Budzę
się o piątej rano. Całą noc nie mogłam spać. Kiedy odkryłam, że to mój ojciec
namalował ten obraz od razu chciałam zadzwonić do Leslie i oznajmić jej, że
możemy zacząć szukać mojego brata, ale wtedy Nancy wróciła do domu i
postanowiłam to zostawić.
Przez
cały wieczór musiałam udawać, że wszystko jest w porządku i opowiadać jej o
Calum’ie. Musiałam w końcu to przerwać. Spędziłyśmy ze sobą cudowny czas i
poszłyśmy do łóżka o pierwszej w nocy.
Bez
budzika budzę się o piątej rano. Na dworze jest jeszcze szarwo. W pidżamie
schodzę na dół do salonu i siadam na kanapie, włączając telewizor.
Oglądam
kolejny odcinek „Zaginionych” na ID i staram się oczyścić mój umysł od
wszelkich problemów.
Zagłębiam
się w historię Niqui McCown, która zaginęła w 2001r. i do tej pory jej nie
odnaleziono.
Nagle
mój telefon wibruję. Otrzymuje wiadomość od Calum’a. Pisze, że przyjedzie po
mnie o siódmej.
Dlaczego
nie śpi o tej porze? Co za dziwak!
Dokańczam
odcinek, a zegarek wskazuje godzinę szóstą. Postanawiam wrócić na górę i się
przebrać.
Ubieram
czarną, pudełkową tunikę w białe paski, a na wierzch zakładam dżinsową kurtkę.
Sznuruję
czarne conversy i zaczynam nakładać makijaż. Równocześnie słyszę, jak Nancy
wstaję z łóżka. Dokładnie, każdy jej ruch, skrzypnięcie łóżka i westchnięcie.
To niemożliwe, że te ściany są tak cienkie. Ze mną naprawdę jest coś nie tak.
Rozczesuję
włosy i dopakowuję ostatnie książki do torby, po czym schodzę ponownie na dół.
-
Cześć, skarbie! – wita mnie brunetka z szerokim uśmiechem na twarzy. – W piątek
jest noc zakupów w centrum handlowym. Może się wybierzemy?
-
Możemy – wzruszam ramionami. – O której się zaczyna?
-
O dziewiątej – odpowiada, nalewając do kubka kawy. – Wcześniej możemy iść do
chińczyka zjeść coś.
-
Jasne – uśmiecham się do niej. – Lecę, Calum czeka przed domem!
Szybkim
krokiem kieruję się do wyjścia.
-
Ucałuj go ode mnie! – żartuje.
Wychodzę
z domu i ruszam do samochodu, który stoi przed podwórkiem.
W
środku siedzi Calum w czarnej koszulce na ramiączkach i czarnych raybanach na
nosie.
Wsiadam
do środka i zapinam pasy, po czym stawiam torebkę między nogami.
Jestem
niewyspana i zmęczona. Nie mam zapału na szkołę dzisiaj. Totalny leń.
Z
początku siedzimy w milczeniu. Hood jakby wyczuwa mój nastrój nie odzywa się.
Ja w tym czasie zastanawiam się, jak będzie wyglądać dzień w szkole i czy
zobaczę Luke’a. Muszę się z niego wyleczyć. I to jak najszybciej.
-
Chcesz o tym pogadać? – pyta nagle, ściszając radio.
-
Wyglądam na taką? – odpowiadam również pytaniem.
-
Czasami lepiej się wygadać – wzdycha i włącza kierunkowskaz, po czym skręca w
uliczkę prowadzącą pod naszą szkołę.
-
Chodzi o niego, prawda? – unosi brew. – Kiedy cię poznałem, wyglądałaś na taką,
która jest w stanie odeprzeć jego urok. I myślę, że byłoby tak do tej pory,
gdyby nie to, że on musi być obok ciebie, praktycznie cały czas, żeby cię
chronić.
-
Dlaczego ty nie możesz tego zrobić? – patrzę na niego, zmęczonym wzrokiem.
-
Chciałabym móc, ale to nie moje zadanie – kręci głową, parkując samochód pod
szkołą.
Brunet
nie czekając na moją reakcję wysiada z samochodu.
Wzdycham
poirytowana i zabieram torebkę spod nóg, po czym również wysiadam.
Calum
stoi oparty o maskę samochodu, kiedy do niego dołączam. Wiatr rozwiewa moje
włosy na twarz i niezgrabnie zbieram je za ucho.
-
Spędzasz ze mną o wiele więcej czasu, niż on. Czuję się bardziej bezpieczna z
tobą, niż z nim. Gdyby nie ty, wtedy na dachu, ten typ prawdopodobnie by mnie
zabił – zauważam, z lekką pretensją.
-
On jest przy Tobie cały czas, tylko go nie widzisz. Poza tym jestem pewien, że
sama dałabyś mu radę – zakłada ręce na wysokości klatki piersiowej.
-
Dlaczego go bronisz? – pytam, kładąc dłoń na biodrze.
-
Nie bronię go. To jest prawda, Kay – kwituje.
-
W tym mieście, już nie wiem, co jest prawdą, a co nie jest – oznajmiam i
zakładam torbę na ramię. – Czasami zastanawiam się, co by się stało, gdyby
została z Nancy w Filadelfi.
Nie
czekam na jego reakcję, ani odpowiedź tylko kieruję do głównego wejścia
szkolnego.
Dzisiaj
mam beznadziejny humor. Będę wszystko ignorować, będę obojętna i zimna. To jest
najgorsza strona mnie, którą czasami staram się ukryć.
Brak
snu i wiele myśli na głowie uwalniają drugą mnie. Tą beznadziejną nudziarą,
którą się staję.
Sprawdzam
zegarek w telefonie i okazuje się, że zostało mi pięć minut do lekcji.
Wchodzę
po schodach na górę, kierując się do Sali od Francuskiego.
*
Siedzę
z chłopakami przy stoliku i obserwuję wejście do kafeterii na zewnątrz.
Stolik,
przy którym zazwyczaj siedzi Kayla, jest zajmowany jedynie przez Leslie, która
rozmawia przez telefon.
Nie
ma jej. Nie widziałem jej w szkole. Nie wiem, co się z nią dzieje. To sprawia,
że zaczynam się denerwować.
Zaczynam
ze zdenerwowania strzelać palcami.
-
Stary, staram się jeść – jęczy Michael. – Przestań to robić, bo mnie wkurwiasz!
-
Wyluzuj, Mikey – Calum klepie go po ramieniu.
Od
czasu tej dyskoteki ja i Cal prawie nie rozmawialiśmy. Jeśli już to jakaś pojedyncza
wymiana zdań. Wiem, że nadal jest na mnie zły, za to, co się wtedy stało. Nie
będę go przepraszać w nieskończoność. Poza tym, jeśli ktoś tu ma kogoś
przepraszać to tylko i wyłącznie Kaylę.
Gdzie
ona, do cholery, jest?
Podnoszę
wzrok po raz kolejny i widzę ją. Wychodzi ze szkoły jedynie z butelką
dietetycznej Coli w ręce i kieruje się do stolika, przy którym siedzi
Shallwood.
Jej
krótkie włosy są rozwiewane przez nieszczęsny wiatr. Wygląda o wiele lepiej w
ciemnych włosach, niż w turkusowych. Podoba mi się jej styl. Nie ubiera się na
różowo i nie przyjmuje stereotypu „im mniej, tym lepiej”.
Ma
swój własny styl i światopogląd. Zawsze ma delikatny makijaż. Nie należy do
najwyższych, ale i tak wygląda pięknie. Codziennie.
Żałuję,
że nie zacząłem naszej znajomości lepiej, ale nawet nie potrafiłbym.
-
Oczy ci wyschną, stary – Calum w końcu zwraca mi uwagę.
-
Stul się – warczę. – Gdzie wczoraj z nią byłeś?
-
W łóżku – śmieje się Hood.
-
Morda! – odzywa się Ashton i trąca go łokciem.
-
Mówię serio – naciskam.
-
Ja też! – Calum o mało nie dostaje czkawki.
-
No przyjebie ci zaraz! – krzyczy Ash z pełną buzią.
-
Byliśmy na serniku – Cal poważnieje.
-
Tyle? – unoszę brew.
-
Taa – kiwa głową. – I dzisiaj rano przywiozłem ją do szkoły.
-
I co, zamierzasz ją zaciągnąć do łóżka? – denerwuję się.
Na
samą myśl o tym, że on spędza z nią tyle czasu, gotuje się we mnie.
-
Pierdol się – warczy. – Znam ją krócej, niż ty, a jestem pewny, że wiem o niej
o wiele więcej.
Brunet
wstaje od stołu i odchodzi w stronę stolika Kayli i Leslie.
Leslie
patrzy zdziwiona to na Kaylę, to na Calum’a,
a po chwili zakłopotana uśmiecha się do niego.
Kayla
natomiast ma obojętny wyraz twarzy, ale robi mu miejsce obok niej i przez
chwilę patrzy na mnie przeciągle.
*
Kiedy
kończę lekcje zamierzam złapać Kaylę i z nią porozmawiać.
Wiem,
że nie chcę ze mną utrzymywać kontaktu, ale gadka Calum’a zaczyna mnie wkurzać.
On musi mieć zawsze racje. Jak to możliwe, że jest z nią tak blisko? O czym nie
wiem, a powinienem wiedzieć?
Nie
podejdę do niej i nie zapytam się, czy byli w łóżku. Na pewno nie byli. Kayla
nie jest taką dziewczyną, która poleci na zaloty Calum’a. A zresztą on nie
wygląda na zainteresowanego nią w ten sposób.
Opieram
się o maskę samochodu i bacznie obserwuję wejście do szkoły. Powinna zaraz
skończyć lekcje i wrócić do domu. Wtedy do niej podejdę i zagadam. Ale co
powiem? Cholera, jeszcze nigdy nie miałem problemu z dziewczyną.
W
końcu wychodzi ze szkoły. Jestem zdziwiony, ponieważ po raz pierwszy dzisiaj
widzę uśmiech na jej twarzy. Potem dostrzegam, za nią Calum’a, który trzyma ją
za rękę.
Wiem,
że nic ich nie łączy, ale zapowiada się wielka przyjaźń. Nie zamierzam psuć jej
humoru, bo wygląda na naprawdę szczęśliwą i miło tak na nią patrzeć. Zepsułbym
to.
Podążam
za nimi wzrokiem, dopóki Calum nie otworzy jej drzwi od samochodu.
Nagle
wpadam na świetny pomysł. Calum wspominał, że zabiera ją gdzieś dzisiaj.
Skorzystam z okazji i zrobię niespodziankę Nancy. Będziemy mogli na spokojnie
porozmawiać.
Nie
zastanawiam się nad tym dłużej tylko wsiadam do samochodu i z piskiem opon
wyjeżdżam z parkingu szkolnego.
Nie
wiem, co jej powiem. Nawet nie wiem, czy wpuści mnie do domu. Ale muszę
wyjaśnić z nią parę rzeczy. Jestem pewien, że Kayla, ani razu jej nie
powiedziała o wypadku na dwóch imprezach. A ona pewnie jej wierzy.
Nieważne.
Powiem to, co będę miał na myśli. Jej reakcja już mnie nie obchodzi.
Miejmy
nadzieję, że Cal nie wypuści jej do domu za szybko.
Dom
Nancy stoi niedaleko od szkoły, więc dojazd zajmuje mi dziesięć minut.
Parkuję
pod jej domem i wysiadam z samochodu.
Pukam
kilkakrotnie do drzwi, po czym wchodzę do środka. Słyszę odgłos telewizora w
salonie, ale również wertowanie kartek w gabinecie na piętrze. Pewnie tam
siedzi. W takich chwilach, jak ta jestem wdzięczny za moje zmysły.
Wbiegam
po schodach na górę i otwieram drzwi do gabinetu. Nancy, kiedy mnie widzie ze
strachu podskakuje na krześle, a papiery w jej dłoniach lądują na ziemi.
-
Też miło cię widzieć – uśmiecham się do niej sztucznie.
-
Co ty tu, do cholery, robisz? – pyta, mrużąc oczy.
-
Mam propozycje – odsuwam krzesło naprzeciwko niej i siadam na nim. – Zakopmy
topór wojenny. Dla nas obojga najważniejsze jest bezpieczeństwo Kayli.
-
Och, doprawdy? – brunetka prycha pod nosem.
-
Tak – sykam. – Powinniśmy postawić ją na pierwszym miejscu. Wiem o kilku
rzeczach, o których ty nie masz pojęcia.
-
Kontynuuj – podejmuje i podpiera podbródek dłonią.
-
Wrócili do miasta – trzy słowa sprawiają, że jej świat lega w gruzach. – Już
prawie dwa razy mieli ją w garści.
-
Jak to? Dlaczego się ich nie pozbyłeś? – warczy z pretensją.
-
Raz go załatwiłem – przyznaję.
-
A drugi raz? – unosi brew.
-
Calum się go pozbył – mruczę pod nosem.
-
Calum?! – wrzeszczy. – On jest z… Wami? Co tu do cholery się dzieje? Dlaczego o
tym nie wiem?! Pozwalam jej się z nim spotykać!
-
Nie powiedziałem ci, bo chciałem, żebyś zrozumiała, że żaden z nas nie chce jej
skrzywdzić! – krzyczę. – Zrozum to, że chcemy tylko pomóc i zrobimy to, jeśli
nie będziesz nam przeszkadzać.
-
Przeszkadzać? Ja wam przeszkadzam?! Staram się ją chronić od jedenastu lat! A
wy zjawiacie się w chwilę i wszystko niszczycie!
-
Nancy, zastanów się and tym, co mówisz…
Niedane
jest mi dokończyć, bo nagle do gabinetu wchodzi Kayla.
-
Co tu jest grane? – unosi brew.
Elie: Nie chcę być niemiła i psuć sobie ten piękny, długi weekend, gdyż mogę go spędzić poza murami Warszawy, ale ja naprawdę... Nie jestem głupia. Potrafię rozróżnić, kiedy jedna i ta sama osoba komentuje z anonima w odstępie do pięciu minut, żebym dodała kolejny rozdział. To głupie. I tak to zrobię i tak tylko nie wiem dokładnie w jakim czasie, ponieważ w tygodniu mam dużo nauki i nie wyrabiam z pisaniem. Mam w zanadrzu jeden i do tego nieskończony rozdział, więc proszę bądźcie cierpliwy. To tyle z tych nieprzyjemnych spraw.
Co sądzicie o rozmowie chłopaków na stołówce? I o końcówce rozdziału? Jakieś domysły? Chętnie poczytam wasze opinię, których mam nadzieję będzie więcej, niż zwykle.
Wypocznijcie w ten długi weekend i zapomnijcie o wszystkich problemach, koteczki!
Kocham Was <3
Super! Czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ! :)
UsuńMam nadzieję , że Kayla i Luke jakoś się do siebie zbliżą <3
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział =)
Życzę weny :D
××
@Natalia44x
Świetny! ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny :*
Więc znów musiałam nadrabiać dwa rozdziały, ale... przyznam, że gdyby były trzy nie miałabym nic na przeciwko, a nawet byłoby idealnie, bo w końcu może wszystko by się bardziej wyjaśniło. Od razu wiedziałam, że tak będzie, że bohaterka wróci do domu i przyłapie Luke. Wyczułam to, hahaha. Calum już nie wiem co o nim myśleć, kompletnie.. .czekam! :)xx
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, na początku nie byłam pewna czy będę czytać twojego bloga.... ale po 1 rozdziale szybko czytałam kolejne. Muszę przyznać że nie żałuję. Naprawdę ciekawie piszesz i zachęcasz czytelnika do czekania na następny wpis. Ze zniecierpliwieniem czekam na następny rozdział. Liczę na wielkie BUM;) A poza tym co u cb słychać? Wiem że prowadzenie bloga to duża odpowiedzialność więc wszyscy powinniśmy być ci wdzięczni że poświęcasz swój czas. Czekam na odpowiedz. Pozdrawiam=)
OdpowiedzUsuń