzi Shallwood.
Jej krótkie włosy są rozwiewane przez nieszczęsny wiatr. Wygląda o wiele lepiej w ciemnych włosach, niż w turkusowych. Podoba mi się jej styl. Nie ubiera się na różowo i nie przyjmuje stereotypu „im mniej, tym lepiej”.
Ma swój własny styl i światopogląd. Zawsze ma delikatny makijaż. Nie należy do najwyższych, ale i tak wygląda pięknie. Codziennie.
Żałuję, że nie zacząłem naszej znajomości lepiej, ale nawet nie potrafiłbym.
- Oczy ci wyschną, stary – Calum w końcu zwraca mi uwagę.
- Stul się – warczę. – Gdzie wczoraj z nią byłeś?
- W łóżku – śmieje się Hood.
- Morda! – odzywa się Ashton i trąca go łokciem.
- Mówię serio – naciskam.
- Ja też! – Calum o mało nie dostaje czkawki.
- No przyjebie ci zaraz! – krzyczy Ash z pełną buzią.
- Byliśmy na serniku – Cal poważnieje.
- Tyle? – unoszę brew.
- Taa – kiwa głową. – I dzisiaj rano przywiozłem ją do szkoły.
- I co, zamierzasz ją zaciągnąć do łóżka? – denerwuję się.
Na samą myśl o tym, że on spędza z nią tyle czasu, gotuje się we mnie.
- Pierdol się – warczy. – Znam ją krócej, niż ty, a jestem pewny, że wiem o niej o wiele więcej.
Brunet wstaje od stołu i odchodzi w stronę stolika Kayli i Leslie.
Leslie patrzy zdziwiona to na Kaylę, to na Calum’a,  a po chwili zakłopotana uśmiecha się do niego.
Kayla natomiast ma obojętny wyraz twarzy, ale robi mu miejsce obok niej i przez chwilę patrzy na mnie przeciągle.

*

Kiedy kończę lekcje zamierzam złapać Kaylę i z nią porozmawiać.
Wiem, że nie chcę ze mną utrzymywać kontaktu, ale gadka Calum’a zaczyna mnie wkurzać. On musi mieć zawsze racje. Jak to możliwe, że jest z nią tak blisko? O czym nie wiem, a powinienem wiedzieć?
Nie podejdę do niej i nie zapytam się, czy byli w łóżku. Na pewno nie byli. Kayla nie jest taką dziewczyną, która poleci na zaloty Calum’a. A zresztą on nie wygląda na zainteresowanego nią w ten sposób.
Opieram się o maskę samochodu i bacznie obserwuję wejście do szkoły. Powinna zaraz skończyć lekcje i wrócić do domu. Wtedy do niej podejdę i zagadam. Ale co powiem? Cholera, jeszcze nigdy nie miałem problemu z dziewczyną.
W końcu wychodzi ze szkoły. Jestem zdziwiony, ponieważ po raz pierwszy dzisiaj widzę uśmiech na jej twarzy. Potem dostrzegam, za nią Calum’a, który trzyma ją za rękę.
Wiem, że nic ich nie łączy, ale zapowiada się wielka przyjaźń. Nie zamierzam psuć jej humoru, bo wygląda na naprawdę szczęśliwą i miło tak na nią patrzeć. Zepsułbym to.
Podążam za nimi wzrokiem, dopóki Calum nie otworzy jej drzwi od samochodu.
Nagle wpadam na świetny pomysł. Calum wspominał, że zabiera ją gdzieś dzisiaj. Skorzystam z okazji i zrobię niespodziankę Nancy. Będziemy mogli na spokojnie porozmawiać.
Nie zastanawiam się nad tym dłużej tylko wsiadam do samochodu i z piskiem opon wyjeżdżam z parkingu szkolnego.
Nie wiem, co jej powiem. Nawet nie wiem, czy wpuści mnie do domu. Ale muszę wyjaśnić z nią parę rzeczy. Jestem pewien, że Kayla, ani razu jej nie powiedziała o wypadku na dwóch imprezach. A ona pewnie jej wierzy.
Nieważne. Powiem to, co będę miał na myśli. Jej reakcja już mnie nie obchodzi.
Miejmy nadzieję, że Cal nie wypuści jej do domu za szybko.
Dom Nancy stoi niedaleko od szkoły, więc dojazd zajmuje mi dziesięć minut.
Parkuję pod jej domem i wysiadam z samochodu.
Pukam kilkakrotnie do drzwi, po czym wchodzę do środka. Słyszę odgłos telewizora w salonie, ale również wertowanie kartek w gabinecie na piętrze. Pewnie tam siedzi. W takich chwilach, jak ta jestem wdzięczny za moje zmysły.
Wbiegam po schodach na górę i otwieram drzwi do gabinetu. Nancy, kiedy mnie widzie ze strachu podskakuje na krześle, a papiery w jej dłoniach lądują na ziemi.
- Też miło cię widzieć – uśmiecham się do niej sztucznie.
- Co ty tu, do cholery, robisz? – pyta, mrużąc oczy.
- Mam propozycje – odsuwam krzesło naprzeciwko niej i siadam na nim. – Zakopmy topór wojenny. Dla nas obojga najważniejsze jest bezpieczeństwo Kayli.
- Och, doprawdy? – brunetka prycha pod nosem.
- Tak – sykam. – Powinniśmy postawić ją na pierwszym miejscu. Wiem o kilku rzeczach, o których ty nie masz pojęcia.
- Kontynuuj – podejmuje i podpiera podbródek dłonią.
- Wrócili do miasta – trzy słowa sprawiają, że jej świat lega w gruzach. – Już prawie dwa razy mieli ją w garści.
- Jak to? Dlaczego się ich nie pozbyłeś? – warczy z pretensją.
- Raz go załatwiłem – przyznaję.
- A drugi raz? – unosi brew.
- Calum się go pozbył – mruczę pod nosem.
- Calum?! – wrzeszczy. – On jest z… Wami? Co tu do cholery się dzieje? Dlaczego o tym nie wiem?! Pozwalam jej się z nim spotykać!
- Nie powiedziałem ci, bo chciałem, żebyś zrozumiała, że żaden z nas nie chce jej skrzywdzić! – krzyczę. – Zrozum to, że chcemy tylko pomóc i zrobimy to, jeśli nie będziesz nam przeszkadzać.
- Przeszkadzać? Ja wam przeszkadzam?! Staram się ją chronić od jedenastu lat! A wy zjawiacie się w chwilę i wszystko niszczycie!
- Nancy, zastanów się and tym, co mówisz…
Niedane jest mi dokończyć, bo nagle do gabinetu wchodzi Kayla.
- Co tu jest grane? – unosi brew.


Elie: Nie chcę być niemiła i psuć sobie ten piękny, długi weekend, gdyż mogę go spędzić poza murami Warszawy, ale ja naprawdę... Nie jestem głupia. Potrafię rozróżnić, kiedy jedna i ta sama osoba komentuje z anonima w odstępie do pięciu minut, żebym dodała kolejny rozdział. To głupie. I tak to zrobię i tak tylko nie wiem dokładnie w jakim czasie, ponieważ w tygodniu mam dużo nauki i nie wyrabiam z pisaniem. Mam w zanadrzu jeden i do tego nieskończony rozdział, więc proszę bądźcie cierpliwy. To tyle z tych nieprzyjemnych spraw.
Co sądzicie o rozmowie chłopaków na stołówce? I o końcówce rozdziału? Jakieś domysły? Chętnie poczytam wasze opinię, których mam nadzieję będzie więcej, niż zwykle. 
Wypocznijcie w ten długi weekend i zapomnijcie o wszystkich problemach, koteczki! 
Kocham Was <3

poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 9


Nie wiesz, kiedy się w kimś zakochujesz. Raz może być tak, że jesteście przyjaciółmi od dzieciństwa albo na odwrót możecie się wręcz nienawidzić.
Oczywiście… Czasami pojawiają się te wyjątkowe początki. Nie wiesz, kim jest ta osoba i tak naprawdę cię to nie obchodzi, ale na jego widok serce szybciej ci bije i chcesz się uśmiechać. Jednak nadal pozostaje ci neutralny.
Potem przestaje być ci obojętny. Zaczynasz zwracać uwagę na jego charakter, wygląd i inne detale. Zapamiętujesz szczegóły i myślisz o nim często.
Następnym krokiem jest to, że zdajesz sobie sprawę, że lubisz go i chcesz spędzać z nim czas. Wiesz, że ci się podoba. Ale nic nie jest idealne.
Może okazać się, że jest żonaty, ma dziecko, jest mordercą, psychopatą albo ćpunem. Lub jeden z najprostszych przykładów. Jest zajęty.
Tak jest w moim przypadku. Ale moim problemem jest to, że ja nie chcę tego przyznać. Nie chcę przyznać, że mi się podoba i, że go lubię. Odtrącam do siebie tę myśl i skupiam się na innych sprawach. Nawet na nauce, która idzie mi, jak spłatka.
- Przestań się gapić – upomina mnie Leslie.
Siedzimy na zewnątrz kafeterii i konsumujemy lunch. Do dzwonka zostaje jeszcze dziesięć minut, a Sophie nadal się nie pojawia. Jesteśmy więc we dwie.
- Nie gapię się – obruszam się.
- Co w nim jest takiego cudownego? – pyta, przewracając oczami.
Luke w tym momencie podrzuca kawałek żelka i łapie go w ustach.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to dziecinne i głupie. Ja mówię, że to zabawne i całkiem słodkie.
- Nic – wzruszam ramionami.
Nie chce mówić o tym z Leslie. Po prostu nie potrafię mówić o swoich uczuciach i wolę tego nie robić. Preferuję zatrzymać to dla siebie.
Leslie patrzy na mnie „tym” wzrokiem.
- Myślisz, że tego nie widać? Kay, jeśli chcesz o tym pogadać to…
- Nie potrzebuję o tym rozmawiać, bo nic do niego nie czuję. On ma dziewczynę – przypominam.
- Masz rację, weź się za Calum’a – doradza i puszcza do mnie oko.
- Chyba nie potrzebuję chłopaka do szczęścia – podejmuję. – To nie jest takie proste, jak w filmie, więc nie biorę się tego. Wolę unikać rozczarowań i bólu.
- Nie unikniesz tego, jeśli twoje uczucia do niego są prawdziwie, a on nadal będzie z tą Sashą – mówi rozsądnie brunetka.
- Dlatego nie chcę się w to angażować. Najlepiej zerwać z nim kontakt – oznajmiam.
Leslie w odpowiedzi śmieje się krótko.
- Przypomnij sobie zeszły wieczór, w którym cię przytulił. Chciałabyś więcej takich chwil, prawda? – unosi brew.
Jestem zmęczona tym tematem i modlę się o dzwonek na lekcje. Mój wzrok opada ponownie na ich stolik. Luke obdarza mnie krótkim spojrzeniem i, jak zwykle mrugnięcie.
- Bronisz się od facetów murem i nie dopuszczasz ich do siebie. Jesteś przyzwyczajona do bycia samej i… Kayla, słuchasz mnie? – bulwersuje się Shallwood.
- Jasne – przytakuję i uśmiecham się do Calum’a, który siedzi obok Hemmings’a.
Nagle dzwoni dzwonek na lekcje. Wstaje od stolika i biorę do ręki tacę z pustą, plastikową miską po sałatce.
Wszyscy uczniowie schodzą się do wyjścia, więc robi się wielki tłok.
Leslie trzyma mnie za rękę, żeby nie zginąć w tłumie. Nagle znikąd pojawia się Hood obok nas.
- Znajdziesz dla mnie czas po lekcjach? – pyta z zadziornym uśmieszkiem na twarzy.
- Nie wiem, czy zasługujesz na mój cenny czas – odpowiadam mu tym samym.
- Nie masz wyjścia –wzrusza ramionami  i znika w tłumie.


*

Rozglądam się z Calum’em na korytarzu, kiedy kończę ostatnią lekcję, ale nigdzie go nie widzę. Nie ma mowy! Nie będę za nim latać, jak kretynka!
Stoję przy parapecie przez chwilę, ale on nadal się nie pojawia. Goń się, Hood!
Wzdycham poirytowana i kieruję się do schodów. Nie będę na niego czekać w nieskończoność.
Wychodzę ze szkoły, żegnając się ówcześnie z Leslie. Trzymam w rękach książki, które nie chcą zmieścić mi się do torebki, a w tym czasie dzwoni do mnie telefon.
Kiedy po niego sięgam książki wypadają mi z rąk na chodnik, a telefon przestaje dzwonić.
- Czekaj, pomogę ci – nieznajoma blondynka kuca obok mnie i pomaga pozbierać podręczniki.
Nie mogę zidentyfikować kim ona jest, dopóki nie podnosi głowy.
Staram się, żeby moja szczęka za bardzo nie opadła, ale jestem w szoku. Sasha, dziewczyna Luke’a pomaga mi pozbierać książki.
Co ona tu robi? Skąd mnie zna? Jeśli w ogóle zna. I dlaczego mi pomaga? Co za ironia. Naprawdę nie chcę mieć z nią nic do czynienia. Sam fakt, że jest ona w związku z Hemmings’em jest niekomfortowy.
- Poradzę sobie – stwierdzam i chwytam wszystkie podręczniki pod rękę.
Staję na nogach w tym samym czasie, co ona i zdaję sobie sprawę, że jest ona nienormalnie wysoka.
- Jestem Sasha – wystawia smukłą dłoń w moją stronę.
Ma szeroki uśmiech i duże, białe zęby. Jej długie blond włosy, falami opadają na ramiona. Nie ma na sobie mocnego makijażu, jest za to ubrana w zwykłe jeansy i czarny T-shirt. Jest bardzo piękna, trzeba to przyznać.
- Kayla – ściskam delikatnie jej zimną dłoń.
- Jesteś przyjaciółką Luke’a? Słyszałam o Tobie. To miło, że się tobą zaopiekował. Jesteś nowa, tak? – spytała ciepłym głosem.
Przyjaciółką? Serio? Czy ona jest zazdrosną desperatką, którą Luke okłamał?
Nie jesteśmy przyjaciółmi. On się mną nie opiekuje. Czy on o mnie coś mówi? Skąd wie, że jestem nowa? Nie mam ochoty na dłuższą rozmowę z nią, ale nie chcę być niemiła.
- Tak – kiwam głową ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
Gdzie, do cholery, jest Calum, kiedy go potrzeba?!
- Ja też przeprowadziłam się tutaj miesiąc temu i nikogo nie znałam, wiem jak to jest. Ale spotkałam Luke’a i wszystko fajnie się potoczyło. Gdybyś miała wolny czas to możemy wyskoczyć na kawę, czy na zakupy – dyskretnie proponuje.
Jestem dosłownie w szoku, słysząc jej słowa. Mam ochotę odejść, ale wiem, że nie powinnam.
- Jasne – nawet nie wiem, dlaczego to mówię.
- Szukałem cię – nagle przy moim boku pojawia się Calum, który kładzie dłoń na moich plecach, a po chwili doszedł do nas Luke.
Świetnie! Naprawdę, cudownie! Tego chcę, żeby chłopak, który mi się podoba, na moich oczach całował się ze swoją dziewczyną. Muszę jak najszybciej wyleczyć się z tego pieprzonego zauroczenia.
- Ja ciebie też – oznajmiam. – Idziemy?
- Jasne – uśmiecha się. – Cześć – mówi do nich i odwraca się, chwytając mnie za rękę.
Posyłam im blady uśmiech i ruszam za brunetem do jego samochodu.
Nigdy więcej nie chcę znaleźć się w tak niezręcznej sytuacji. To najgorsza rzecz na świecie.
- Poczekaj chwilę, muszę coś sprawdzić w bagażniku – mówi Hood i kieruje się na tył samochodu.
Sięgam do klamki, żeby otworzyć drzwi od strony pasażera i włożyć książki do środka, kiedy czuje obcą dłoń na moim łokciu.
- Jak się dzisiaj czujesz? – pyta Luke, świdrując mnie swoimi niebieskimi oczami.
- Dobrze – kiwam głową i ze zdenerwowania oblizuję wargi.
- Serio? Nie musisz mnie okłamywać – Luke delikatnie się uśmiecha i wydaje się być wyluzowany w moim towarzystwie.
W tym momencie zaczynam rozumieć, że jeśli chcę przestać ciągle o nim myśleć i „odkochać się” powinnam przestać spędzać z nim czas, przestać rozmawiać, widywać się i wszystko, co jest możliwe. Po prostu odizolować się.
- Wiesz, co? To, co wczoraj się wydarzyło… Zachowujmy się, jakby nic się nie stało, dobra? Jakby tego nie było, okej? Nie chcę, żebyś przeze mnie musiał okłamywać swoją dziewczynę. Jeśli to jest jakiś problem, to nie musimy ze sobą rozmawiać – wzruszam ramionami, udając obojętną.
Bardzo trudno mi to przychodzi, ale staram się tego nie pokazywać.
- To nie problem. Sasha jest trochę zazdrosna, ale to tyle…
- Daj spokój – przerywam mu. – Nie chcę się wtrącać.
- Jeśli nie chcesz się ze mną zadawać, w porządku – odsuwa się. – Ale to nie zmieni tego, że muszę cię chronić i sprawić, żebyś była bezpieczna.
Te słowa sprawiają, że grunt usuwa mi się spod nóg. Nie mogę uwierzyć, że mówi takie słowa, do mnie. Do dziewczyny, którą zna zaledwie dwa tygodnie i nic do niej nie czuje.
Takie słowa powinien powiedzieć swojej dziewczynie. Ciekawe, czy to robi?
- Cześć, Luke – uśmiecham się do niego smutno i wsiadam do samochodu.

*


Siedzimy z Calum’em w kawiarni, jedząc na spółkę kawałek sernika, popijając mrożoną kawą. To wielka bomba kaloryczna, której normalnie bym nie zjadła, ale mam podły humor. A to wszystko przez Luke’a. Mąci mi w głowie. Mam sprzeczne emocje. Chcę mu ufać, ale nie wiem czy mogę. Czuję się niepewnie w jego towarzystwie i nie wiem, czego mogę się spodziewać z jego strony. Poza tym ma dziewczynę! To od razu sprawia, że wolę trzymać się na u boku.
- Kayla, słuchasz mnie w ogóle? – Calum pstryka palcami tuż przed moim nosem.
- Co? Tak – kiwam energicznie głową.
- Powtórz ostatnie zdanie – poleca.
- Chcę obronić wszystkie zagrożone gatunki wielorybów w oceanie śródziemnomorskim – żartuję
- Zabawne – prychna. – Co jest?
- Nic – odparłam od razu.
- O co chodzi z Luke’m? – pyta oblizując widelczyk.
- A o co ma chodzić? – zgrywam głupią i nabijam kawałek ciasta.
Czy on się domyśla? Błagam nie! Nie potrzebuję tego. Luke jest jego przyjacielem, pewnie wszystko mu wygada. Nie mam ochoty na to.
- Okej, możesz udawać, że nic między wami…
- Nie ma niczego między nami! – warczę.
Ten temat mnie frustruje. Niech on się nie wtrąca. Nie potrzebuje żadnego kazania, ani porady. Poradzę sobie z tym sama.
A Calum nie jest pieprzoną przyzwoitką. Niech się nie wtrąca w nie swoje sprawy.
Od razu tracę apetyt i z nerwów rozbolewa mnie brzuch. Mam ochotę wrócić do domu i schować się pod kołdrą.
- Wrzuć na luz – unosi ręce w geście obronnym. – Złość piękności szkodzi.
- Nienawidzę cię – warczę i wbijam widelczyk w kawałek ciastka.


*

Czekam na Nancy, aż wróci z pracy, żebyśmy razem mogły ugotować kolację. Równocześnie słucham muzyki na laptopie i przeglądam Facebook’a.
Ten dzień jest strasznie dziwny. Od początku do końca.
Nie mogę do końca uwierzyć w to, co powiedział Luke. Albo raczej w jego słowa. I do tego Sasha. Jest taka miła i wydaję się być przyjacielska. Gdybym nie wiedziała, że jest w związku z Hemmings’em to pewnie wyskoczyłabym z nią na kawę. Fakt, że są razem odtrąca mnie.
Wczorajszy dzień to norma w porównaniu z dzisiaj. Wczoraj zawiozłam na trening Ginger, a potem nawet dogadałam się z Ashton’em.
Właśnie! Obraz!
Pamiętam o tym, jak wczoraj Ginger napomniała, że uwielbia autora obrazu, który wisiał u nas w przedpokoju.
Wyjmuję słuchawki z uszu i zbiegam na dół. Ten obrazek to nie żadne arcydzieło. Zwykła martwa natura w ciemnych, nieprzyjemnych kolorach.
Poza tym jest oprawione w grubą, ciemnozieloną ramkę. Nie ma tu żadnego podpisu. Może jej się pomyliło? W każdym razie to dziwne.
Odchylam obraz od ściany i tam małymi literkami w dolnym rogu jest wypisany autograf. Czarnym tuszem widnieje napis: David Silver.
A kim, do cholery, jest David Silver? Przepraszam, ale czy Nancy jest jakąś wielbicielką beznadziejnych obrazów? Artystyczna dusza się w niej obudziła?
Jestem lekko zdezorientowana, ale również i zaciekawiona, więc postanawiam wyszukać jego nazwisko w Internecie.
Wracam na górę do swojego pokoju, gdzie jest o wiele cieplej, niż na dole. Wpisuję w Google imię i nazwisko autora, ale nie pojawia się żadna grafika. Są strony, ale nie mające nic wspólnego z malarzami.
Aż w końcu na dole znajduję link. Jest to strona internetowa pewnego liceum w Santa Monica. W zakładce opisane są zjazdy licealne sprzed kilku lat.
Jest dużo zdjęć. Imię i nazwisko tej osoby pojawia się na przełomie lat 2000/2001r. Jest tam zdjęcie grupowe przy ognisku.
Kolejno przyglądam się wszystkim twarzom, aż dostaję szoku.

W środku siedzi mój ojciec!


Elie: Ciągle zastanawiam się, dlaczego tylko trzy komentarze? Nie podobał wam się ostatni rozdział? Jeśli tak to możecie mi o tym powiedzieć, naprawdę. Po prostu smutno tak wchodzić na bloga od tygodnia i widzieć, że nic się nie kręci. 
Nie chciałam wracać do tego limitu, ale chyba będę musiała. Jeśli wy w ogóle chcecie dalej, żebym go prowadziła. 
Teraz pomyślicie, że jestem straszna! Przepraszam za tą notkę, ale chcę być z wami po prostu szczera. 
Miłego wieczoru <3

10 KOMENTARZY=NOWY ROZDZIAŁ

sobota, 18 października 2014

Rozdział 8

Budzę się o godzinie dziewiątej, co jest do mnie niepodobne. Zanim wstaję z łóżka leżę jeszcze przez piętnaście minut w nim rozmyślając o ostatniej nocy.
Dlaczego Luke’owi tak zależało na „przebaczeniu”. Nie może przewidz
ieć przyszłości. Tym bardziej, czemu chcę się mną „opiekować”? Wiem, że się powtarzam, ale jak każdy inny człowiek potrafię zadbać o siebie sama. Nie potrzebuję ochroniarza. Jeśli on wymaga ode mnie zaufania to ja też tego wymagam. Chcę, żeby powiedział mi, dlaczego mnie strzeże, jak anioł stróż i jaki związek ma z tym Nancy? To by było zbyt proste, jeśli powiedziałby mi wszystko od ręki.
Kolejna sprawa. Ashton „Debil” Irwin. Po jakiego ciula włożył mi tą karteczkę pod wycieraczkę? Czy on też jest w to zamieszany? To bardzo możliwe. Luke wczoraj w rozmowie z Calum’em wspomniał, że Ashton i on znają Nancy.
Ciekawe, co by było gdybym wspomniała o nim przy śniadaniu?
Ashton chce mnie przed czymś uprzedzić? Czemu to musi być takie pogmatwane?
I Calum. Muszę przygotować na poranne przesłuchiwanie ze strony Nancy. Dlaczego palnął taką głupotę? Co za kretyn!
Postanawiam wstać z łóżka.
Ziewam i drapię się po głowie, schodząc po schodach do kuchni.
Nancy siedzi przy stoliku i pije kawę oraz przegląda coś w laptopie. Nalewam kawy do kubka siadam naprzeciwko niej w milczeniu.
Jestem niewyspana i nie wiem, co będę dzisiaj robić. Zastanawiam się, jak Leslie bawiła się na dyskotece. Jak na razie ja się nie wybieram na kolejną.
- A więc masz teraz nowego chłopaka? – pyta Nancy spoglądając zza monitora.
Kręcę przecząco głową i upijam łyk.
- Kayla, może nie jestem już taka młoda, jak kiedyś, ale wiem, co to znaczy kiedy wieczorem wychodzisz z kolegą i wracasz o pierwszej w nocy – patrzy na mnie wyczekująco. – Mam nadzieję, że jeszcze bez seksu, hm?
- Nancy! – bulwersuję się. – Calum nie jest moim chłopakiem!
Brunetka otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy dzwoni dzwonek do drzwi. Nie zamierzam podnosić się z krzesła. Ona nic nie rozumie, a ostatnie do czego szczęścia mi potrzeba to właśnie Calum Hood.
Nancy wstaje z krzesła i idzie przez korytarz od drzwi.
Kawa jest letnia i nie za bardzo mi smakuje, ale nie przeżyje dnia bez kawy. Tym bardziej, kiedy moje noce są nieciekawe. Nadmiar emocji sprawia, że nie sypiam dobrze. O ile w ogóle sypiam.
- Kayla, to do ciebie! – woła Nancy, przy drzwiach.
Wstaję z krzesła i obracam się w jej stronę. Podnoszę kubek do ust, żeby dopić do końca, ale kiedy widzę w drzwiach Cal’a, wylewam wszystko na swój dekolt.
- Kurwa! – warczę pod nosem.
Jego wprawia to w rozbawienie, ja jestem wściekła do kości, a Nancy karci mnie wzrokiem.
Wraca do kuchni i rzuca we mnie ścierką.
- Słownictwo! – upomina mnie i przenosi laptopa do salonu.
Pocieram szarą bokserkę ścierką i podchodzę do drzwi, w których stoi brunet.
No cóż… Jeśli poranek źle się zaczął to podobnie może być z całym dniem.
Czego on tu chcę? Czy nie należy mi się choć jeden dzień odwyku od ich kliki?
Jeden dzień! Od dwóch tygodniu mieszkam w Santa Monica i ani jednego dnia, który cały spędziłam w domu. Mogłabym poczytać książkę, oglądnąć film, cokolwiek! Nie jest mi to dane.
- Co tu robisz? – pytam, kładąc dłoń na biodrze.
- Chyba masz kiepską pamięć – krzywi się. – Mówiłem, że zabiorę cię na zakupy. Rekompensata za wczorajszą noc.
- Mówiłam to w żarcie – mamroczę obojętnie, chociaż jestem w szoku.
Czy on naprawdę jest w stanie spędzić ze mną dzień w centrum handlowym? To poważny krok, ponieważ ja mogę chodzić po sklepach cały dzień, a w sklepie spędzić godzinę.
- A ja nie – wzrusza ramionami. – Tamta spódnica była bardzo ładna, więc może powinniśmy poszukać nowej?
- Nie wiesz, na co się piszesz, Hood – wzdycham i wpuszczam go do środka.
- Dokładnie! – dodaje Nancy z salonu, kiedy przechodzimy obok. – Nawet ja z nią nie wytrzymuje. To samobójstwo pójść z nią na zakupy bez określonego celu. Ale czego nie robi się dla miłości…
- Nancy! – sykam, piorunując ją spojrzeniem.
- Ma pani świętą rację – zgadza się z nią Calum i obejmuje mnie w pasie.
Czy ty sobie jaja robisz? To wcale nie jest zabawne! Jeśli Nancy weźmie to na poważnie, to za niedługo zaprosi go na kolację, później wyjedziemy na wspólne wakacji i skończy się to ślubem. Nie chcę wyjść za mąż za Calum’a!
Morduję go wzrokiem. Dla niego to rozrywka!
- Więc, może kochanie – akcentuje mocno to słowo z przesłodzonym uśmiechem. – Pójdziesz ze mną na górę?
- Oczywiście – odpowiada mi tym samym.
Zaraz wybuchnę, przysięgam. Gdzie jest do cholery Leslie i czemu się nie odzywa?! Potrzebuję jej w tym piekle zwanym moim życiem. Nieznani mi ludzie czyhają na moje życie, Luke przeprasza mnie praktycznie za nic, a Calum bawi się, udając mojego chłopaka!
Weszliśmy do mojego pokoju i Calum od razu rzucił się na moje łóżko.
- Jakie miękkie! – wzdycha i układa dłonie pod głową.
- Teraz już możesz przestać zachowywać się, jak pajac – warczę i otwieram szafę. – Jak w ogóle możesz udawać mojego chłopaka przy Nancy! To nie jest zabawne do twojej wiadomości!
- Zawsze się tak denerwujesz? – pogrywa ze mną z cwanym uśmieszkiem.
- Nie prowokuj mnie, Calum – posyłam mu mordercze spojrzenie, odwracając się od szafy.
Ściskam koszulkę, którą trzymam w dłoni.
- Co ty mi możesz zrobić? – kpi ze mnie. – Jesteś drobna i niższa. Nawet palca mi nie skręcisz.
Czuję, jak krew buzuje mi w żyłach, czuję złość, która przejmuje nade mną kontrolę, czuję adrenalinę i chęć zabicia tego debila!
W mgnieniu oka łapię jego nadgarstki i pochylam się nad nim na łóżku. Wciskam jego ciało w łóżko, ale on nie wydaje się odczuwać bólu. Patrzy mi prosto w oczy, pewny i śmiały. Ja wykorzystuje swoją siłę, żeby się na nim wyżyć, aż w końcu słyszę, jak rama łóżka pęka.
Postanawiam odpuścić, kiedy orientuję się, że właśnie sama połamałam sobie łóżko.
W jego oczach widzę podziw. Złość opuszcza moje wnętrze, a na jej miejsce pojawia się zdezorientowanie i… To samo uczucie, kiedy szybko biegnę. Czuję się wypompowana z energii. Jakby mój zapas za szybko się wyczerpał.
Odwracam się do niego plecami i odchylam głowę do tyłu. Rozluźniam ramiona, które nagle stały się, jakby o tonę cięższe.
Nie mam zamiaru patrzeć na jego bezczelną twarz, więc po prostu ściągam z siebie bokserkę. Jestem ciekawa jego miny, ale nie odwrócę się przodem.
Zakładam biały top z długim rękawem, głęboko wyciętym dekoltem zaznaczającym biust i z odkrytym brzuchem.
Zaczynam szukać w czarnych dżinsów, ale przypominam sobie, że zostawiłam jej w łazience na suszarce.
Bez słowa zostawiam go w pokoju i zmierzam do łazienki. Ubieram obcisłe spodnie z wysokim stanem i przeczesuje włosy, układając je na lakierze do włosów.
Ponownie wracam do pokoju i tym razem siadam przy toaletce.
- Nie jesteś pod wrażeniem tego, co zrobiłaś? – pyta nagle, opierając się o ścianę przy wyjściu.
- Jestem – odpowiadam prosto i nakładam tusz do rzęs.
- I tyle? – docieka.
- To nie pierwszy raz, kiedy coś takiego ma miejsce – postanawiam wziąć go pod nóż. – Cal, nie jestem głupia. Wiem, że wydarzenie w klubie, wczoraj, wasza grupa, Nancy i moja rodzina, a szczególnie mój brat… Wiem, że to wszystko jest ze sobą połączone i nie musisz się bać o dyskrecje. Jeśli wszyscy tak bardzo boicie się Nancy, ona nic nie wie. Jeśli wy oczekujecie, że ja wam zaufam, wy musicie zrobić to samo i powiedzieć mi prawdę – mówię, a jego źrenice rozszerzają się z każdym słowem, które wypowiadam.
Spoglądam na jego lustrzane odbicie i wracam do makijażu.
- Nie chcielibyście, żebym dowiedziała się tego w inny sposób, prawda? Chyba, że wam nie zależy albo przynajmniej Luke’owi – dodaję i chowam kosmetyki do szuflady.
Zakładam przez siebie czarną listonoszkę i biorę do ręki moje stare Leonki.
Ubieram czarne Martensy i kieruję się do wyjścia.
- Problem w tym, że ta gra nie jest na twoich zasadach, Kay – Calum odzyskuje zimną krew. – Ani na naszych. Jednakże to od ciebie zależy, jak potoczy się przyszłość.
- Jakbyś nie mógł mi dać wskazówki. Komu mogę ufać, a komu nie? – proponuję.
- Osoby w twoim środowisku są dla ciebie. Możesz im ufać – zapewnia.
- Nie, jeśli osoba, która cię wychowała ukrywa przed tobą tyle tajemnic – wzdycham i wychodzę z pokoju.
- Kogo masz na myśli? Nancy? Dowiedziałaś się czegoś? – dołącza do mnie, kiedy ruszam do schodów.
- Coś za coś, Hood – uśmiecham się do niego złośliwie i zbiegam na dół.
Teraz już nie mam wątpliwości. To bardziej mnie motywuje do tego, żeby poznać prawdę. I czuję, że wplątuję się w coś niebezpiecznego, ale nie pozwolę sobie na życie w ciągłym kłamstwie. Czy tego chcą czy nie. Najpierw odnajdę mojego brata, a później dowiem się reszty.
Nancy nie zmieniła swojej pozycji, nadal siedzi na kanapie i przegląda coś w Internecie. To odpowiedni moment, żeby powiedzieć jej o złamanym łóżku.
- Nancy, musimy zamówić nową ramę do łóżka – oznajmiam jej, biorąc do ręki zielone jabłko ze stołu.
- Jak to? – unosi brwi, zdziwiona.
- Um… Calum wypróbował jego jakość dosłownie rzucając się na nie – wyjaśniam daleko mijając się z prawdą.
Oczy Nancy robią się, jak spodki. Mam nadzieję, że nie wzięła tego dwuznacznie, ale w tamtym momencie nie myślę o tym.
- Mogę za to zapłacić – proponuję brunet, widząc zakłopotaną minę kobiety.
- Oj przestań! – jęczę i pchnę go ku wyjściu.
Zostawiamy osłupioną Nancy w domu i kierujemy się do jego samochodu.
Jest to szarego koloru terenowa Toyota. Wygląda ładnie, ale dla mnie każdy duży samochód jest cudowny. Po prostu je uwielbiam!
Wsiadam na miejsce pasażera i zapinam pasy. Calum robi to samo.
- O co ci chodziło? – parska i wkłada kluczyki do stacyjki.
- Przestań chwalić się forsą. Nancy nie pracuje w barze szybkiej obsługi, stać nas na wymianę ramy łóżka – mówię mu.
- Nie chwalę się – odpowiada naburmuszony.
Przewracam oczami i podgłaśniam radio, kiedy słyszę muzykę do „Jenny from the block” Jennifer Lopez.
Zaczynam śpiewać na głos refren i ruszać ramionami w rytm melodii. Uwielbiam tą piosenkę, chociaż jest stara, a ja za bardzo nie przepadam za Lopez. W każdym razie jest ona moją ulubioną.
Calum zaczyna się ze mnie naśmiewać, ale ja nie przestaję śpiewać.
- Don't be fooled by the rocks that I got I'm still, I'm still Jenny from the block – Calum w końcu dołącza do mnie I kończmy na tym, że razem z J-Lo zdzieramy swoje gardła śpiewając jej hit.
Oboje się z śmiejemy z tego, co przed chwilą się stało. To niemożliwe, że Calum Hood potrafi być zabawny.
Mój śmiech jest szczery po raz pierwszy od kilku dni i to dzięki temu… Chłopakowi.
Nagle orientuję się, że nie jedziemy do centrum handlowego Santa Monica.
- Gdzie ty mnie tak właściwie wieziesz? – pytam, opierając głowę o szybę.
- Do Los Angeles – odpowiada zerkając na mnie.
Unoszę brwi zaskoczona, ale posyłam mu pełen zdziwienia wzrok.
Ciekawe, czy tak samo zachowuje się w towarzystwie chłopaków. A może oni są tak samo wyluzowani, jak on? W tym momencie nachodzi mnie myśl, co robi teraz Luke. I pierwsze, co przychodzi mi do głowy to to, że zajmuje się pewnie swoją dziewczyną.
Nie mogę pozwolić sobie na zepsuty humor. Nie dzisiaj. I nigdy.
- Tu jest zupełnie inaczej, niż w Nowym Jorku – zauważam podziwiając małe miasteczka i wsi.
Odsuwam szybę i pozwalam wietrze rozwiewać moje włosy. Nie jestem do końca przyzwyczajona do krótkich włosów, ale daję sobie jeszcze tydzień.
- Cieplej – odzywa się w końcu Cal.
- I życie wydaje się tu szczęśliwe – dodaję, patrząc w dal.
- A nie jest? – dziwi się brunet.
- Nie, jeśli nie masz rodziny i ciągle żyjesz w kłamstwie – spoglądam na niego znacząco.
- Wyluzuj, Nancy jest świetna. Poza tym masz Leslie i… - zawiesza głos na chwilę – mnie.
- Dlaczego akurat od teraz? – marszczę brwi.
- Przyznaję, z początku za tobą nie przepadałem – podejmuje. – Ale nie jesteś taka zła.
- Och, dzięki, Calum – udaję poruszoną i przykładam dłoń do klatki piersiowej. – Jestem ci wdzięczna!
- Wyczuwam ten sarkazm – przewraca oczami w moją stronę.


*

Nie wiem, co powiedzieć, kiedy orientuję się, że Calum parkuję na Rodeo Drive.
Nie należymy z Nancy do najbiedniejszych. Ona pracuje jako kosmetyczka. Robi paznokcie, przedłuża rzęsy i zajmuje się przekłuwaniem uszu. Zarabia przeciętnie, ale na pewno nie kokosy. Nie mogę pozwolić sobie na zakupy na Rodeo Drive, jedna bluzka przewyższa moje kieszonkowe.
Ciuchy są tutaj cudowne i przyznaję po raz pierwszy jestem na Rodeo Drive i od razu żałuję. Nie mogę tu nic kupić chociaż uwielbiam zakupy.
Calum jednak nie wydaję się być zrezygnowany albo, chociaż poruszony.
- Co my tu robimy? – pytam i wysiadam z samochodu.
Byłam pewna, że żartował, kiedy mówił, że zabierze mnie na zakupy. Teraz jestem w szoku. Faktycznie dotrzymuje słów.
- Niby jesteś taka mądra, ale nie rozumiesz prostych słów – przekomarza się.
- Przestań mnie wkurwiać – warczę pod nosem. – Nie chodzę na zakupy akurat tutaj. Nie możemy wybrać jakiegoś centrum handlowego?
- Teraz to ty mnie wkurwiasz – Calum łapie mnie za rękę i ciągnie mnie w stronę sklepu z pięknymi sukienkami. – Czego nie zrozumiałaś w zdaniu: „ Zabieram cię na zakupy”? Ukryty podtekst: „ Ja za nie płacę”.
- Nie potrzebuję, żebyś za mnie płacił – upieram się.
- Na litość Boską, Kay! – jęczy. – To przeze mnie podarłaś swoją spódnicę, postanowiłem to odpokutować. Powinnaś się cieszyć, że ktoś chce cię zabrać na zakupy i za to płacić!
Stoimy przed szklanymi drzwiami do butiku. Przechodnie patrzą się na nas, jak na wariatów. Dobrze, że tu nie mieszkam. Nikt nas nie zna.
- Wątpię, że cię na to stać – kładę dłoń na biodrze.
- Jeszcze mało o mnie wiesz – wzdycha i otwiera drzwi, po czym puszcza mnie przodem.
Sklep jest wielki i dwupiętrowy. Przeważa w nim biel. Pomieszczenie zajmują stojaki z ciuchami, komody i półki. Wszędzie widzę sukienki, buty i torebki. Istny raj. W gablotach leżą piękne biżuterie, jestem wniebowzięta.
Nie wierzę, że Calum’a na to stać. Czy jego rodzice to mafia? Czy on w ogóle ma rodziców?
Podchodzę do ściany, na której wiszą piękne koktajlowe sukienki.
Zaczynam je przeglądać. Każda jest piękna. Turkusowa, miętowa, różowa, czarna i złotawa. Są piękne, ale… Coś mi w nich nie pasowało. Może to dlatego, że to nie mój styl.
Calum patrzy na mnie pytająco i zaczyna ruszać w moją stronę.
- Są śliczne, ale zbyt… Idealne. Bałabym się je włożyć – oznajmiam, dotykając materiału jednej z niej.
- Już mówiłem, że cena…
- Nie chodzi o cenę – przerywam. – Przestań być takim materialistą. Chodźmy do innego sklepu, w którym będzie coś…W miarę normalnego.
- Oświeć mnie, Kayla – błaga.
- Spokojnie, wiem, gdzie to jest. Słyszałam o nim kilka razy – mówię mu i ciągnę go za rękę w stronę wyjścia. – Zaufaj mi.

*

W końcu jedziemy do sklepu również na Rodeo Drive. Trochę różnią się od tamtego, bo jest wyposażony w ciuchy casual’owe*, a tamten w stylu  ekskluzywnym i wieczorowym, jakbym miała  iść na galę MTV VMA. Natomiast ten sklep jest idealny. Znajdują  się w nim przeróżnego rodzaju spodnie, bluzki, koszule i kardigany.
Wpadam tam niczym huragan i porywam wszystko, co wpada mi w oko. Czarne skórzane ogrodniczki, biała koszula, czarne botki, koszulkę z Guns’n’Roses i brązowy kardigan.
Calum pomaga mi zanieść wszystko do przymierzalni. Jestem myśli, że zaraz oznajmi mi, iż nie zapłaci za to wszystko. Jednak tego nie robi. I tak nie pozwolę mu tego wszystkiego kupić, wystarczy mi jedna rzecz, resztę ja zapłacę.
Zakładam na siebie koszulkę z Guns’n’roses. Jest czarnego koloru z wycięciami po bokach.
Odsuwam zasłonę i pokazuję się chłopakowi, który siedzi na pufie przy ścianie naprzeciwko.
Brunet patrzy na bluzkę, po czym wstaje z pufy i znika w sklepie.
Opieram się o ścianę i czekam na niego.
Ciekawe, co teraz robi Luke? Może jest ze swoją dziewczyną? Czy ona wie, że on ma się mną „opiekować”? A jeśli tak to czy nie jest zazdrosna? Na pewno nie wie. Pewnie mu ciężko utrzymać to w tajemnicy przed nią skoro ją kocha.
Godzę się z tym, że mam pecha do facetów. Poza tym on na pewno nie myśli o mnie w ten sposób. Jego dziewczyna jest ode mnie o wiele ładniejsza.
A dlaczego to Calum nie może dbać o moje bezpieczeństwo? Od kilku dni mam z nim lepszy kontakt. Jest bardziej wyluzowany i dobrze się dogadujemy.
Wszystko jest za bardzo popieprzone i jeśli szybko nie dowiem się prawdy to wyląduje w wariatkowie.
Brunet w końcu wraca do przymierzalni i trzyma tą samą bluzkę, co mam na sobie tylko, że w rozmiarze męskim.
Uśmiecham się do niego mrużąco oczy i wpuszczam go do środka. Ten bez skrępowania zdejmuje z siebie T-shirt. Ma ładne, opalone ciało i kilka tatuaży.
Wygląda seksownie.
- Przestań się ślinić – parska śmiechem, patrząc na moje lustrzane odbicie i zakłada bluzkę.
- Chciałbyś – prycham.
Wyglądamy jak bliźniaki. Oboje mamy czarne dżinsy i tą bluzkę. To śmieszne, dlatego parskam śmiechem pod nosem.
- Bierzemy – oznajmia.
Zdejmuje z siebie koszulkę i wkłada swoją, po czym wychodzi.
Ja dokańczam przymierzanie reszty ciuchów i wszystkie mi się podobają. Sklep nie jest taki drogi, jak poprzedni, więc mogę pozwolić sobie na taki wydatek.
Wychodzę z przymierzalni z ciuchami pod pachą i zmierzam do kasy.
Podaję Calum’owi bluzkę, a za resztę ja płacę.
Hood zaczyna się ze mną kłócić, że to on mnie zabrał na zakupy i, że to on płaci. Nie zgadzam się z nim, więc dyskretnie podaję kasjerowi banknot.
Uśmiecham się przebiegle do Cal’a, kiedy chłopak za kasą pakuje mi ciuchy do reklamówki.
Zadowolona z dzisiejszego dnia wychodzę ze sklepu z uniesioną głową.


*

- Głowa mi pęka – jęczy Nancy i siada obok mnie na kanapie ze szklanką aspiryny. – Byli panowie i naprawili ci łóżko.
- Dzięki – uśmiecham się do niej.
Kładzie mi głowę na ramieniu i dołącza do oglądania Dr. House. Oglądałam już wszystkie sezony, ale uwielbiam ten serial.
Po powrocie do Santa Monica, Calum odwiózł mnie do domu i był na mnie zły za to, że nie pozwoliłam mu zapłacić za zakupy.
Kiedy tego nie zauważyłam on wsadził mi do kieszeni dwieście dolarów. DWIEŚCIE DOLARÓW. Sto za zakupy i sto na zakup ramy łóżka.
Oczywiście wydarłam się na niego, ale on po prostu wepchał mnie do własnego domu i zostawił mnie.
Godzinę później napisał do mnie, że zobaczymy się w szkole i dziękuje za udany dzień.
On za często podnosi moje ciśnienie.
- Trzeba zrobić zakupy – wzdycha Nancy i kładzie się na długości kanapy.
- Zrób mi listę to pójdę do Target’u – proponuję.
- Kup tylko kilka bułek, wodę i mleko – oznajmia.
- Okej – kiwam głową i wstaje z sofy.
Ubieram buty i zakładam na siebie szarą bluzę z Gap’a  i wychodzę.
Target znajduje się za rogiem. Przeklinam w myślach, kiedy orientuję się, że nie wzięłam żadnej siatki. Na szczęście zakupy nie są duże i zmieszczę je do swojej torebki.
Na dworze jest już ciemno a zegarek wskazuje godzinę dziewiątą.
Zakładam dłonie na piersi, kiedy czuję, jak wiatr mocno wieje. Na ulicy jest pusto. Widzę pojedynczych ludzi po drugiej stronie ulicy. Latarnie oświetlają pomarańczowym światłem jezdnie, a suche liście łamią się pod podeszwą moich butów.
Skręcam w prawo i spotykam się z neonem Target. Drzwi automatycznie się odsuwają, a ja wchodzę do ocieplonego marketu.
Biorę ostatnie bułki, jakie zostały,  mleko i wodę. Przy kasie nie ma nikogo, a ekspedientka rozwiązuje krzyżówkę.
Wyładowuje zakupy na taśmę i wyciągam portfel, kiedy kobieta zaczyna skanować produkty.
Chowam je do torebki i płacę za zakupy.
Wychodząc przechodzi mnie dreszcz. Mam ochotę wrócić do sklepu, chociażby dlatego, że jest tam o wiele cieplej, niż na dworze.
Nie lubię skoków temperatury w Santa Monica. Nocą jest zimno, a za dnia jest ciepło.
Ściskam pasek od torby i zaciskam zęby, po czym wracam do domu.
Nagle dostrzegam kogoś pod drzewem. Sylwetką przypomina faceta. Jest wysoki i… Przerażający. Nie wiem, co mam robić. Jeśli to jakiś bandyta? Skłaniam się do tego, żeby przejść na drugą stronę. Naprawdę zaczynam się bać.
Rozglądam się, czy żaden samochód nie jedzie i kieruję się w stronę przejścia.
- Zaczekaj – czuję, jak ktoś łapie mnie za łokieć.
Kamień spada mi z serca, kiedy rozpoznaję głos.
- Oszalałeś?! – krzyczę na niego. – O mało nie dostałam zawału.
Luke przewraca oczami i wsadza ręce do kieszeni.
- Słyszałem, że byłaś dzisiaj w LA z Calum’em – mówi i przygryza wargę.
Widzę w jego oczach niepewność. O co mu chodzi?
- Owszem – przytakuję i splatam dłonie na piersiach.
- Dobrze się bawiłaś? – pyta z lekką pretensją.
- Taa… - odpowiadam, lekko wzburzona. – To przesłuchanie? Zaczaiłeś się w krzakach, żebym zdała ci sprawozdanie z mojego dnia?
- Nie wiedziałem, co się z tobą działo – syczy chłodnym tonem. – Aż tak bardzo zaprzyjaźniłaś się  z nim?
- Sugerujesz, że nie powinnam mu ufać, czy, że nie powinnam w ogóle z nim rozmawiać? Wyluzuj, jesteśmy tylko znajomymi. On jedyny chce złapać ze mną dobry kontakt, nie wspominając o reszcie. Nawet o tobie – warczę poirytowana.
- Jesteś strasznie głupia. Jemu wcale nie zależy na twojej przyjaźni, tylko na tym, żebyś wskoczyła mu do łóżka – parska.
Moje źrenice rozszerzają się do granic możliwości, ale staram się mu pokazać, że wcale mnie to nie rusza.
- Moim zadaniem – kontynuuje – jest zadbać o twoje bezpieczeństwo, ale nie będę wtrącał się w twoje prywatne życie. To tylko taka koleżeńska rada.
- Doprawdy? – uśmiecham się złośliwie. – W takim razie ja również mam dla ciebie koleżeńską radą. Zajmij się sobą i swoją dziewczyną. Jestem dużą dziewczynką i wiem, co robię. Nie wpłyniesz na żadną z moich decyzji, jeśli o to ci chodzi, Luke.
Patrzy na mnie z lekko rozchylonymi ustami. Luke zero, Kayla jeden.
Wspinam się na palcach, żeby dosięgnąć ustami do jego ucha.
- Dobranoc, Lukey – szepczę.

*casual – tu: styl casul’owy, styl na co dzień.


Elie: Wiem, że miałam dodać rozdział, kiedy pojawi się dziesięć komentarzy, ale nie wiem, kiedy dodam następny, bo mam trochę nauki, więc to będzie taki wcześniejszy prezent.
I co powiecie na Laylę? Chciałam dodać trochę dramatyzmu do tego rozdziału, ale nie wiem, czy mi się udało. A co z zakupami z Calum'em. Ja dosłownie też bym tak chciała. Mój chłopak chyba nie wytrzymałby ze mną na zakupach. 
A także! Stworzyła Twittera do opowiadania. Jest on w zakładce "TWITTER". Możecie do mnie pisać, ZAWSZE DAJĘ FOLLOW BACK i używajcie hashtagu #TouchOfDeathPL 
Czekam na wasze komentarze i opinie, co do rozdziału.
Kocham mocno! <3