czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 3

Czekam na Nancy w salonie oglądając powtórkę Dr. House’a. Nerwowo stukam palcami o stolik do kawy.
Dlaczego mi o tym nie powiedziała? Dlaczego to ukrywa? Za każdym razem, kiedy pytam o moją rodzinę odpowiada wymijająco. Cały czas twierdzi, że nie znała moich rodziców dobrze. Skąd więc ma ich zdjęcia? Jeśli mam rodzeństwo muszę się z nim skontaktować. Może ono wie więcej, niż ja? Skoro jest starsze na pewno gdzieś pracuje. Ma dwadzieścia lat, ale co się z nim stało, kiedy Nancy mnie przygarnęła? Nie wiedziała, że mam kogoś?
Mam tysiące pytań w głowie i mam wrażenie, że mnie mdli.
Ciekawe, czy to dziewczyna, czy chłopak? A jeśli nie chce mnie znać? Może Nancy wie, że mam rodzinę, ale izoluje mnie od niej, żeby mnie nie zranić?
A co jeśli moje rodzeństwo nie wie, że istnieje? Wpieprzę się do jego życia z buciorami? Wolę nie.
Jedno jest pewne. Nie puszczę tego płazem i Nancy musi przygotować się na najgorsze.
Kiedy słyszę zgrzyt zamka zabieram zdjęcie ze stolika i wkładam do tylnej kieszeni jeans’ów.
- O mój Boże! – woła Nancy wchodząc do kuchni z siatkami zakupów. – Stałam w kolejce przez pół godziny, bo kasjerka nie miała drobnych. Co za debilka!
Idę do kuchni milcząc. Boję się tej rozmowy. A Nancy ma dobry humor.
- Jak pierwszy dzień w szkole? – pyta, wkładając masło i mleko do lodówki.
- Świetnie – odpowiadam obojętnie.
- Kay, wszystko okej? – unosi brew i bierze się pod boki.
- Zamierzałaś mi o tym powiedzieć? – wypalam i rzucam zdjęcie na blat. 
Jestem śmiertelnie poważna i tym razem jej nie odpuszczę.
Gdy jej wzrok pada na fotografię mina od razu poważnieje. Nancy wzdycha głośno. Jest zła.
- Co robiłaś w moim gabinecie? – warczy.
- Od tylu lat pytam cię o moją rodzinę, a ty za każdym razem powtarzasz, że albo nie znałaś moich rodziców, albo nie mam rodzeństwa. W takim razie skąd masz zdjęcia ze statku? I to – wskazuje na zdjęcie leżące na blacie.
- Nie będę o tym rozmawiać, Kayla – oznajmia stanowczo.
- Okłamujesz mnie – stwierdzam. – Jak mam ci ufać?
Nancy spuszcza wzrok i znowu bierze głęboki oddech.
- Nie chcę, żebyś się w to mieszała. To wielkie ryzyko. Nie chcę żebyś była w niebezpieczeństwie. Zbyt bardzo cię kocham – głaszcze mnie po policzku.
- Nie obchodzi mnie to. Znajdę jakiś sposób, żeby odnaleźć moje rodzeństwo – postanawiam.
Zabieram zdjęcie ze sobą i odchodzę.
- Możesz mi tylko powiedzieć płeć? – pytam na odchodne.
- Chłopak – szepcze załamanym głosem.
Spoglądam na nią ostatni raz i wbiegam po schodach na górę.


*

Nie przesypiam całej nocy. W mojej głowie kłębi się pięć tysiące pytań i nie znam nikogo, kto mógłby mi na nie odpowiedzieć. Chociaż jest jedna osoba. Mój brat. Ciekawe, gdzie mieszka? Może w Teksasie? Albo na Florydzie? A co jeśli w Australii lub we Francji?
Wychodzę z pokoju i kieruje się do łazienki. Drzwi od gabinetu Nancy są zamknięte. Na pewno zmieniła kryjówkę, żebym więcej tam nie weszła. Jeśli to zrobiła to znaczy, że ma coś do ukrycia.
Zagryzam wargę i rezygnuje ze skorzystania z łazienki. Zamiast tego zmierzam do gabinetu. Nancy śpi, słyszę jak delikatnie chrapie.
Kucam przy drzwiach, a następnie naciskam odstający panel. Nie dziwię się, że go tam nie ma.
Nancy mnie okłamuje. Kobieta, która mnie wychowała, którą traktuje, jak matkę, która jest dla mnie wszystkim i kocham ją ponad wszystko. Tak naprawdę okazuje się, że jej nie znam.
Wzdycham zrezygnowana i z powrotem kieruje się do łazienki.
Biorę szybki prysznic, a kiedy kończę owijam się ręcznikiem. Wracam do swojego pokoju i otwieram szafę.
Kątem oka wyglądam przez okno. Mój wzrok przykuwa postać stojąca na podwórku przy samochodzie.
Jest to blondyn, którego spotkałam wcześniej w szkole. Luke Hemmings.
Mimo że stoi bardzo daleko widzę, że patrzy na mnie. Bezczelnie patrzy na mnie w samym ręczniku.
Odwracam na sekundę wzrok, żeby powrócić z powrotem w to samo miejsce, ale…
Jego już nie ma.
Ubieram czarne, poprzecierane jeansy z wysokim stanem i krótki seledynowy top, ukazujący kawałek mojego brzucha. Na ramiona zakładam o rozmiar za dużą dżinsową kurtkę. Ubiór dopełniam bordowymi martensami.
Odprawiam swój codzienny rytuał z makijażem, tylko tym razem usta maluje również na bordowo.
Włosy kręcę lekko na lokówce, żeby zwiększyć ich objętość. Sprawdzam godzinę. Zostało mi piętnaście minut do lekcji.
Kiedy schodzę na dół Nancy wchodzi do domu w szlafroku i z pocztą w dłoni.
Bez słowa zabieram torbę na ramię i jednego banana, po czym zmierzam do wyjścia.
- Do ciebie – odzywa się, kiedy mijam ją.
Zatrzymuję się i odwracam, żeby odebrać kopertę. Nie jest zaadresowana. Piszę na niej tylko „Kayla”.
Widzę ciekawość i zaniepokojenie w oczach Nancy, dlatego postanawiam nie otwierać koperty dopóki nie wyjdę z domu.
Wkładam ją do torby i kieruję się do wyjścia.
- Kayla? – głos Nancy wydaje się obcy. – Przepraszam.
Spoglądam na nią udając niewzruszoną i wychodzę z domu.
Czuję się źle ze świadomością, że jestem dla niej obojętna, ale szok jeszcze mnie nie opuścił.
Wkładam słuchawki do uszu i szybkim krokiem zmierzam w stronę szkolnego budynku.
Postanawiam zapomnieć o chorej sytuacji w domu i myśleć o pozytywach, jakie mogą spotkać mnie dzisiaj w szkole.
Chociażby… Leslie. Jest całkiem miłą i sympatyczną dziewczyną. Mogłabym ją polubić, gdybyśmy spędziły więcej czasu razem.
Przy wejściu do szkoły na murku dostrzegam Less w towarzystwie Sophie.
Wyjmuję słuchawki z uszu, kiedy widzę, że obie machają do mnie.
Posyłam im słaby uśmiech i ruszam w ich stronę, ale w pewnym momencie zderzam się z kimś.
Od razu podnoszę głowę, żeby zobaczyć, kto to. To Luke. Wlepia we mnie swój bezczelny wzrok, co mnie onieśmiela. Nie pozwalam, jednak przejąć mu kontroli.
- Co robiłeś dzisiaj pod moim domem? – pytam z lekką pretensją. – Śledzisz mnie? Obserwujesz? Cokolwiek…
Luke parska śmiechem cicho.
- Czekałem na znajomego, mieszka obok ciebie – wyjaśnia krótko.
Czuję, jak się rumienię. 
Nie biorę tego pod uwagę. Stał pod moim domem. Patrzył na mnie. Pierwsze co przyszło mi na myśl to to, że mnie obserwuje. Nie wymyśliłam sobie tego. Wiem, że trudno dostrzec to z tak dużej odległości, ale jestem pewna. Na 100%
No chyba, że stał tam i patrzył na mnie, ale faktycznie czekał na swojego znajomego. Kompletna kompromitacja.
- Poza tym to niemożliwe, żebym patrzył na ciebie. Nic nie widziałem w tym oknie – mówi, wzruszając ramionami.
Robię się osłupiała.
- Za dużo stresu, Kay – klepie mnie po ramieniu i odchodzi.
Nie wiem, co się dzieje. Patrzył na mnie, wiem to. Kłamał? Nie… Po co miałby to robić? Czy coś ze mną jest nie tak? Popadam w paranoje? Może za dużo o wszystkim myślę. Przede wszystkim o rodzinie.
Podchodzę do dziewczyn, które obdarzają mnie zdziwionym wzrokiem.
Nie… Nikt mi nie wmówi, że mi się wydaje. To ma sens. Szybko biegam, mam dobry wzrok. Może lepszy niż inni? To normalne.
Poza tym on wcale tak daleko nie stał. Sam próbował mnie wprowadzić w błąd.
Czekał na kolegę… Jasne. Chwileczkę… Obok mnie nie mieszka żaden kolega.
Mieszka Leslie.
- O czym rozmawialiście? – pyta od razu Leslie, obserwując, jak Luke wchodzi do szkoły.
- Nieporozumienie – wzruszam ramionami i siadam obok nich. – Leslie… Ty mieszkasz dom obok mnie, tak? 
- Oczywiście! Gdybym się przeprowadziła, wiedziałabyś – kładzie dłoń na moim ramieniu, którego przed kilkoma minutami dotykał Luke.
Luke kłamał. Nic mi się nie wydawało. Stał pod moim domem i patrzył na mnie.

*

- Jestem pewna, że go mam – mówię i przeszukuję swoją torbę. – Kupiłam go jeszcze w Filadelfi, jest naprawdę dobry.
Mowa o tuszu do rzęs. Zawsze noszę na wszelki wypadek w torebce, ale tym razem mam tyle rzeczy w środku, że nie mogę go znaleźć.
To niemożliwe, że go zgubiłam.
- Pokaż mi to – Leslie wyciąga ręce przez stół, żeby złapać moją torbę.
Siedzimy przy stoliku na zewnątrz w porze lunchu tak, jak wczoraj.
Kończę swoje nawiasem mówiąc, obrzydliwe, frytki i obserwuje, jak Leslie szuka tuszu.
Sophie zagląda jej przez ramię instruują, w która kieszonkę powinna zaglądać.
Po chwili dołącza do nas Dell trzymając pod pachą piłkę do koszykówki.
Ciężko oddycha i zabiera butelkę wody siostrze, która od razu go wyklina.
Przypominam sobie o porannym incydencie, kiedy widzę ich stolik.
Śmieją się i rzucają w siebie jedzeniem. Wyglądają, jak normalni licealiści, ale jest coś, co sprawia, że myślę inaczej. Przynajmniej to, że są dziwni. Tak, jak mówiLeslie.
- A co to? – brunetka wyjmują białą i już lekko pomiętą kopertę z mojej torby.
Zupełnie o niej zapomniałam. Nie było mnie w domu, więc mogę ją otworzyć teraz.
- Podaj – wystawiam dłoń.
Otwieram kopertę i wyjmuję z niej prostokątną karteczkę. Jest czarnego koloru, a nagłówek żółtego. Na środku piszę „Dark Night”. Jest to zaproszenie na piątkową imprezę, która zaczyna się o dziewiątej. Jestem zdziwiona czytając to, ale jeszcze bardziej, kiedy okazuje się, że jest to bilet VIP i mogę przyprowadzić dwie osoby towarzyszące.
Tym bardziej zaczynam się zastanawiać, kto włożył to do mojej skrzynki i dlaczego? Przecież ja tu nikogo nie znam. Mieszkam tu o dwóch dni i jedynymi znajomymi, jakich tu mam są Leslie, Sophie i Dell.
- Skąd to masz? – Less wyrywa mi zaproszenie z dłoni.
Jest oburzona i lekko zazdrosna.
- Nie mam pojęcia – wzruszam ramionami.
- O mój Boże! To zaproszenie do „Dark  Night” ! –piszczy Sophie i przygląda się kartce. – Kto ci to dał?
- Znalazłam w skrzynce – odpowiadam prosto. – Dlaczego to taka wielka sprawa?
- Pytasz się dlaczego? – wzburza się Leslie. – „Dark Night” to najbardziej ekskluzywny klub w Santa Monica! Wiesz… Dla celebrytów, bogatych nastolatek i ludzi ze znajomościami. Tylko kilka osób z liceum tam bywa. Wiesz… Elita.
- Nie dziw się, że jesteśmy zaciekawione – uspokaja mnie Sophie. – Dopiero się tu przeprowadziłaś, więc to trochę dziwne.
- W takim razie w ten piątek my pójdziemy się zabawić – oznajmiam uśmiechnięta. 


*

Każda z nas nie mogła doczekać się piątku. Byłyśmy podekscytowane, że idziemy do tak niesamowitego klubu! To był top temat tygodnia.
Przez kilka dni przestałam zaprzątać sobie głowę Nancy, moją rodziną, a zwłaszcza Luke’m. Zakopałam topór wojenny z Nancy. Obu wyszło to na dobre.
Postanowiłam jej nie mówić o moich planach szukania brata. I tak to zrobię.
Pozostawała tajemnica mojej nad zdolnej sprawności i niesamowitego wzroku.
Poza tym zauważyłam, że przez ostatnie dni nauka idzie mi, jak spłatka. To było najdziwniejsze. Nawet fizyka! A przecież fizyka to samo zło!
Kiedy wracam do domu rzucam torbę w przedpokoju i biegnę do siebie.
Nasz mały spacer po plaży trochę się przeciągnął, dlatego gdy jestem już w pokoju jest szósta wieczorem.
Wiem, że szykowanie się nie zajmie mi aż dwóch godzin, więc postanawiam zabrać się za pracę domową. Przy okazji będę miała wolny weekend.
Mina mi rzednie, kiedy widzę podręcznik od geografii. Zdaję sobie sprawę, że całą lekcje nie słuchałam nauczyciela tylko bazgrałam coś w zeszycie.
Kiedy czytam polecenie mam pustkę w głowie, a najgorsze jest to, że wyjaśnienia nie ma w podręczniku.
Wzdycham ciężko i czytam po raz kolejny zadanie. Cieszę się, że w domu jestem sama. Mogę się lepiej skupić.
Koncentruje się najbardziej, jak mogę i widzę rezultat. Zaczynam składać do kupy informacje, które znalazły się w mojej głowie i po chwili praca domowa jest gotowa.
Czuję, jak moja głowa pulsuje, więc od razu kładę się na łóżko. Odechciewa mi się imprezowania.
Jak to możliwe, że zrobiłam to zadanie nie pamiętając żadnego szczegółu z lekcji? Nawet nie pamiętam, jaki był temat! To, co się ze mną ostatnio dzieje zaczyna mnie przerażać.
To na pewno nie okres dojrzewania. Mam siedemnaście lat. Jak więc wytłumaczyć to wszystko. To, że wszystko robię lepiej, niż kiedyś. Ba! Lepiej niż inni. Nie jestem zarozumiała i nie zadzieram nosa, ale to widzę. Szybciej biegam, lepiej widzę, rozwiązuje skomplikowane zadania matematyczne w minutę.
Czy to jest aby normalne? Może jestem zmutowana? Moje jestem nad człowiekiem, jak z książki „Replika”? Może na świecie żyję dwanaście innych Kayli, które w tym samym momencie się nad tym zastanawiają? Ale gdybym była klonem nie mogłabym mieć brata. I nie miałabym rodziców.
Kay! Jesteś stuknięta! To tylko książka! Żyjesz w realnym świecie! Nie ma czegoś takiego jest bycie doskonałym lub nad zdolnym. NIE MA!
Z zamyślenia wyrywa mnie głos otwieranych drzwi. Słyszę jak Nancy rozmawia przez telefon. Postanawiam jej nie przeszkadzać i sprawdzam godzinę na zegarku. Było w pół do siódmej.
Decyduję wziąć szybki prysznic. Wychodzę z pokoju zostawiając telefon na łóżku i przechodzę przez korytarz do łazienki.
Zdejmuję z siebie przepocone ciuchy i wrzucam je do kosza na pranie, po czym wchodzę do kabiny prysznicowej.
Ciepłe strumienie wody spływają po moim ciele. Zmywają wszystkie zmartwienia.
Sięgam po waniliowy żel pod prysznic, kiedy słyszę głos Nancy.
- Tak… Wiem, jestem tego świadoma. Ale co mam zrobić? Dzwonili do mnie ze szkoły i dopominają się o badania krwi Kayli – mówi zdenerwowanym głosem.
Jestem zaciekawiona dalszą rozmową, więc zakręcam wodę. Dlaczego ją słyszę?
- Potrzebuję twojej pomocy, Andrew – prosi. – Tylko kopię, wyślij mi na mojego e-mail’a,
Znowu cisza. Podnoszę głowę. Wiem, dlaczego ją słyszę. Nancy musi być w swoim gabinecie. Wentylator i rury połączone są pewnie z łazienką.
Ciekawe, czy zmieściłabym się tam, żeby przejść do jej gabinetu?
- Czuje się dobrze, chyba już się zaaklimatyzowała – zmienia temat na moją osobę. – Znalazła zdjęcie syna Abigail.
Imię mojej mamy.
- Nie mogę jej ciągle okłamywać, ale nie mam wyjścia, chcę ją chronić. Poza tym oni tu są. On tu jest jej syn mieszka w Santa Monica, Andrew. To tylko kwestia czasu, zanim Kayla pozna prawdę o sobie.
Moje serce mało nie wyskakuje z piersi, kiedy słyszę jej słowa. Czuję, że to dla mnie za dużo, dlatego z powrotem odkręcam wodę, żeby nie słyszeć ich rozmowy.
Czuję się dziwnie. Kim jest Andrew i dlaczego Nancy rozmawiała z nim o mnie? Dlaczego mówiła mu o badaniach krwi, co go to obchodzi? Czy to jej facet? Skąd wie o mnie? I najważniejsze… Mój brat mieszka w Santa Monica i prawdopodobnie mam go na wyciągnięcie ręki. Ale co ze mną jest nie tak? Jestem adoptowana?
Potrząsam głową. To niemożliwe. Nie wiem, co ukrywa Nancy, ale to bardziej mnie motywuje do tego, że poznać prawdę o mojej rodzinie i odnaleźć mojego brata.
Wychodzę z wanny uprzednio zakręcając kurek. Ponownie w tym dniu owijam się ręcznikiem i idę do pokoju.
Rolety mam zasłonięte, więc na pewno nikt mnie nie widzi. Biorę do ręki telefon i okazuje się, że mam dwie nieodebrane wiadomości.
Jedna jest od Leslie, w której pisze, że przyjedzie po mnie o ósmej, a druga od… Nieznanego.

Popadasz w paranoje, Kay. Obok ciebie mieszka Leslie, masz rację. Ale nie zapominaj, że naprzeciwko mieszka mój znajomy. To właśnie na niego czekałem. Może się źle wysłowiłem, ale na pewno nie kłamałem. Ja nigdy nie kłamię, jestem tu po to, żebyś dowiedziała się prawdy. xx

Telefon upada na podłogę, a ja podbiegam do okna i odsuwam z niego roletę. Na dworze jest ciemno i pusto. Skąd Luke ma mój numer telefonu? I o co tu do cholery chodzi?!
Zamykam na chwilę oczy i biorę kilka głębokich oddechów. Podskakuje, kiedy słyszę, jak ktoś puka do drzwi, a po chwili wchodzi do pokoju.
- Gotowa na imprezę? – pyta Nancy, siadając na brzegu łóżka.
- Taa –mamroczę pod nosem i ponownie zasuwam roletę.
Podchodzę do szafy i zdejmuję z wieszaka sukienkę. Jest ona w kolorze różowego pudru w białe kropki. Ma szerokie ramiączka i głęboki dekolt między piersiami. W talii są małe wycięcia, które ukazują nagą skórę. Ma również odkryte plecy i sięga mi do połowy uda.
Nancy poprawia zamek na plecach i zbiera mi część włosów w kucyka, a resztę pozostawia rozpuszczone.
Zakładam czarne zamszowe buty za kostkę na białej platformie i obcasie zrobionych z gumy.
Siadam przy toaletce i wyjmuję kosmetyki.
- Z kim idziesz na imprezę? – Nancy przygryza wargę.
Widzę ją w lustrze.
- Z Leslie i Sophie – odpowiadam krótko. – Nie czekaj na mnie.
- Będziesz na siebie uważać? – splata ręce na piersiach i patrzy na mnie wyczekująco.
- Jak zawsze – wzruszam ramionami. – Od kiedy tak bardzo się przejmujesz moim bezpieczeństwem? 
Odwracam się do niej.
- Po prostu się martwię – podejmuje. – Santa Monica jest większym miastem, niż Filadelfia. Poza tym idziesz na imprezę z dziewczynami, których nie znam.
- Nancy zawsze mi ufałaś, a kiedy się tu przeprowadziłyśmy jest na odwrót – zauważam i powracam do czynności, którą przedtem robiłam.
Nakładam cienką linię eyeliner’a na powieki i tuszuje je. Potem maluje usta szminką na ciemnofioletowy.
Jestem już gotowa, a zostało mi tylko dziesięć minut. Nancy przez ten czas milczy.
Chowam wszystkie kosmetyki do szuflady i wstaje od toaletki.
- Kocham cię, Kay – mówi i przytula mnie do siebie.
Od kiedy jest taka czuła? Owszem wychowała mnie, jak własną córkę, ale od pewnego czasu utrzymujemy koleżeńskie stosunki. Przynajmniej czasami. Teraz Nancy jest nadopiekuńcza i wiem, że ma to związek z Andrew i wszystkimi tajemnicami, jakie kryje przede mną. Ciekawe, ile ich jeszcze jest?




Autorka: Happy Thursday! Dzień dobry, dziewczyny! Jak się dzisiaj macie? W poniedziałek zapierdzielamy do szkoły, przechodzę załamanie nerwowe z tego powodu, a wy? 
Za nami już trzeci rozdział. Dziękuje za poprzednie komentarze, naprawdę was kocham! <3 
Może pod tym uda mi się was poprosić o więcej komentarzy? 
Czy macie, jakieś propozycje? Co mogłabym zmienić? Chcielibyście, żebym założyła Twitter'a dla bloga? Albo Ask'a? Jestem otwarta na wasze propozycje.
Czekam na wasze opinie, miłego dnia! Pamiętajcie, jesteście pięknymi łabędziami! <3

Edit: Zmieniłam bohaterkę, która wyglądem odzwierciedla Leslie, zajrzyjcie do zakładki "kukiełki".

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 2




Poranki zawsze są najgorsze, ale tym razem jest okropnie. Ten sam koszmar w ten sam dzień tygodnia, co zwykle.
Siedzę pod wielkim drzewem. Czuję na plecach chłód dochodzący od strumyka znajdującego się zaraz za mną. Ale nie jest mi zimno. Blask księżyca pada na moją twarz. Mam wrażenie, że znam to miejsce bardzo dobrze, jakby od urodzenia. W pewnym momencie słyszę czyjeś kroki i orientuję się, że bardzo się boję. Tym razem było inaczej. Sen trwał dalej. Ktoś zbliżał się do mnie i czułam wielkie niebezpieczeństwo mimo to nadal siedziałam na zimnej i mokrej od rosy trawie. 
Przyspiesza i mogłabym zobaczyć jego twarz, ale budzę się w ostatnim momencie zlana potem. Moje włosy są potargane a klatka piersiowa unosi się tysiąc razy na minutę. Mam wrażenie, że wybudziłam z najgorszego koszmaru, jaki kiedykolwiek mi się przyśnił, chociaż nie działo się w nim nic strasznego. 
Przecieram dłońmi twarz, by pozbyć się potu, po czym wyskakuje z łóżka, nawet go nie ścieląc.
Obciągam swoją starą, wyblakłą bokserkę na szarego koloru majtki. Tak od wielu lat wygląda moja pidżama. 
Schodzę po schodach nadal będąc w szoku. Słyszę, że Nancy krząta się po kuchni parząc kawę i smażąc bekon. Na myśl o jedzeniu robi mi się nie dobrze. 
Wchodzę do kuchni od razu zwracając swoją uwagę Nancy. 
- Ile razy mogę cię wołać? – pyta wściekła i nalewa kawy do mojego kubka z napisem „I Love Philly” 
- Miałam głęboki sen – odpowiadam niemrawo i sięgam po gorący kubek.
- Ten sam? – odwraca się do mnie i kładzie dłoń na biodrze. 
Przystawiam naczynie do ust i kiwam głową.
- Tym razem ktoś szedł w moją stronę – zaczynam opowiadać, ale staram się robić to wielkim ogółem. – Bałam się.
Mina Nancy mówi, że jest zmartwiona. Kobieta przejeżdża kciukiem po dolnej wardze, ale milczy.
- To tylko sen – kwituje i wraca do swojej poprzedniej czynności.
Mam wrażenie, że chce powiedzieć coś więcej, ale się powstrzymuje.
Postanawiam nie drążyć tego tematu, bo nie mam na to ochoty. Bez słowa wracam do swojego pokoju i podchodzę do szafy.
Ciuchy nie są jeszcze poukładane i za bardzo nie wiem, gdzie co mam, więc wyciągam pierwsze lepsze czarne jeansy z dziurami na kolanach i poprzecieraną brązową koszulkę z Ramones na ramiona. 
Sądząc po pogodzie za oknem będzie mi zimno, dlatego zarzucam na siebie skórzaną ramoneskę. 
Na myśl o pierwszym dniu szkoły czuję narastający ból w podbrzuszu. Pierwszy raz zmieniam szkołę. Nie wiem, jak wszyscy mnie przyjmą. Uczniowie i nauczyciele… Mam 17 lat i trudno w tym wieku nawiązać kontakt. Przynajmniej ja mam takie odczucie. Muszę jakoś przeżyć. Zawsze może być gorzej.
Siadam przy toaletce i rozpuszczam włosy. Dałabym wszystko, żeby wyglądać, jak nie ja. Oliwkowa karnacja, duże brązowe oczy. Czarne grube brwi i jasnego koloru małe usta. Kiedy rozciągają się w uśmiechu na podkreślają kości policzkowe, co raczej jest jedyną zaletą.
Poza tym mogłabym być wyższa. Metr 67 w kapeluszu i 52 kilogramy wagi. 
Biust też mógłby być większy. Na tyłek nie narzekam.
Rozczesuje pojedyncze kosmyki włosów, po czym związuje je w luźnego kucyka, zostawiając pojedyncze kosmyki włosów po bokach. 
Nakładam na powieki czarny eyeliner tworząc tzw. „kocie oko” i pudruje policzki, nos i czoło. Przejeżdżam po ustach bladoróżową szminką i odstawiam kosmetyki pod lusterko.
Wstaje od toaletki i ostatni raz sprawdzam, czy zabrałam wszystkie książki do torby. Zakładam ją na ramię i schodzę na dół. 
Nancy rozmawia przez telefon, więc jedynie jej macham i wychodzę.
Na ganku sprawdzam godzinę i okazuje się, że mam jedynie pięć minut do rozpoczęcia pierwszej lekcji.
Oblewa mnie fala gorąca, ale rzucam się do biegu. 
Powinnam była wyjść o wiele wcześniej ze względu na to, że nawet nie wiem, gdzie ta szkoła się znajduje. Z tego co mówiła Nancy niedaleko za rogiem.
Czuję, że biegnę bardzo szybko, kiedy widok zlewa się w jedno. Intuicja podpowiada mi, że powinnam skręcić w lewo. Przebiegam przez ulicę i to robię.
Szkolny budynek od razu rzuca się w oczy. Dobiegam do niego w sekundę i nawet nie czuję się zmęczona.
Uczniowie siedzący na murku zeskakują z niego i wchodzą do budynku. 
Sprawdzam godzinę i okazuje się, że biegłam tu niecałą minutę. To niemożliwe! 
Moje oczy robią się, jak spodki. Spacerem mogłabym iść tu dziesięć minut, a biegiem jakieś pięć. Na pewno nie w minutę.
Dochodzę do wniosku, że mój zegarek jest zepsuty i źle działa. Okazuję się, że się mylę. W telefonie wskazuje tą samą godzinę.
Zaczynam ciężko oddychać i czuję wypieki na policzkach. Zdejmuje kurtkę i wchodzę do placówki. 
Moim celem odnalezienie jest łazienki. Nie zajmuje mi to długo. 
Przeglądam się w lustrze w obawie, że moja twarz jest okropnie czerwona. Tak nie jest. 
Nagle czuję, że wysiadam z energii. Moje nogi robią się, jak z waty i odmawiają posłuszeństwa, tak samo jak ręce. Dochodzę do siebie po tym dziwnym wydarzeniu. Nigdy nie byłam dobra w sporcie, nawet go nie lubiłam. Więc jakim cudem tak szybko biegłam? 
- To męska toaleta – odzywa się głos za mną.
Pod wpływem jego dźwięku podskakuje. Odwracam się do nieznajomego. 
Kiedy widzę jego twarz moje palce u rąk się zatrzęsły. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn o niebieskich oczach. W jego wardze zauważam czarny kolczyk.
Jego oczy bacznie skanują moją postać. Wyczytuję w jego spojrzeniu zaskoczenie i ciekawość. Jakby już kiedyś mnie gdzieś widział. 
- Musiałam się pomylić – mamroczę pod nosem i poprawiam torbę na ramieniu.
Mój wzrok przyciąga jego tatuaż na ramieniu. Wygląda jak krzyż z półokrągłą obręczą łączącą dwa ramiona. Obejmuje cały biceps i był wyraźny, i czarny. 
Dziwię się, że w liceum pozwalają uczniom robić sobie tatuaże i piercing. Oczywiście sama nie jestem święta. Pomińmy fakt, że ja również mam mały kolczyk w nosie, ale on jest mało widoczny. 
- Jesteś tu nowa, to zrozumiałe – stwierdza nie odrywając od mnie wzroku.
Tą dziwną rozmowę przerywa dzwonek na lekcje. Patrzę na niego po raz ostatni, po czym wymijam go w wyjściu.
Kompromitujące na całego. Jak mogłam nie zauważyć, że to męska toaleta? 
Jestem za bardzo rozproszona i rozemocjonowana. 
Kieruję się do klasy biologicznej, która znajduje się na pierwszym piętrze. 
W ostatniej chwili zdążam do klasy przed nauczycielem.
Wszyscy zdążyli już zająć swoje miejsca. Typowa amerykańska szkoła.
Od razu można wszystkich poznać. Napakowani w bejsbolówkach, czyli szkolna kadra footballu. Dziewczyny na jedenastocentymetrowych obcasach i okropnie długich tipsach, plastik-fantastik. Nerdy siedzące w książkach obawiając się kartkówki. A na końcu ci nawet normalni, rozmawiający i żartujący między sobą.
Widzę jedno wolne miejsce w przed ostatniej ławce od okna. Brunetka o jasnej karnacji stuka długopisem o swój bordowy zeszyt. W uszach ma słuchawki.
Przeciskam się między nią i zajmuję miejsce na wysokim krzesełku. 
Ma lekko wydęte usta, ciemne brwi i błękitne oczy. Kości policzkowe zaznaczyła delikatnie różem, a usta pomalowała błyszczykiem.
Jest bardzo ładna. 
Kiedy w końcu mnie zauważa wyjmuje słuchawki i chowa je do torby.
- Zajebiste buty! – komplementuje moje czarne oficerki. – Widziałam cię wczoraj. Wprowadziłaś się dom obok mnie. 
W jej oczach naprawdę widzę podniecenie. Nie wiedząc, jak powinnam się zachować jedynie posyłam jej uśmiech i kiwam głową.
- Leslie – wystawia swoją smukłą dłoń.
- Kayla  – ściskam ją i milknę widząc, jak nauczyciel zajmuje swoje miejsce za biurkiem.
- Jestem tak samo niezadowolony, że spędzimy kolejny rok razem, moi drodzy – mówi i ucisza uczniów klaskiem dłoni. – Więc dajmy sobie jeszcze na wstrzymanie i obejrzyjmy film o wielorybach.
- I tak przez kilka dni – szepcze mi do ucha Leslie z cwaniackim uśmieszkiem na ustach.


*

W końcu nadszedł czas lunchu. Zabieram swoje rzeczy z ławki w Sali od fizyki i pakuje je do torby. 
Niestety tą lekcje byłam zmuszona przesiedzieć sama. Leslie postanowiła się urwać z fizyki i poszła do pielęgniarki. Brunetka jest bardzo pozytywną osobą i niezwykle optymistyczną. Jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś takiego jak ona. Kogoś tak zakręconego.
Kiedy wchodzę do kafeterii bucha na mnie gorące powietrze. Gwar w środku jest nie do zniesienia.
Staję w kolejce po sałatkę i równocześnie rozglądam się po Sali szukając wolnego miejsca. Nie znajduje żadnego wolnego, więc kiedy odbieram tacę z lunch’em udaje się na zewnątrz.
Stoliki na dworze zajmują zdecydowanie normalniejsi ludzie z różnych klas. 
Zauważam Leslie przy stoliku razem z inną dziewczyną o ciemnej karnacji i brązowych włosach. Leslie macha do mnie gestem zaprasza mnie do stolika. Uśmiecham się do niej i zmierzam do ich stolika.
- Hej, Kay– brunetka wkłada sobie frytkę do ust i popija dietetyczną colą. – To Sophie i jej brat Dell.
Mulatka pokazuje swoje białe zęby w szczerym uśmiechu i podaje mi dłoń. To samo robi jej brat. 
- Co do chuja? – słyszę i automatycznie odwracam się do tyłu. 
Rozglądam się na wszystkie strony, bo nie mam pojęcia skąd dochodził ten głos. 
W końcu orientuje się, że to jeden z chłopaków siedzących przy stole nieopodal. Jestem niemal pewna, że to chłopak w lekko kręconych blond włosach, które podtrzymane ma czerwoną bandamą. Obok niego siedzi ten sam chłopak, którego spotkałam dziś w toalecie oraz jeden o karnacji azjatyckiej i inny z zielonymi włosami. 
Blondyn patrzy na mnie skonsternowany, co wprawia mnie w lekkie zakłopotanie, więc odwracam się do towarzyszy.
- Słyszeliście? – pytam nowych znajomych i wskazuje dyskretnie widelcem na ich grupkę.
Odszukują ich wzrokiem, a po chwili Leslie klepie mnie po ręce.
- Nie gap się tak – karci mnie i udaje, że ich nie zauważa.
- Nie słyszałaś, co do mnie powiedział? – dziwię się i poprawiam luźnego kucyka.
- Jak mamy słyszeć, skoro siedzą kilka stolików dalej. Jest zbyt głośno – zauważa siedzący obok mnie Dell. 
Less i Sophie przytakują chłopakowi, co sprawia, że po raz kolejny w tym dniu gubię się.
Jestem pewna tego, co słyszałam. I wiem, że powiedział to do mnie. Zdaję sobie sprawę, że faktycznie siedzą dosyć daleko i nie jest możliwe, żebym ich usłyszała, ale naprawdę słyszę. 
Słyszę wszystko dokładnie, co do słowa, kto, co mówi i nikt mnie nie powie, że się mylę.
- Może się przesłyszałaś – Sophie wzrusza ramionami i posyła mi ciepły uśmiech. 
Kiwam głową chociaż wiem, że jest zupełnie inaczej. Jestem pewna, że on to powiedział i to do mnie. Postanowiłam jednak nie drążyć tego tematu. 
Dyskretnie spojrzałam na nich. Blondyn o kręconych włosach nadal na mnie patrzył. Jeszcze nigdy nie byłam tak skrępowana, jak wtedy.
- Ten który się na ciebie patrzy to Ashton Irwin – mówi Leslie przeżuwając. – Siedzący obok Luke Hemmings.
- Największe ciacho w budzie – wtrąca Sophie ze śmiechem.
- Brunet –Calum Hood – kontynuuje Less. – I na koniec Michael Clifford. Wszyscy chodzą do czwartej klasy tylko na różne profile.
- Z Michaelem chodzę na fizykę i francuski – przerywa Dell. – Totalny pajac. Oni wszyscy.
- Czemu? – pytam unosząc brew.
- Są dziwni – Sophie przewraca oczami. – Nikt nic o nich nie wie. Nauczyciele o nich nie wspominają to wszystko jest… Po prostu dziwne.
- Spotkałam dzisiaj Luke’a – mówię, ale oszczędzam szczegółów.
Dziewczyny wytrzeszczają oczy, a Dell unosi brwi. 
- Rozmawiał z tobą? – pytają w tym samym momencie.
Kiwam głową i upijam łyk Coli z puszki. Patrzą po sobie zdziwione, ale nic więcej nie mówią. Jestem im za to wdzięczna.



*

Kiedy lekcje się kończą postanawiam pójść na plażę. W końcu od dawna tu nie byłam. Nie pamiętam, jak to jest słyszeć szum oceanu. Pogoda nie zachęca do tego, żeby siedzieć nad wodą, ale to mnie nie zniechęca.
Dochodzę do końca ulicy i wchodzę na górkę pokrytą piaskiem i gdzieniegdzie trawą. Za górą widzę piękny widok. 
Ocean wydaję się nie mieć końca. Wprawia mnie to w zachwyt. Jestem oczarowana tym miejscem.
Schodzę ostrożnie z górki i podchodzę bliżej wody. Nie zamierzam jej dotykać, bo jestem pewna, że jest lodowata. 
Wiatr rozwiewa moje włosy, burząc fryzurę. Siadam na piasku i wyjmuję paczkę papierosów, którą skradłam Nancy. Ma ich wiele, więc nie zauważyła, że jedna zniknęła. W środku są tylko dwa ostatnie. Nie zorientowałam się, kiedy uzależnienie przejęło nade mną kontrolę.
Zaczynam rozmyślać nad swoim życiem. Jakby wyglądało gdybym była teraz z rodzicami? Nancy oszczędza mi szczegółów, co do mojej rodziny. Podobno nie mam rodzeństwa. Kiedy pytam się o rodzinę od strony taty mówi mi, że dobrze ich nie znała i nie wie, czy ktoś jest mną zainteresowany. Wiem, że to kłamstwo, ale nie zagłębiam się w to. To okropne nie mieć rodziny. Nancy jest dla mnie wszystkim. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby jej zabrakło.
Wypalam do końca papierosa i postanawiam wracać do domu. 
Na lodówce zastaję kartkę, którą zostawiła mi Nancy. Jest na niej napisane, że wróci na kolacje. 
Wzdycham pod nosem i rzucam torbę na kanapę. Jestem pewna, że uda mi się tu szybko zaaklimatyzować. Przecież to moje miasto rodzinne, tu się urodziłam i wychowałam. Ale nie czuję tego. Nie pamiętam nic z okresu dzieciństwa. Żadnych wspomnień z rodzicami. Widziałam jedynie kilka zdjęć, które pokazała mi Nancy. Trzyma je w swoim gabinecie…
Wiem, że nikogo nie ma w domu, ale z jakiegoś powodu rozglądam się, po czym idę po schodach na piętro do gabinetu. 
Drzwi mają szklane okienko, można zobaczyć środek gabinetu, tak jak przez okno w ścianie.
Naciskam klamkę, ale okazuje się, że drzwi są zamknięte. Widzę, że już się rozpakowała. Nigdy nie pozwala mi wchodzić do jej gabinetu. Uważa, że naruszam jej prywatność i obraca to w żart, ale ja wiem, że coś ukrywa. 
Zastanawiam się, gdzie może być ukryty klucz i pierwsze, co wpada mi do głowy to pod wycieraczką, ale nie ma go tam. 
Moją uwagę zwraca panel, który jest bardziej uniesiony, niż pozostałe. Naciskam na niego dłonią i ku mojemu zdziwieniu podnosi się do końca. W środku leży miedziany klucz.
Jestem zaskoczona i nie wiem, co mam o tym myśleć. Odkładam to na później. 
Wsadzam klucz do zamka i przekręcam go. Drzwi ustępują.
Mam na sumieniu naruszanie prywatności Nancy, ale przecież ona też nie jest święta. Nie mam dwunastu lat i potrafię rozróżnić, kiedy kłamie, a kiedy nie. 
Ciekawość przezwycięża. 
Wchodzę do środka. Krzywię się, kiedy panele skrzypią pod moimi butami. Jestem pewna, że w domu nikogo nie ma. Uspokajam się i podchodzę do komody. Otwieram pierwszą szufladę, ale nic ciekawego tam nie znajduję. Faktury i rachunki. Interesują mnie zdjęcia. 
Podchodzę do regału z książkami. Z reguły wyciągam te najgrubsze i tak samo robię teraz. 
Kiedy otwieram książkę wypada z niej kilka zdjęć. Bingo!
Kucam na podłogę i przeglądam fotografie. Zdjęcia są zniszczone i wyblakłe, ale wyraźne. Pierwsze przedstawia moich rodziców na statku. Tata obejmuje mamę w pasie opierając się o poręcz statku. Nie jestem podobna do żadnego z nich. Przynajmniej tak mi się wydaje. 
Kolejne zdjęcie przedstawia… Mamę w szpitalu. Trzymała na rękach dziecko z białym beciku. To musiałam być ja! 
Odwracam zdjęcie i spostrzegam napis w rogu na dole. 
A. 01.04.1994r. 
Moje plecy oblewają zimne poty i automatycznie dostaję gęsiej skórki. To nie byłam ja! Ale na pewno moja mama i to jest na pewno jej dziecko. Siedziała na łóżku szpitalnym w tym dziwnym ubraniu. Dziecko wygląda na świeże. To oznacza jedno. 
Mam rodzeństwo. 


Autorka: Wiem, że mówiłam, o tygodniowym odstępie między rozdziałami, ale po prostu z początku muszę wszystkim podziękować za wasze (3) komentarze i obserwacje. To naprawdę miło, jak na początek. 
W tym rozdziale też mało chłopaków, ale dajcie czasu wszystko zacznie się powoli rozkręcać cierpliwości proszę! 
Przeżyłyście już załamanie nerwowe tak, jak ja? Szkoła za tydzień... 
A co sądzicie o rozdziale? Czekam na wasze opinię. 
Dobranoc <3 

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 1

Latanie samolotem było jedną z najgorszych rzeczy, jakie mogły mi się przytrafić. Uwielbiam ziemię i panikuję, kiedy odrywam się od niej. Niestety nie wytrzymałabym kilku dniu w pociągu  z Filadelfi do Santa Monica. Nawet nie wiem, czy takie połączenie istnieje. Wątpię, więc dlatego tkwię na miejscu numer 87 obok Nancy, która czyta najnowsze wydanie Vanity Fair.
Playlista z mojego IPhone’a dobiegła końca jakieś pięć razy i zaczynam się nudzić.
Czując, jak zasycha mi w gardle, wstaje z fotela i jak najzgrabniej przechodzę do barku na końcu pokładu. Po drodze sp rawdzam godzinę na zegarku. Zostało jeszcze trzy godziny lotu. Potrzebuję się załatwić, ale nie ma mowy, że zrobię to tutaj. To zbyt obrzydliwe.
- Dwie butelki wody – mówię do stewardesy i wyciągam pomięty banknot z tylnej kieszeni jeansy’ów.
Brunetka mojego wzrostu schyla się do barku i wyciąga z niego to, o co proszę.
Na jej twarzy widnieje wymuszony uśmiech, kiedy odbieram zamówienie, a ona banknot.
Odwracam się i spotykam się wzrokiem z szarym T-shirt’em. Podnoszę wzrok na wysokiego blondyna o przenikliwych błękitnych oczach.
Na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Jego zęby są idealnie równe, białe i po prostu powalające.
Nagle telefon wypada z jego dużej dłoń. Komórka o mało nie zderzyła się z wytartą wykładziną, ale w porę łapię go, trzymając w tej samej ręce butelkę wody.
- Wow – wzdycha z uznaniem.
Jego głos jest głęboki, jak Ocean Spokojny, wokół którego będę mieszkać przez kolejne kilka lat. Błysk w oku sprawia, że moje policzki oblewa rumieniec.
Oddaje mu jego własność i spuszczam wzrok.
- Dobry refleks – chwali, a ja oblizuje wargę z zakłopotania.
Dlaczego nie potrafię nic z siebie wydusić? Zawsze miałam problem z chłopakami, ale od jakiegoś czasu to się pogarsza. Najlepiej w ogóle się z nimi nie konfrontować. Cóż… Moje życie miłosne wcale nie wygląda dobrze. Nie zajmuję się tego typu sprawami i bez pytań „dlaczego”? proszę. Nie mam zielonego pojęcia i w bliskiej przyszłości nie zamierzam się dowiedzieć. Chyba najlepiej jest mi samej. Nie potrzebuje chłopaka.
- Dzięki – drapię się z zakłopotania po karku i posyłam mu wymuszony uśmiech.
- To naprawdę było niesamowite! Złapałaś go w ułamku sekundy! – zauważa i wiem, że stara się podtrzymać rozmowę.
Zakładam pasemko swoich turkusowych włosów za ucho. Zapuszczam je już tak długo, a one nadal sięgają mi do biustu.
- Wybacz, ale czeka na mnie… Moja… Dziewczyna – parskam jakieś kłamstwo zanim orientuję, jak głupie ono jest.
Jego źrenice rozszerzają się do granic możliwości. Milczy i jedynie przepuszcza mnie w wejściu na pokład.
Zaciskam pięści i wracam na miejsce. Tylko ja potrafię tak zrobić. Zrobić swoją dziewczyną kobietę, która mnie przygarnęła.
- Przyniosłam ci wodę – oznajmiam, kiedy widzę, że Nancy skończyła studiować magazyn.
- Zdążyłam się zorientować, kiedy rozmawiałaś z tamtym chłopakiem – przewraca oczami i odkręca butelkę. – Całkiem niezły!
- Nancy! – karcę ją. – I tak nic z tego nie będzie. Powiedziałam mu, że jesteś moją dziewczyną.
Brunetka zakrztusza się wodą i zaczyna niekontrolowanie kaszleć. Łzy napływają jej do oczu, a twarz robi się cała czerwona.
Staram się opanować sytuację i klepię ją po plecach. Po minucie Nancy się uspokoją i wzdycha głęboko. Opiera się o fotel i kładzie swoją dłoń na klatce piersiowej.
- Dziewczyną?! – mało nie krzyczy tak głośno, że cały pokład ją usłyszy.
Na nieszczęście kątem oka widzę tego przystojnego blondyna, który zajmuje miejsce za nami.
- Shh – kładę jej palec na ustach. – Przepraszam, wymsknęło mi się.
Beszta mnie wzrokiem i odwraca wzrok na okno.
- Zwariuje z tobą, Kayla – kręci głową z politowaniem i nic więcej nie mówi.


*

Taksówka podjeżdża pod stary dom urządzony w stylu wiktoriańskim.
Poczerniało drewno dodaje tajemniczego nastroju. Dom wygląda na bardzo stary i ledwo trzymający się w kupie.
Nie pamiętam tego miasta. Żadnego szczegółu, żadnego parku, ani sklepu. Nancy ciągle mi powtarza, że mieszkałam tu dopóki nie skończyłam sześciu lat. Potem wyprowadziła się ze mną do Filadelfi. Nancy przygarnęła mnie do siebie, kiedy moi rodzice zmarli. Mówi mi, że mieli wypadek samochodowy. Byli jej sąsiadami, więc zorientowała się, że coś jest nie tak. Nikogo nie było w domu przez długi czas. Pewnej nocy ktoś podrzucił mnie pod jej drzwi.
Do tego oto domu. Byłam podekscytowana wróceniem do rodzinnego miasta.
Tylko jest mały problem. Nie mam żadnych krewnych. Nancy twierdzi, że nie mam rodzeństwa, ciotek, wujków, a nawet dziadków. Byłyśmy zdane na siebie.
Brunetka wyjmuje z portfela banknot dwudziestodolarowy i wręcza taksówkarzowi.
Wyciągamy swoje bagaże z bagażnika.
Włosy Nancy powiewają pod wpływem chłodnego powietrza. Jest piękną 39 –latką. Ma cudowne czekoladowe oczy, nieskazitelną cerę z drobnymi piegami. Prosty nos, małe usta i niskie czoło. Oboje uszu ma wykolczykowane. Nie ma tam miejsca na inne dziurki. Jest ich tysiące. Od płatka do chrząstki.
Idealne brwi, idealnie wytuszowane rzęsy, idealna cała. Piękna figura, zgrabne nogi i pokaźnych rozmiarów biust.
Nancy może być marzeniem każdego faceta, ale ciągle jest sama i nie chcę znaleźć sobie nikogo na stałe.
Nancy szamota się z kluczami od drzwi. Po chwili znajduje właściwy i otwiera nim zamek.
Drzwi okropnie skrzypią. Tak samo podłoga, kiedy wchodzimy do środka.
Drewno wygląda, jakby miało z tysiąc lat. Ściany pomalowane są na brąz i beż.
Po prawej znajduje się duży salon z sofą, fotelami, stolikiem do kawy i kominkiem, nad którym znajduje się telewizor.
Na wprost kuchnia urządzona w stylu wschodnim. Schody zrobione z tego samego drewna i tak samo skrzypiące prowadziły na piętro do mojego i Nancy pokoju oraz jej gabinetu.
- No to witam w domu, Kay  – jej uśmiech dodaje mi nieco otuchy.
Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że czuję się tu obco.
I mam wrażenie, że wszystko w moim życiu przewróci się do góry nogami.

Autorka: Hej wszystkim! Jeśli ktoś w ogóle czyta. To mój pierwszy blog z 5SOS. Miałam świetny pomysł i postanowiłam go wykorzystać. Mam nadzieję, że wam się spodoba. 
Pierwszy raz pisze opowiadanie Fantasy, nie wiem, co mnie naszło, ale naprawdę mi się podoba. 
Rozdziały będą pojawiać się, co tydzień. Na razie regularnie, ponieważ mam sześć rozdziałów z zanadrzu. Później zobaczymy. 
Czekam na waszą opinię. To od was zależy, czy dalej będę go prowadzić. 
Ściskam! <3