piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 11

Nie wiem, co tu się dzieje. Skołowana, patrzę to na Luke, to na Nancy. Zastanawiam się, co tu robi, a jednocześnie próbuję się opanować. Nie wiem, czy powinnam się znowu odezwać, czy czekać na ich reakcje.
Wzrok blondyna pozostaje obojętny, a Nancy próbuje ukryć swoje zaskoczenie. On jest świetnym aktorem, jej potrzeba kilku lekcji.
- Chciałem z tobą pogadać – odzywa się pierwszy. – Myślałem, że wróciłaś do domu, ale Nancy mi powiedziała, że wyszłaś z Calum’em.
Brunetka przytakuje mu głową i posyła mi ciepły uśmiech. Mam wielką ochotę roześmiać się. Oni są beznadziejni. Nancy powinna się zorientować. Przecież wyszłam z Calum’em zaraz po szkole i nawet tego nie planowałam. Nancy nie mogła tego wiedzieć. Jest jeden sposób. Luke ma sprawę i przyjechał pogadać o niej z Nancy. A do tego jestem święcie przekonana, że to dotyczy mnie.
Nie chcę, jednak dawać im powodów do podejrzeń, więc jedynie się uśmiecham.
- W takim razie chodźmy – kiwam głową na wyjście.
Luke patrzy krótko na brunetkę, po czym kiwa głową i wychodzi za mną z gabinetu.
Słyszę, że idzie za mną do mojego pokoju. Otwieram drzwi i wchodzę do środka.
Jak zwykle zapominam zamknąć z rana okna i w pokoju jest chłodnawo, ze względu na pogodę.
Kładę torbę na krześle przy biurku i siadam na łóżku. Luke rozgląda się po pokoju i opiera się o framugę drzwi.
Nie wiem, jak rozpocząć to rozmowę i jestem nieco zdenerwowana. Jednakże staram się tego nie pokazywać.
- Masz słabą pamięć? – pytam. – A może robisz to specjalnie?
Luke marszczy brwi i patrzy na mnie lekko zadziwionym wzorkiem.
- Nie pamiętasz naszej wczorajszej rozmowy? – oblizuję wargę. – Zaznaczyłam, że chcę utrzymać naszą znajomość na dystans.
Jego niebieskie oczy skanują moją postać przez chwilę. Wygląda, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Czym Calum różni się ode mnie? – wypala.
Parskam śmiechem. Głupie pytanie.
- Na pewno wyglądem – śmieję się.
- Weź… - jęczy i dołącza śmiechem.
- Jest moim dobrym przyjacielem – wzdycham. – Bo wiesz… Do przyjaźni potrzeba chęci.
- Co ci we mnie nie pasuje? – chowa ręce od kieszeni dżinsów.
Wszystko mi w Tobie pasuje, Luke. W tym jest problem.
- Idź już – oznajmiam i wstaję, żeby otworzyć mu drzwi.
Jakaś część mnie chcę, żeby to potoczyło się inaczej, ale jest już za późno, a ja nie chcę dłużej ciągnąć tej rozmowy. Jedynym wyjściem jest to, żeby on zniknął. Ta rozmowa jest znakiem, że muszę go szybko wyrzucić ze swojej głowy.


*

Kiedy kończę rozmawiać z Leslie przez telefon dochodzi ósma wieczorem. Ustaliłyśmy, że w weekend zaczniemy szukać mojego brata i zajęło nam to prawie dwie godziny. Oczywiście wtrącałyśmy ważne sprawy typu ploteczki i nowe kolekcje w sklepach, ale to drobiazgi.
Tak czy siak jestem zmęczona, ale nie widzę sensu spędzać czasu w domu. Do tego jest to czwartkowy wieczór.
Schodzę na dół by sprawdzić, co robi Nancy. Brunetka leży w salonie i ogląda powtórki z wtorkowego show Ophry.
- Wychodzisz? – pyta, kiedy podchodzę do niej.
- Tak, Leslie się pytała, czy do niej wpadnę i przyniosę jej zeszyt z fizyki – kłamię i uśmiecham się nerwowo.
- Nie wróć za późno, dobrze? – upewnia się i mruga do mnie.
- Będziemy w kontakcie! – wołam i wychodzę z domu.
Zabieram ze sobą jedynie telefon. Nie dbam o to, czy mam coś na ramiona, czy mam jakieś dokumenty.
Jest już ciemno, ale w głowie odtwarzam drogę pod sam dom Calum’a. Kiedy już wiem, jak tam dojść rzucam się w bieg.
Mijam w szybkim tempie wszystkie przeszkody. Krzaki, dziury w chodnikach, ulice, przejścia dla pieszych. Mijam różne domu, samochody i ludzi. Nie myśl o tym, jak szybko biegnę, ale zauważam, że ściągam na siebie uwagę, więc staram się biegnąć mniej oświetlonymi uliczkami.
Nie czuję zmęczenia. Wręcz przeciwnie! Większą adrenalinę. Chcę znaleźć się pod jego domem, ale nie wiem, co powiem i co zrobię. Ciekawe, czy jego rodzice wrócili do domu?
Kiedy staję pod jego drzwiami sprawdzam godzinę w telefonie. Bieg tutaj zajął mi dziesięć minut.
Jestem pod wrażeniem swojej szybkości i sprawności. Mój oddech jest nierówny i czuję, że moje policzki się rumienią.
Pukam kilkakrotnie do drzwi i po chwili otwiera je brunet. Jest zdziwiony moim pojawieniem się, ale nie dbam o to.
W domu jest cicho i pusto. Wchodzę do środka stanowczym krokiem. Nie wiem, co mną kieruje, ale nie zamierzam przestać.
Popycham go niezwykłą siłą na ścianę, od której się odbija. Na początku krzywi się, ale nie wygląda, jakby go to naprawdę bolało.
Jego oczy wypełniają się pożądaniem, kiedy podchodzi do mnie i chwyta moją twarz w swoje dłonie i przyciska usta do moich.
Moje dłonie spoczywają na jego talii, a jego język delikatnie próbuje się wkraść do mojej buzi. Pozwalam mu na to. Nasze języki współgrają płynnie.
Wszystko dzieje się tak szybko, że sama nie nadążam. Owijam nogi wokół Calum’a, a on kieruje się ze mną po schodach na górę.
Otwiera kopniakiem pierwsze lepsze drzwi i wchodzi do środka. Wplatam dłonie w jego czarne włosy. Bije od niego chłód, co jest mało przyjemne. Moje dłonie robią się zimne.
Nie zamierzam, jednak przestać. Wiem, że to co robię jest samolubne, ale jestem pewna, że ani dla mnie, ani dla Calum’a nie będzie to nic znaczyć.
Chłopak kładzie mnie na łóżku, a jego dłonie wędrują po moim ciele. Moje ciało pokrywa gęsia skórka. Jest mi zimno, ale nie przejmuję się tym.
Jego w końcu pozbywają się mojej koszulki, która ląduje gdzieś na podłodze.
Chłopak nagle przerywa pocałunek i pochyla się nade mną podparty na rękach.
- Czy ty jesteś…? – pyta z lekkim wahaniem.
Przygryzam wargę i kręcę głową. Hood uśmiecha się szeroko, po czym zdejmuje z siebie bluzkę i powraca do pocałunku.
To będzie długa noc.

*

- Jak bawiłaś się z Leslie? Jej rodzice nie mieli nic przeciwko, że zostałaś? – pyta Nancy, wchodząc do mojego pokoju.
Zakładam biały zwiewny T-shirt z krótkim rękawem do jasnych podziurawionych jeansów, a wokół pasa zawiązuje koszulę w czarno-białą kartę, którą zabrałam Calum’owi z rana.
Ta noc była szalona. Wylądowałam z Calum’em w łóżku. A jeszcze nie dawno rozmawialiśmy o tym, że jesteśmy jedynie przyjaciółmi. Teraz powinnam powiedzieć: „ Co ja narobiłam? Zniszczyłam naszą przyjaźń”. A tak wcale nie jest. Nie przeszkadza mi to, co się stało. Nawet mi się podoba.
Kiedy skończyliśmy napisałam do Nancy, że zostanę u Leslie na noc, a koło piątej rano Calum odwiózł mnie pod dom, żebym mogła się odświeżyć i przebrać. Przy okazji zdrzemnęłam się godzinkę i teraz czuję się, jak młody bóg.
- Nie – odpowiadam. – Uczyłyśmy się do trzeciej rano, a i tak prawie nic nie pamiętam.
Oczywiście kłamstwo. Nie mogę jej przecież powiedzieć, że uczę się perfekcyjnie i nie ma bata, że coś może mi „wylecieć z głowy”. Doskonale znałam każdą regułkę, każdy wzór i właściwości. A powinniśmy zacząć od tego, że ja nawet dzisiaj nie mam fizyki w planie.
- Jedna jedynka nie zaszkodzi – Nancy wzrusza ramionami.
Uwielbiam w niej to, że zawsze jest wyluzowana. Mimo tych wszystkich kłamstw, nadal jest moją rodziną. Nie mogę jej ot tak wykluczyć. To niesprawiedliwe.
- To twoja koszula? – brunetka unosi brew i patrzy na mnie zaciekawiona.
- Um… Calum’a – chociaż raz jej nie okłamię. Po prostu minę się z prawdą. – Pożyczyłam od niego kilka dni temu.
- W porządku – kiwa głową. – Jadę do pracy, odwieźć cię do szkoły?
- Jasne – posyłam jej szeroki uśmiech i sięgam po torebkę.


*

Kiedy kończy się piąta lekcja, razem z Leslie przemierzam korytarz by dostać się do szafki.
Odkąd Nancy przywiozła mnie do szkoły, ani razu nie zauważam Calum’a. Rano mówił, że przyjdzie do szkoły. Zmienił zdanie? Nie wierzę, że jest aż takim leniem.
W końcu z Leslie stajemy przy parapecie, bo dziewczyna nie może znaleźć telefonu w swojej wielkiej torebce. Rozmawiamy o najnowszym filmie z Scarlett Johansson w roli głównej i planujemy się na niego wybrać.
- Ten film nazywa się „Lucy”, czy „Latice”? – marszczę czoło i opieram się o parapet, przyglądając się panikującej Shallwood.
- Chyba „Lucy” – odpowiada. – Jutro jest sobota, więc może w niedzielę zabierzemy się za poszukiwania twojego brata.
- Pewnie – uśmiecham się do niej. – Ale nie mam samochodu, bo Nancy zabiera go do pracy.
- Pożyczę od rodziców – uspokaja mnie Less i odwzajemnia uśmiech.
Otwieram usta, żeby powrócić do tematu filmu, kiedy zauważam, że na drugim końcu korytarza pojawia się Calum. Ma na sobie niezmienne czarne rurki z dziurami, zresztą, jak oni wszyscy i lekko podziurawiony T-shirt z nadrukiem „Green Day”. Plecak ma zawieszony na jednym ramieniu. Nagle dostrzega mnie, a na jego ustach pojawia się cwany uśmieszek.
- Czy Hemmings mógłby przestać wyglądać tak seksownie? – Leslie pyta samą siebie, patrząc ponad moje ramie.
Odwracam się do niego. To jest dziwne. Obaj idą w naszą stronę i wyglądają jakby szli na wojną. Nie wyolbrzymiaj, Kayla!
Zanim Luke do nas podchodzi, Calum już jest obok. Niespodziewanie łapie mnie za rękę i wpija się w moje usta bez żadnego zawahania, a co dopiero ostrzeżenia.
Szkoda, że nie mogę zobaczyć miny Leslie. Musi być bezcenna.
Kiedy Cal odsysa się ode mnie kątem oka widzę, złość w oczach Luke’a, a zaraz potem on odchodzi w inną stroną, zostawiając nas przy oknie. Czy on chce pogadać? A co jeśli to ważne? Cholera!
- Powinnam udać, że tego nie widziałam? – Leslie mruży oczy. – Myślałam, że wkręcacie Nancy.
- Plany się trochę pozmieniały – oznajmia Calum, patrząc mi w oczy z uśmiechem.
Czuję, że się rumienię i jestem trochę zakłopotana. Trochę inaczej sobie to wyobrażam. Cały czas jestem myśli, że to nic nie znaczyło, ale chyba tak nie jest. Tak miało być. Podobam się Calum’owi, a on mi. Może to świetna szansa, żeby w końcu wyrzucić Hemmings’a z mojej głowy. Przyda mi się lekki odwyk. Nikomu to nie zaszkodzi, a wręcz pomoże.
- Taa… Trochę – przyznaję i uśmiecham się szeroko.


*


- Podobno mają być zniżki do 50%, więc wyobraź sobie, ile będzie ludzi – mówi podekscytowana Nancy, kiedy wysiadamy z samochodu w podziemnym parkingu centrum handlowego.
Nie jestem tak rozentuzjazmowana, jak ona, ale przynajmniej staram się jej pokazać, że też mi zależy.
Kiedy wjeżdżamy na parter schodami ruchomymi już widzimy tłumy ludzi, którzy chodzą z jednego do drugi sklepu, a w rękach trzymając miliony toreb z zakupami.
Cieszę się, że ten wieczór spędzę z Nancy, bo odkąd mieszkamy w Santa Monica naprawdę spędzamy ze sobą mało czasu. I wiem, że wielki wpływ ma na to fakt, że Nancy od lat mnie okłamuje, ale naprawdę czasami chciałabym, żeby było tak, jak dawniej. Nawet jeśli ma oznaczać to powrót do Filadelfii.
- Wejdźmy do H&M’u! – woła brunetka i łapie mnie za rękę, po czym niemal wbiega do zatłoczonego sklepu.
Nancy kieruje się na dział damski i przegląda półki i wieszaki z ciuchami, na których wisi wielki znaczek „-50%”.
Śmieję się pod nosem i dołączam do niej.
Ten dzień jest zwariowany. Nie wiem na czym stoję w „związku” z Calum’em. Nawet o tym nie rozmawialiśmy. Po prostu podszedł do mnie i pocałował mnie na oczach wszystkich licealistów.
A do tego Luke. Jego wzrok wyrażał więcej, niż pretensje. Ale o co ma do mnie pretensje? Naprawdę, to moja sprawa, co robię i z kim.
Jestem ciekawa, jak długo uda mi się utrzymać ten dystans między nami. Może pomysł z Calum’em wcale nie jest taki zły? Sama nie wiem.
- Nancy? –patrzę na kobietę, która przykłada do siebie bordową bokserkę.
- Hm? – mruka.
- Nie chciałabyś czasem wrócić do Filadelfi? – pytam z czystej ciekawości.
Jej wzrok skupia się na mnie, a ona powoli odkłada bluzkę na miejsce.
Widać, że jestem kompletnie wytrącona z równowagi i nie wie, jak się zachować. Co ją tak dziwi?
- A ty…? Chciałabyś?
- Nie… Znaczy nie wiem… Po prostu się pytam – wzruszam ramionami. – Czasami po prostu myślę, że życie w Filadelfi było o wiele prostsze, niż jest teraz. Tak w ogóle, to dlaczego chciałaś tu wrócić?
- To twoje rodzinne miasto, pomyślałam, że powinnaś tu trochę pomieszkać – stwierdziła.
Och, teraz nagle chcesz, żebym wracała do rodziny? Czekaj, bo uwierzę, Nancy.
Nie mówię tego, jedynie kiwam głową i wracam do przeszukiwania wieszaków z ciuchami.


*


Kiedy wracamy do domu jest godzina w pół do jedenastej. Nancy od pół godziny nawija przez telefon z jakimś chłopakiem. Cholera, nawet nie wiem, że ma chłopaka!
Zaczyna mi się robić niedobrze, kiedy słyszę, jak ona co chwile chichocze. Denerwuje mnie to. Staram się ignorować to i zabieram moje zakupy na górę do pokoju.
Jestem lekko śnięta, ale nie zamierzam tak wcześnie kłaść się spać.
Siadam na łóżku i wyjmuje z toreb moje nowe zakupy. Szalik, okulary przeciwsłoneczne i bransoletka.
Nagle drzwi od pokoju się uchylają, a Nancy wkłada głowę przez szparę.
- Masz coś przeciwko, jeśli wyjdę na noc? – pyta, zasłaniając głośnik telefonu dłonią.
Chce mi się wybuchnąć śmiechem, ale powstrzymuję się.
- Coś ty! Baw się dobrze – macham dłonią i posyłam jej szeroki uśmiech.
Brunetka przygryza wargę i z powrotem zamyka drzwi, powracając do rozmowy.
Mam wrażenie, że w Nancy ciągle siedzi ta niewyżyta, głupiutka licealistka, z której już dawno powinna wyrosnąć.
Jestem ciekawa, kto jest tym „szczęściarzem”. W tym samym momencie moje myśli powracają do Calum’a. Jest przystojny, zabawny, ufam mu i uwielbiam spędzać z nim czas. Ale Luke jest magnezem, a ja jestem pinezką.
CO JEST ZE MNĄ NIE TAK, DO CHOLERY? Postanawiam przez weekend wyluzować i nie myśleć o żadnym chłopaku.
Kiedy wychodzę z pokoju, kieruję się na dół i wtedy orientuję się, że Leslie nie ma już w domu. Dom cały dla mnie.
Nagle światło w całym domu gaśnie, a ja słyszę, że słabo czyjeś kroki w domu.
- O mój Boże – sapię pod nosem i na wyczucie biegnę do kuchni.
Szybko odnajdę nóż w szufladzie i cicho ją zamykam.
Kroki stają się coraz bardziej słyszalne. Moje serce łomocze w piersi, a ręce okropnie się trzęsą. Nie wiem, kto robi sobie ze mnie żarty, ale naprawdę nie chcę umrzeć na zawał w wieku siedemnastu lat.
Wiem, że to nie żarty i to musi być ktoś z tych psychopatów, którzy polują na mnie od miesiąca.
Wyczuwam obecność w korytarzu i korzystam z okazji. Z powrotem wbiegam na górę, a za sobą słyszę stukot butów. Obcasy? Okej, to jest naprawdę dziwne, ale nie zamierzam się zatrzymać.
Wpadam do swojego pokoju. Jest bardzo ciemno, ale moja orientacja jest świetna.
Mam wrażenie, że z nerwów zaraz stracę przytomność. Otwieram szybko drzwi do wejścia na balkon i wchodzę tam, szybko zamykając je za sobą. Blokuję klamki parasolką, która leży na podłodze. Nie wiem, co robić dalej. Jestem w labiryncie.
- Kayla! – słyszę ciche wołanie.
Odwracam się w stronę barierki i patrzę na dół. To jakiś żart? Na moim podwórku stoi Luke, jak jakiś pieprzony Romeo. Co on tu robi? Przychodzi uratować mnie z opresji? Przestaje mi się to podobać.
- Co ty tu robisz? – patrzę na niego zaskoczonym wzrokiem, a jednocześnie słyszę szarpanie drzwi.
Cholera, zaraz będzie po mnie.
- Skacz! – krzyczy.
- Pogięło cię?! Chcę jeszcze trochę pożyć, kretynie! – warczę.
- Złapię cię – oznajmia zdesperowanym głosem.
- Proszę cię, nie żartuj sobie – jęczę i ponownie odwracam się do drzwi.
Zaraz nie wytrzymają, a postać w tej bluzie wejdzie tutaj i mnie zabije. To takie chore.
Jeszcze nie dawno bałam się faktu, że zabiję się skacząc z szybu wentylacyjnego, a teraz? Mam skoczyć z balkonu!
- Zaufaj mi – naciska.
To są sekundy, kiedy zamki w drzwiach puszczają, a ja wspinam się na barierkę i skaczę z balkonu.
W ostatniej chwili, widzę spod kaptura wystające blond kosmyki włosów, a zaraz potem ląduję wprost w ramionach Luke’a.
Mój oddech jest szybki i nierówny. Moje ciało pokrywa gęsia skórka i nadal jestem przestraszona. Moje dłonie niezdrowo się trzęsą. Przeżywam szok.
Patrzę w jego błękitne oczy tak, jak on patrzy na mnie i, w którymś momencie mam wrażenie, że czas się zatrzymuje.
- Mówiłem, że cię złapie – zauważa, nadal trzymając mnie na rękach.

Elie: Dzień dobry! Po raz pierwszy dodaję rozdział z rana, bo dzisiaj idę do szkoły dopiero o jedenastej i miałam czas, żeby go dokończyć i wstawić.
Jak wam się podoba końcówka? Nie za bardzo spieprzona? Pisałam ją kilka razy i każda końcówka była do bani, a ta na tle tych wszystkich wydawała się najbardziej odpowiednia.
Miłego piątku i weekendu.
Nie wiem, czy o tym mówiłam, ale założyłam Twittera. Zawsze daję FOLLOW BACK. #TouchOfDeathPL

Ściskam <3

piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 10

Budzę się o piątej rano. Całą noc nie mogłam spać. Kiedy odkryłam, że to mój ojciec namalował ten obraz od razu chciałam zadzwonić do Leslie i oznajmić jej, że możemy zacząć szukać mojego brata, ale wtedy Nancy wróciła do domu i postanowiłam to zostawić.
Przez cały wieczór musiałam udawać, że wszystko jest w porządku i opowiadać jej o Calum’ie. Musiałam w końcu to przerwać. Spędziłyśmy ze sobą cudowny czas i poszłyśmy do łóżka o pierwszej w nocy.
Bez budzika budzę się o piątej rano. Na dworze jest jeszcze szarwo. W pidżamie schodzę na dół do salonu i siadam na kanapie, włączając telewizor.
Oglądam kolejny odcinek „Zaginionych” na ID i staram się oczyścić mój umysł od wszelkich problemów.
Zagłębiam się w historię Niqui McCown, która zaginęła w 2001r. i do tej pory jej nie odnaleziono.
Nagle mój telefon wibruję. Otrzymuje wiadomość od Calum’a. Pisze, że przyjedzie po mnie o siódmej.
Dlaczego nie śpi o tej porze? Co za dziwak!
Dokańczam odcinek, a zegarek wskazuje godzinę szóstą. Postanawiam wrócić na górę i się przebrać.
Ubieram czarną, pudełkową tunikę w białe paski, a na wierzch zakładam dżinsową kurtkę.
Sznuruję czarne conversy i zaczynam nakładać makijaż. Równocześnie słyszę, jak Nancy wstaję z łóżka. Dokładnie, każdy jej ruch, skrzypnięcie łóżka i westchnięcie. To niemożliwe, że te ściany są tak cienkie. Ze mną naprawdę jest coś nie tak.
Rozczesuję włosy i dopakowuję ostatnie książki do torby, po czym schodzę ponownie na dół.
- Cześć, skarbie! – wita mnie brunetka z szerokim uśmiechem na twarzy. – W piątek jest noc zakupów w centrum handlowym. Może się wybierzemy?
- Możemy – wzruszam ramionami. – O której się zaczyna?
- O dziewiątej – odpowiada, nalewając do kubka kawy. – Wcześniej możemy iść do chińczyka zjeść coś.
- Jasne – uśmiecham się do niej. – Lecę, Calum czeka przed domem!
Szybkim krokiem kieruję się do wyjścia.
- Ucałuj go ode mnie! – żartuje.
Wychodzę z domu i ruszam do samochodu, który stoi przed podwórkiem.
W środku siedzi Calum w czarnej koszulce na ramiączkach i czarnych raybanach na nosie.
Wsiadam do środka i zapinam pasy, po czym stawiam torebkę między nogami.
Jestem niewyspana i zmęczona. Nie mam zapału na szkołę dzisiaj. Totalny leń.
Z początku siedzimy w milczeniu. Hood jakby wyczuwa mój nastrój nie odzywa się. Ja w tym czasie zastanawiam się, jak będzie wyglądać dzień w szkole i czy zobaczę Luke’a. Muszę się z niego wyleczyć. I to jak najszybciej.
- Chcesz o tym pogadać? – pyta nagle, ściszając radio.
- Wyglądam na taką? – odpowiadam również pytaniem.
- Czasami lepiej się wygadać – wzdycha i włącza kierunkowskaz, po czym skręca w uliczkę prowadzącą pod naszą szkołę.
- Chodzi o niego, prawda? – unosi brew. – Kiedy cię poznałem, wyglądałaś na taką, która jest w stanie odeprzeć jego urok. I myślę, że byłoby tak do tej pory, gdyby nie to, że on musi być obok ciebie, praktycznie cały czas, żeby cię chronić.
- Dlaczego ty nie możesz tego zrobić? – patrzę na niego, zmęczonym wzrokiem.
- Chciałabym móc, ale to nie moje zadanie – kręci głową, parkując samochód pod szkołą.
Brunet nie czekając na moją reakcję wysiada z samochodu.
Wzdycham poirytowana i zabieram torebkę spod nóg, po czym również wysiadam.
Calum stoi oparty o maskę samochodu, kiedy do niego dołączam. Wiatr rozwiewa moje włosy na twarz i niezgrabnie zbieram je za ucho.
- Spędzasz ze mną o wiele więcej czasu, niż on. Czuję się bardziej bezpieczna z tobą, niż z nim. Gdyby nie ty, wtedy na dachu, ten typ prawdopodobnie by mnie zabił – zauważam, z lekką pretensją.
- On jest przy Tobie cały czas, tylko go nie widzisz. Poza tym jestem pewien, że sama dałabyś mu radę – zakłada ręce na wysokości klatki piersiowej.
- Dlaczego go bronisz? – pytam, kładąc dłoń na biodrze.
- Nie bronię go. To jest prawda, Kay – kwituje.
- W tym mieście, już nie wiem, co jest prawdą, a co nie jest – oznajmiam i zakładam torbę na ramię. – Czasami zastanawiam się, co by się stało, gdyby została z Nancy w Filadelfi.
Nie czekam na jego reakcję, ani odpowiedź tylko kieruję do głównego wejścia szkolnego.
Dzisiaj mam beznadziejny humor. Będę wszystko ignorować, będę obojętna i zimna. To jest najgorsza strona mnie, którą czasami staram się ukryć.
Brak snu i wiele myśli na głowie uwalniają drugą mnie. Tą beznadziejną nudziarą, którą się staję.
Sprawdzam zegarek w telefonie i okazuje się, że zostało mi pięć minut do lekcji.
Wchodzę po schodach na górę, kierując się do Sali od Francuskiego.

*

Siedzę z chłopakami przy stoliku i obserwuję wejście do kafeterii na zewnątrz.
Stolik, przy którym zazwyczaj siedzi Kayla, jest zajmowany jedynie przez Leslie, która rozmawia przez telefon.
Nie ma jej. Nie widziałem jej w szkole. Nie wiem, co się z nią dzieje. To sprawia, że zaczynam się denerwować.
Zaczynam ze zdenerwowania strzelać palcami.
- Stary, staram się jeść – jęczy Michael. – Przestań to robić, bo mnie wkurwiasz!
- Wyluzuj, Mikey – Calum klepie go po ramieniu.
Od czasu tej dyskoteki ja i Cal prawie nie rozmawialiśmy. Jeśli już to jakaś pojedyncza wymiana zdań. Wiem, że nadal jest na mnie zły, za to, co się wtedy stało. Nie będę go przepraszać w nieskończoność. Poza tym, jeśli ktoś tu ma kogoś przepraszać to tylko i wyłącznie Kaylę.
Gdzie ona, do cholery, jest?
Podnoszę wzrok po raz kolejny i widzę ją. Wychodzi ze szkoły jedynie z butelką dietetycznej Coli w ręce i kieruje się do stolika, przy którym siedzi Shallwood.
Jej krótkie włosy są rozwiewane przez nieszczęsny wiatr. Wygląda o wiele lepiej w ciemnych włosach, niż w turkusowych. Podoba mi się jej styl. Nie ubiera się na różowo i nie przyjmuje stereotypu „im mniej, tym lepiej”.
Ma swój własny styl i światopogląd. Zawsze ma delikatny makijaż. Nie należy do najwyższych, ale i tak wygląda pięknie. Codziennie.
Żałuję, że nie zacząłem naszej znajomości lepiej, ale nawet nie potrafiłbym.
- Oczy ci wyschną, stary – Calum w końcu zwraca mi uwagę.
- Stul się – warczę. – Gdzie wczoraj z nią byłeś?
- W łóżku – śmieje się Hood.
- Morda! – odzywa się Ashton i trąca go łokciem.
- Mówię serio – naciskam.
- Ja też! – Calum o mało nie dostaje czkawki.
- No przyjebie ci zaraz! – krzyczy Ash z pełną buzią.
- Byliśmy na serniku – Cal poważnieje.
- Tyle? – unoszę brew.
- Taa – kiwa głową. – I dzisiaj rano przywiozłem ją do szkoły.
- I co, zamierzasz ją zaciągnąć do łóżka? – denerwuję się.
Na samą myśl o tym, że on spędza z nią tyle czasu, gotuje się we mnie.
- Pierdol się – warczy. – Znam ją krócej, niż ty, a jestem pewny, że wiem o niej o wiele więcej.
Brunet wstaje od stołu i odchodzi w stronę stolika Kayli i Leslie.
Leslie patrzy zdziwiona to na Kaylę, to na Calum’a,  a po chwili zakłopotana uśmiecha się do niego.
Kayla natomiast ma obojętny wyraz twarzy, ale robi mu miejsce obok niej i przez chwilę patrzy na mnie przeciągle.

*

Kiedy kończę lekcje zamierzam złapać Kaylę i z nią porozmawiać.
Wiem, że nie chcę ze mną utrzymywać kontaktu, ale gadka Calum’a zaczyna mnie wkurzać. On musi mieć zawsze racje. Jak to możliwe, że jest z nią tak blisko? O czym nie wiem, a powinienem wiedzieć?
Nie podejdę do niej i nie zapytam się, czy byli w łóżku. Na pewno nie byli. Kayla nie jest taką dziewczyną, która poleci na zaloty Calum’a. A zresztą on nie wygląda na zainteresowanego nią w ten sposób.
Opieram się o maskę samochodu i bacznie obserwuję wejście do szkoły. Powinna zaraz skończyć lekcje i wrócić do domu. Wtedy do niej podejdę i zagadam. Ale co powiem? Cholera, jeszcze nigdy nie miałem problemu z dziewczyną.
W końcu wychodzi ze szkoły. Jestem zdziwiony, ponieważ po raz pierwszy dzisiaj widzę uśmiech na jej twarzy. Potem dostrzegam, za nią Calum’a, który trzyma ją za rękę.
Wiem, że nic ich nie łączy, ale zapowiada się wielka przyjaźń. Nie zamierzam psuć jej humoru, bo wygląda na naprawdę szczęśliwą i miło tak na nią patrzeć. Zepsułbym to.
Podążam za nimi wzrokiem, dopóki Calum nie otworzy jej drzwi od samochodu.
Nagle wpadam na świetny pomysł. Calum wspominał, że zabiera ją gdzieś dzisiaj. Skorzystam z okazji i zrobię niespodziankę Nancy. Będziemy mogli na spokojnie porozmawiać.
Nie zastanawiam się nad tym dłużej tylko wsiadam do samochodu i z piskiem opon wyjeżdżam z parkingu szkolnego.
Nie wiem, co jej powiem. Nawet nie wiem, czy wpuści mnie do domu. Ale muszę wyjaśnić z nią parę rzeczy. Jestem pewien, że Kayla, ani razu jej nie powiedziała o wypadku na dwóch imprezach. A ona pewnie jej wierzy.
Nieważne. Powiem to, co będę miał na myśli. Jej reakcja już mnie nie obchodzi.
Miejmy nadzieję, że Cal nie wypuści jej do domu za szybko.
Dom Nancy stoi niedaleko od szkoły, więc dojazd zajmuje mi dziesięć minut.
Parkuję pod jej domem i wysiadam z samochodu.
Pukam kilkakrotnie do drzwi, po czym wchodzę do środka. Słyszę odgłos telewizora w salonie, ale również wertowanie kartek w gabinecie na piętrze. Pewnie tam siedzi. W takich chwilach, jak ta jestem wdzięczny za moje zmysły.
Wbiegam po schodach na górę i otwieram drzwi do gabinetu. Nancy, kiedy mnie widzie ze strachu podskakuje na krześle, a papiery w jej dłoniach lądują na ziemi.
- Też miło cię widzieć – uśmiecham się do niej sztucznie.
- Co ty tu, do cholery, robisz? – pyta, mrużąc oczy.
- Mam propozycje – odsuwam krzesło naprzeciwko niej i siadam na nim. – Zakopmy topór wojenny. Dla nas obojga najważniejsze jest bezpieczeństwo Kayli.
- Och, doprawdy? – brunetka prycha pod nosem.
- Tak – sykam. – Powinniśmy postawić ją na pierwszym miejscu. Wiem o kilku rzeczach, o których ty nie masz pojęcia.
- Kontynuuj – podejmuje i podpiera podbródek dłonią.
- Wrócili do miasta – trzy słowa sprawiają, że jej świat lega w gruzach. – Już prawie dwa razy mieli ją w garści.
- Jak to? Dlaczego się ich nie pozbyłeś? – warczy z pretensją.
- Raz go załatwiłem – przyznaję.
- A drugi raz? – unosi brew.
- Calum się go pozbył – mruczę pod nosem.
- Calum?! – wrzeszczy. – On jest z… Wami? Co tu do cholery się dzieje? Dlaczego o tym nie wiem?! Pozwalam jej się z nim spotykać!
- Nie powiedziałem ci, bo chciałem, żebyś zrozumiała, że żaden z nas nie chce jej skrzywdzić! – krzyczę. – Zrozum to, że chcemy tylko pomóc i zrobimy to, jeśli nie będziesz nam przeszkadzać.
- Przeszkadzać? Ja wam przeszkadzam?! Staram się ją chronić od jedenastu lat! A wy zjawiacie się w chwilę i wszystko niszczycie!
- Nancy, zastanów się and tym, co mówisz…
Niedane jest mi dokończyć, bo nagle do gabinetu wchodzi Kayla.
- Co tu jest grane? – unosi brew.


Elie: Nie chcę być niemiła i psuć sobie ten piękny, długi weekend, gdyż mogę go spędzić poza murami Warszawy, ale ja naprawdę... Nie jestem głupia. Potrafię rozróżnić, kiedy jedna i ta sama osoba komentuje z anonima w odstępie do pięciu minut, żebym dodała kolejny rozdział. To głupie. I tak to zrobię i tak tylko nie wiem dokładnie w jakim czasie, ponieważ w tygodniu mam dużo nauki i nie wyrabiam z pisaniem. Mam w zanadrzu jeden i do tego nieskończony rozdział, więc proszę bądźcie cierpliwy. To tyle z tych nieprzyjemnych spraw.
Co sądzicie o rozmowie chłopaków na stołówce? I o końcówce rozdziału? Jakieś domysły? Chętnie poczytam wasze opinię, których mam nadzieję będzie więcej, niż zwykle. 
Wypocznijcie w ten długi weekend i zapomnijcie o wszystkich problemach, koteczki! 
Kocham Was <3