Budzę
się o godzinie dziewiątej, co jest do mnie niepodobne. Zanim wstaję z łóżka
leżę jeszcze przez piętnaście minut w nim rozmyślając o ostatniej nocy.
Kolejna
sprawa. Ashton „Debil” Irwin. Po jakiego ciula włożył mi tą karteczkę pod
wycieraczkę? Czy on też jest w to zamieszany? To bardzo możliwe. Luke wczoraj w
rozmowie z Calum’em wspomniał, że Ashton i on znają Nancy.
Ciekawe,
co by było gdybym wspomniała o nim przy śniadaniu?
Ashton
chce mnie przed czymś uprzedzić? Czemu to musi być takie pogmatwane?
I
Calum. Muszę przygotować na poranne przesłuchiwanie ze strony Nancy. Dlaczego
palnął taką głupotę? Co za kretyn!
Postanawiam
wstać z łóżka.
Ziewam
i drapię się po głowie, schodząc po schodach do kuchni.
Nancy
siedzi przy stoliku i pije kawę oraz przegląda coś w laptopie. Nalewam kawy do
kubka siadam naprzeciwko niej w milczeniu.
Jestem
niewyspana i nie wiem, co będę dzisiaj robić. Zastanawiam się, jak Leslie
bawiła się na dyskotece. Jak na razie ja się nie wybieram na kolejną.
-
A więc masz teraz nowego chłopaka? – pyta Nancy spoglądając zza monitora.
Kręcę
przecząco głową i upijam łyk.
-
Kayla, może nie jestem już taka młoda, jak kiedyś, ale wiem, co to znaczy kiedy
wieczorem wychodzisz z kolegą i wracasz o pierwszej w nocy – patrzy na mnie
wyczekująco. – Mam nadzieję, że jeszcze bez seksu, hm?
-
Nancy! – bulwersuję się. – Calum nie jest moim chłopakiem!
Brunetka
otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy dzwoni dzwonek do drzwi. Nie
zamierzam podnosić się z krzesła. Ona nic nie rozumie, a ostatnie do czego
szczęścia mi potrzeba to właśnie Calum Hood.
Nancy
wstaje z krzesła i idzie przez korytarz od drzwi.
Kawa
jest letnia i nie za bardzo mi smakuje, ale nie przeżyje dnia bez kawy. Tym
bardziej, kiedy moje noce są nieciekawe. Nadmiar emocji sprawia, że nie sypiam
dobrze. O ile w ogóle sypiam.
-
Kayla, to do ciebie! – woła Nancy, przy drzwiach.
Wstaję
z krzesła i obracam się w jej stronę. Podnoszę kubek do ust, żeby dopić do
końca, ale kiedy widzę w drzwiach Cal’a, wylewam wszystko na swój dekolt.
-
Kurwa! – warczę pod nosem.
Jego
wprawia to w rozbawienie, ja jestem wściekła do kości, a Nancy karci mnie wzrokiem.
Wraca
do kuchni i rzuca we mnie ścierką.
-
Słownictwo! – upomina mnie i przenosi laptopa do salonu.
Pocieram
szarą bokserkę ścierką i podchodzę do drzwi, w których stoi brunet.
No
cóż… Jeśli poranek źle się zaczął to podobnie może być z całym dniem.
Czego
on tu chcę? Czy nie należy mi się choć jeden dzień odwyku od ich kliki?
Jeden
dzień! Od dwóch tygodniu mieszkam w Santa Monica i ani jednego dnia, który cały
spędziłam w domu. Mogłabym poczytać książkę, oglądnąć film, cokolwiek! Nie jest
mi to dane.
-
Co tu robisz? – pytam, kładąc dłoń na biodrze.
-
Chyba masz kiepską pamięć – krzywi się. – Mówiłem, że zabiorę cię na zakupy.
Rekompensata za wczorajszą noc.
-
Mówiłam to w żarcie – mamroczę obojętnie, chociaż jestem w szoku.
Czy
on naprawdę jest w stanie spędzić ze mną dzień w centrum handlowym? To poważny
krok, ponieważ ja mogę chodzić po sklepach cały dzień, a w sklepie spędzić
godzinę.
-
A ja nie – wzrusza ramionami. – Tamta spódnica była bardzo ładna, więc może
powinniśmy poszukać nowej?
-
Nie wiesz, na co się piszesz, Hood – wzdycham i wpuszczam go do środka.
-
Dokładnie! – dodaje Nancy z salonu, kiedy przechodzimy obok. – Nawet ja z nią
nie wytrzymuje. To samobójstwo pójść z nią na zakupy bez określonego celu. Ale
czego nie robi się dla miłości…
-
Nancy! – sykam, piorunując ją spojrzeniem.
-
Ma pani świętą rację – zgadza się z nią Calum i obejmuje mnie w pasie.
Czy
ty sobie jaja robisz? To wcale nie jest zabawne! Jeśli Nancy weźmie to na
poważnie, to za niedługo zaprosi go na kolację, później wyjedziemy na wspólne
wakacji i skończy się to ślubem. Nie chcę wyjść za mąż za Calum’a!
Morduję
go wzrokiem. Dla niego to rozrywka!
-
Więc, może kochanie – akcentuje mocno to słowo z przesłodzonym uśmiechem. –
Pójdziesz ze mną na górę?
-
Oczywiście – odpowiada mi tym samym.
Zaraz
wybuchnę, przysięgam. Gdzie jest do cholery Leslie i czemu się nie odzywa?! Potrzebuję
jej w tym piekle zwanym moim życiem. Nieznani mi ludzie czyhają na moje życie,
Luke przeprasza mnie praktycznie za nic, a Calum bawi się, udając mojego
chłopaka!
Weszliśmy
do mojego pokoju i Calum od razu rzucił się na moje łóżko.
-
Jakie miękkie! – wzdycha i układa dłonie pod głową.
-
Teraz już możesz przestać zachowywać się, jak pajac – warczę i otwieram szafę.
– Jak w ogóle możesz udawać mojego chłopaka przy Nancy! To nie jest zabawne do
twojej wiadomości!
-
Zawsze się tak denerwujesz? – pogrywa ze mną z cwanym uśmieszkiem.
-
Nie prowokuj mnie, Calum – posyłam mu mordercze spojrzenie, odwracając się od
szafy.
Ściskam
koszulkę, którą trzymam w dłoni.
-
Co ty mi możesz zrobić? – kpi ze mnie. – Jesteś drobna i niższa. Nawet palca mi
nie skręcisz.
Czuję,
jak krew buzuje mi w żyłach, czuję złość, która przejmuje nade mną kontrolę,
czuję adrenalinę i chęć zabicia tego debila!
W
mgnieniu oka łapię jego nadgarstki i pochylam się nad nim na łóżku. Wciskam
jego ciało w łóżko, ale on nie wydaje się odczuwać bólu. Patrzy mi prosto w
oczy, pewny i śmiały. Ja wykorzystuje swoją siłę, żeby się na nim wyżyć, aż w
końcu słyszę, jak rama łóżka pęka.
Postanawiam
odpuścić, kiedy orientuję się, że właśnie sama połamałam sobie łóżko.
W
jego oczach widzę podziw. Złość opuszcza moje wnętrze, a na jej miejsce pojawia
się zdezorientowanie i… To samo uczucie, kiedy szybko biegnę. Czuję się
wypompowana z energii. Jakby mój zapas za szybko się wyczerpał.
Odwracam
się do niego plecami i odchylam głowę do tyłu. Rozluźniam ramiona, które nagle
stały się, jakby o tonę cięższe.
Nie
mam zamiaru patrzeć na jego bezczelną twarz, więc po prostu ściągam z siebie
bokserkę. Jestem ciekawa jego miny, ale nie odwrócę się przodem.
Zakładam
biały top z długim rękawem, głęboko wyciętym dekoltem zaznaczającym biust i z
odkrytym brzuchem.
Zaczynam
szukać w czarnych dżinsów, ale przypominam sobie, że zostawiłam jej w łazience
na suszarce.
Bez
słowa zostawiam go w pokoju i zmierzam do łazienki. Ubieram obcisłe spodnie z
wysokim stanem i przeczesuje włosy, układając je na lakierze do włosów.
Ponownie
wracam do pokoju i tym razem siadam przy toaletce.
-
Nie jesteś pod wrażeniem tego, co zrobiłaś? – pyta nagle, opierając się o
ścianę przy wyjściu.
-
Jestem – odpowiadam prosto i nakładam tusz do rzęs.
-
I tyle? – docieka.
-
To nie pierwszy raz, kiedy coś takiego ma miejsce – postanawiam wziąć go pod
nóż. – Cal, nie jestem głupia. Wiem, że wydarzenie w klubie, wczoraj, wasza
grupa, Nancy i moja rodzina, a szczególnie mój brat… Wiem, że to wszystko jest
ze sobą połączone i nie musisz się bać o dyskrecje. Jeśli wszyscy tak bardzo
boicie się Nancy, ona nic nie wie. Jeśli wy oczekujecie, że ja wam zaufam, wy
musicie zrobić to samo i powiedzieć mi prawdę – mówię, a jego źrenice
rozszerzają się z każdym słowem, które wypowiadam.
Spoglądam
na jego lustrzane odbicie i wracam do makijażu.
-
Nie chcielibyście, żebym dowiedziała się tego w inny sposób, prawda? Chyba, że
wam nie zależy albo przynajmniej Luke’owi – dodaję i chowam kosmetyki do
szuflady.
Zakładam
przez siebie czarną listonoszkę i biorę do ręki moje stare Leonki.
Ubieram
czarne Martensy i kieruję się do wyjścia.
-
Problem w tym, że ta gra nie jest na twoich zasadach, Kay – Calum odzyskuje
zimną krew. – Ani na naszych. Jednakże to od ciebie zależy, jak potoczy się
przyszłość.
-
Jakbyś nie mógł mi dać wskazówki. Komu mogę ufać, a komu nie? – proponuję.
-
Osoby w twoim środowisku są dla ciebie. Możesz im ufać – zapewnia.
-
Nie, jeśli osoba, która cię wychowała ukrywa przed tobą tyle tajemnic –
wzdycham i wychodzę z pokoju.
-
Kogo masz na myśli? Nancy? Dowiedziałaś się czegoś? – dołącza do mnie, kiedy
ruszam do schodów.
-
Coś za coś, Hood – uśmiecham się do niego złośliwie i zbiegam na dół.
Teraz
już nie mam wątpliwości. To bardziej mnie motywuje do tego, żeby poznać prawdę.
I czuję, że wplątuję się w coś niebezpiecznego, ale nie pozwolę sobie na życie
w ciągłym kłamstwie. Czy tego chcą czy nie. Najpierw odnajdę mojego brata, a
później dowiem się reszty.
Nancy
nie zmieniła swojej pozycji, nadal siedzi na kanapie i przegląda coś w
Internecie. To odpowiedni moment, żeby powiedzieć jej o złamanym łóżku.
-
Nancy, musimy zamówić nową ramę do łóżka – oznajmiam jej, biorąc do ręki
zielone jabłko ze stołu.
-
Jak to? – unosi brwi, zdziwiona.
-
Um… Calum wypróbował jego jakość dosłownie rzucając się na nie – wyjaśniam
daleko mijając się z prawdą.
Oczy
Nancy robią się, jak spodki. Mam nadzieję, że nie wzięła tego dwuznacznie, ale
w tamtym momencie nie myślę o tym.
-
Mogę za to zapłacić – proponuję brunet, widząc zakłopotaną minę kobiety.
-
Oj przestań! – jęczę i pchnę go ku wyjściu.
Zostawiamy
osłupioną Nancy w domu i kierujemy się do jego samochodu.
Jest
to szarego koloru terenowa Toyota. Wygląda ładnie, ale dla mnie każdy duży
samochód jest cudowny. Po prostu je uwielbiam!
Wsiadam
na miejsce pasażera i zapinam pasy. Calum robi to samo.
-
O co ci chodziło? – parska i wkłada kluczyki do stacyjki.
-
Przestań chwalić się forsą. Nancy nie pracuje w barze szybkiej obsługi, stać
nas na wymianę ramy łóżka – mówię mu.
-
Nie chwalę się – odpowiada naburmuszony.
Przewracam
oczami i podgłaśniam radio, kiedy słyszę muzykę do „Jenny from the block”
Jennifer Lopez.
Zaczynam
śpiewać na głos refren i ruszać ramionami w rytm melodii. Uwielbiam tą piosenkę,
chociaż jest stara, a ja za bardzo nie przepadam za Lopez. W każdym razie jest
ona moją ulubioną.
Calum
zaczyna się ze mnie naśmiewać, ale ja nie przestaję śpiewać.
-
Don't be fooled by the rocks that I got I'm still, I'm still Jenny from the
block – Calum w końcu dołącza do mnie I
kończmy na tym, że razem z J-Lo zdzieramy swoje gardła śpiewając jej hit.
Oboje
się z śmiejemy z tego, co przed chwilą się stało. To niemożliwe, że Calum Hood
potrafi być zabawny.
Mój
śmiech jest szczery po raz pierwszy od kilku dni i to dzięki temu… Chłopakowi.
Nagle
orientuję się, że nie jedziemy do centrum handlowego Santa Monica.
-
Gdzie ty mnie tak właściwie wieziesz? – pytam, opierając głowę o szybę.
-
Do Los Angeles – odpowiada zerkając na mnie.
Unoszę
brwi zaskoczona, ale posyłam mu pełen zdziwienia wzrok.
Ciekawe,
czy tak samo zachowuje się w towarzystwie chłopaków. A może oni są tak samo
wyluzowani, jak on? W tym momencie nachodzi mnie myśl, co robi teraz Luke. I
pierwsze, co przychodzi mi do głowy to to, że zajmuje się pewnie swoją
dziewczyną.
Nie
mogę pozwolić sobie na zepsuty humor. Nie dzisiaj. I nigdy.
-
Tu jest zupełnie inaczej, niż w Nowym Jorku – zauważam podziwiając małe
miasteczka i wsi.
Odsuwam
szybę i pozwalam wietrze rozwiewać moje włosy. Nie jestem do końca
przyzwyczajona do krótkich włosów, ale daję sobie jeszcze tydzień.
-
Cieplej – odzywa się w końcu Cal.
-
I życie wydaje się tu szczęśliwe – dodaję, patrząc w dal.
-
A nie jest? – dziwi się brunet.
-
Nie, jeśli nie masz rodziny i ciągle żyjesz w kłamstwie – spoglądam na niego
znacząco.
-
Wyluzuj, Nancy jest świetna. Poza tym masz Leslie i… - zawiesza głos na chwilę
– mnie.
-
Dlaczego akurat od teraz? – marszczę brwi.
-
Przyznaję, z początku za tobą nie przepadałem – podejmuje. – Ale nie jesteś
taka zła.
-
Och, dzięki, Calum – udaję poruszoną i przykładam dłoń do klatki piersiowej. –
Jestem ci wdzięczna!
-
Wyczuwam ten sarkazm – przewraca oczami w moją stronę.
*
Nie
wiem, co powiedzieć, kiedy orientuję się, że Calum parkuję na Rodeo Drive.
Nie
należymy z Nancy do najbiedniejszych. Ona pracuje jako kosmetyczka. Robi
paznokcie, przedłuża rzęsy i zajmuje się przekłuwaniem uszu. Zarabia
przeciętnie, ale na pewno nie kokosy. Nie mogę pozwolić sobie na zakupy na
Rodeo Drive, jedna bluzka przewyższa moje kieszonkowe.
Ciuchy
są tutaj cudowne i przyznaję po raz pierwszy jestem na Rodeo Drive i od razu
żałuję. Nie mogę tu nic kupić chociaż uwielbiam zakupy.
Calum
jednak nie wydaję się być zrezygnowany albo, chociaż poruszony.
-
Co my tu robimy? – pytam i wysiadam z samochodu.
Byłam
pewna, że żartował, kiedy mówił, że zabierze mnie na zakupy. Teraz jestem w
szoku. Faktycznie dotrzymuje słów.
-
Niby jesteś taka mądra, ale nie rozumiesz prostych słów – przekomarza się.
-
Przestań mnie wkurwiać – warczę pod nosem. – Nie chodzę na zakupy akurat tutaj.
Nie możemy wybrać jakiegoś centrum handlowego?
-
Teraz to ty mnie wkurwiasz – Calum łapie mnie za rękę i ciągnie mnie w stronę
sklepu z pięknymi sukienkami. – Czego nie zrozumiałaś w zdaniu: „ Zabieram cię
na zakupy”? Ukryty podtekst: „ Ja za nie płacę”.
-
Nie potrzebuję, żebyś za mnie płacił – upieram się.
-
Na litość Boską, Kay! – jęczy. – To przeze mnie podarłaś swoją spódnicę,
postanowiłem to odpokutować. Powinnaś się cieszyć, że ktoś chce cię zabrać na
zakupy i za to płacić!
Stoimy
przed szklanymi drzwiami do butiku. Przechodnie patrzą się na nas, jak na
wariatów. Dobrze, że tu nie mieszkam. Nikt nas nie zna.
-
Wątpię, że cię na to stać – kładę dłoń na biodrze.
-
Jeszcze mało o mnie wiesz – wzdycha i otwiera drzwi, po czym puszcza mnie
przodem.
Sklep
jest wielki i dwupiętrowy. Przeważa w nim biel. Pomieszczenie zajmują stojaki z
ciuchami, komody i półki. Wszędzie widzę sukienki, buty i torebki. Istny raj. W
gablotach leżą piękne biżuterie, jestem wniebowzięta.
Nie
wierzę, że Calum’a na to stać. Czy jego rodzice to mafia? Czy on w ogóle ma
rodziców?
Podchodzę
do ściany, na której wiszą piękne koktajlowe sukienki.
Zaczynam
je przeglądać. Każda jest piękna. Turkusowa, miętowa, różowa, czarna i złotawa.
Są piękne, ale… Coś mi w nich nie pasowało. Może to dlatego, że to nie mój
styl.
Calum
patrzy na mnie pytająco i zaczyna ruszać w moją stronę.
-
Są śliczne, ale zbyt… Idealne. Bałabym się je włożyć – oznajmiam, dotykając
materiału jednej z niej.
-
Już mówiłem, że cena…
-
Nie chodzi o cenę – przerywam. – Przestań być takim materialistą. Chodźmy do
innego sklepu, w którym będzie coś…W miarę normalnego.
-
Oświeć mnie, Kayla – błaga.
-
Spokojnie, wiem, gdzie to jest. Słyszałam o nim kilka razy – mówię mu i ciągnę
go za rękę w stronę wyjścia. – Zaufaj mi.
*
W
końcu jedziemy do sklepu również na Rodeo Drive. Trochę różnią się od tamtego,
bo jest wyposażony w ciuchy casual’owe*, a tamten w stylu ekskluzywnym i wieczorowym, jakbym miała iść na galę MTV VMA. Natomiast ten sklep jest
idealny. Znajdują się w nim przeróżnego
rodzaju spodnie, bluzki, koszule i kardigany.
Wpadam
tam niczym huragan i porywam wszystko, co wpada mi w oko. Czarne skórzane
ogrodniczki, biała koszula, czarne botki, koszulkę z Guns’n’Roses i brązowy
kardigan.
Calum
pomaga mi zanieść wszystko do przymierzalni. Jestem myśli, że zaraz oznajmi mi,
iż nie zapłaci za to wszystko. Jednak tego nie robi. I tak nie pozwolę mu tego
wszystkiego kupić, wystarczy mi jedna rzecz, resztę ja zapłacę.
Zakładam
na siebie koszulkę z Guns’n’roses. Jest czarnego koloru z wycięciami po bokach.
Odsuwam
zasłonę i pokazuję się chłopakowi, który siedzi na pufie przy ścianie
naprzeciwko.
Brunet
patrzy na bluzkę, po czym wstaje z pufy i znika w sklepie.
Opieram
się o ścianę i czekam na niego.
Ciekawe,
co teraz robi Luke? Może jest ze swoją dziewczyną? Czy ona wie, że on ma się
mną „opiekować”? A jeśli tak to czy nie jest zazdrosna? Na pewno nie wie.
Pewnie mu ciężko utrzymać to w tajemnicy przed nią skoro ją kocha.
Godzę
się z tym, że mam pecha do facetów. Poza tym on na pewno nie myśli o mnie w ten
sposób. Jego dziewczyna jest ode mnie o wiele ładniejsza.
A
dlaczego to Calum nie może dbać o moje bezpieczeństwo? Od kilku dni mam z nim
lepszy kontakt. Jest bardziej wyluzowany i dobrze się dogadujemy.
Wszystko
jest za bardzo popieprzone i jeśli szybko nie dowiem się prawdy to wyląduje w
wariatkowie.
Brunet
w końcu wraca do przymierzalni i trzyma tą samą bluzkę, co mam na sobie tylko,
że w rozmiarze męskim.
Uśmiecham
się do niego mrużąco oczy i wpuszczam go do środka. Ten bez skrępowania
zdejmuje z siebie T-shirt. Ma ładne, opalone ciało i kilka tatuaży.
Wygląda
seksownie.
-
Przestań się ślinić – parska śmiechem, patrząc na moje lustrzane odbicie i
zakłada bluzkę.
-
Chciałbyś – prycham.
Wyglądamy
jak bliźniaki. Oboje mamy czarne dżinsy i tą bluzkę. To śmieszne, dlatego
parskam śmiechem pod nosem.
-
Bierzemy – oznajmia.
Zdejmuje
z siebie koszulkę i wkłada swoją, po czym wychodzi.
Ja
dokańczam przymierzanie reszty ciuchów i wszystkie mi się podobają. Sklep nie
jest taki drogi, jak poprzedni, więc mogę pozwolić sobie na taki wydatek.
Wychodzę
z przymierzalni z ciuchami pod pachą i zmierzam do kasy.
Podaję
Calum’owi bluzkę, a za resztę ja płacę.
Hood
zaczyna się ze mną kłócić, że to on mnie zabrał na zakupy i, że to on płaci.
Nie zgadzam się z nim, więc dyskretnie podaję kasjerowi banknot.
Uśmiecham
się przebiegle do Cal’a, kiedy chłopak za kasą pakuje mi ciuchy do reklamówki.
Zadowolona
z dzisiejszego dnia wychodzę ze sklepu z uniesioną głową.
*
-
Głowa mi pęka – jęczy Nancy i siada obok mnie na kanapie ze szklanką aspiryny. –
Byli panowie i naprawili ci łóżko.
-
Dzięki – uśmiecham się do niej.
Kładzie
mi głowę na ramieniu i dołącza do oglądania Dr.
House. Oglądałam już wszystkie sezony, ale uwielbiam ten serial.
Po
powrocie do Santa Monica, Calum odwiózł mnie do domu i był na mnie zły za to,
że nie pozwoliłam mu zapłacić za zakupy.
Kiedy
tego nie zauważyłam on wsadził mi do kieszeni dwieście dolarów. DWIEŚCIE
DOLARÓW. Sto za zakupy i sto na zakup ramy łóżka.
Oczywiście
wydarłam się na niego, ale on po prostu wepchał mnie do własnego domu i
zostawił mnie.
Godzinę
później napisał do mnie, że zobaczymy się w szkole i dziękuje za udany dzień.
On
za często podnosi moje ciśnienie.
-
Trzeba zrobić zakupy – wzdycha Nancy i kładzie się na długości kanapy.
-
Zrób mi listę to pójdę do Target’u –
proponuję.
-
Kup tylko kilka bułek, wodę i mleko – oznajmia.
-
Okej – kiwam głową i wstaje z sofy.
Ubieram
buty i zakładam na siebie szarą bluzę z Gap’a
i wychodzę.
Target znajduje się za
rogiem. Przeklinam w myślach, kiedy orientuję się, że nie wzięłam żadnej
siatki. Na szczęście zakupy nie są duże i zmieszczę je do swojej torebki.
Na
dworze jest już ciemno a zegarek wskazuje godzinę dziewiątą.
Zakładam
dłonie na piersi, kiedy czuję, jak wiatr mocno wieje. Na ulicy jest pusto.
Widzę pojedynczych ludzi po drugiej stronie ulicy. Latarnie oświetlają
pomarańczowym światłem jezdnie, a suche liście łamią się pod podeszwą moich
butów.
Skręcam
w prawo i spotykam się z neonem Target.
Drzwi automatycznie się odsuwają, a ja wchodzę do ocieplonego marketu.
Biorę
ostatnie bułki, jakie zostały, mleko i
wodę. Przy kasie nie ma nikogo, a ekspedientka rozwiązuje krzyżówkę.
Wyładowuje
zakupy na taśmę i wyciągam portfel, kiedy kobieta zaczyna skanować produkty.
Chowam
je do torebki i płacę za zakupy.
Wychodząc
przechodzi mnie dreszcz. Mam ochotę wrócić do sklepu, chociażby dlatego, że
jest tam o wiele cieplej, niż na dworze.
Nie
lubię skoków temperatury w Santa Monica. Nocą jest zimno, a za dnia jest
ciepło.
Ściskam
pasek od torby i zaciskam zęby, po czym wracam do domu.
Nagle
dostrzegam kogoś pod drzewem. Sylwetką przypomina faceta. Jest wysoki i…
Przerażający. Nie wiem, co mam robić. Jeśli to jakiś bandyta? Skłaniam się do
tego, żeby przejść na drugą stronę. Naprawdę zaczynam się bać.
Rozglądam
się, czy żaden samochód nie jedzie i kieruję się w stronę przejścia.
-
Zaczekaj – czuję, jak ktoś łapie mnie za łokieć.
Kamień
spada mi z serca, kiedy rozpoznaję głos.
-
Oszalałeś?! – krzyczę na niego. – O mało nie dostałam zawału.
Luke
przewraca oczami i wsadza ręce do kieszeni.
-
Słyszałem, że byłaś dzisiaj w LA z Calum’em – mówi i przygryza wargę.
Widzę
w jego oczach niepewność. O co mu chodzi?
-
Owszem – przytakuję i splatam dłonie na piersiach.
-
Dobrze się bawiłaś? – pyta z lekką pretensją.
-
Taa… - odpowiadam, lekko wzburzona. – To przesłuchanie? Zaczaiłeś się w
krzakach, żebym zdała ci sprawozdanie z mojego dnia?
-
Nie wiedziałem, co się z tobą działo – syczy chłodnym tonem. – Aż tak bardzo
zaprzyjaźniłaś się z nim?
-
Sugerujesz, że nie powinnam mu ufać, czy, że nie powinnam w ogóle z nim
rozmawiać? Wyluzuj, jesteśmy tylko znajomymi. On jedyny chce złapać ze mną
dobry kontakt, nie wspominając o reszcie. Nawet o tobie – warczę poirytowana.
-
Jesteś strasznie głupia. Jemu wcale nie zależy na twojej przyjaźni, tylko na
tym, żebyś wskoczyła mu do łóżka – parska.
Moje
źrenice rozszerzają się do granic możliwości, ale staram się mu pokazać, że
wcale mnie to nie rusza.
-
Moim zadaniem – kontynuuje – jest zadbać o twoje bezpieczeństwo, ale nie będę
wtrącał się w twoje prywatne życie. To tylko taka koleżeńska rada.
-
Doprawdy? – uśmiecham się złośliwie. – W takim razie ja również mam dla ciebie
koleżeńską radą. Zajmij się sobą i swoją dziewczyną. Jestem dużą dziewczynką i
wiem, co robię. Nie wpłyniesz na żadną z moich decyzji, jeśli o to ci chodzi,
Luke.
Patrzy
na mnie z lekko rozchylonymi ustami. Luke zero, Kayla jeden.
Wspinam
się na palcach, żeby dosięgnąć ustami do jego ucha.
-
Dobranoc, Lukey – szepczę.
*casual
– tu: styl casul’owy, styl na co dzień.
Elie: Wiem, że miałam dodać rozdział, kiedy pojawi się dziesięć komentarzy, ale nie wiem, kiedy dodam następny, bo mam trochę nauki, więc to będzie taki wcześniejszy prezent.
I co powiecie na Laylę? Chciałam dodać trochę dramatyzmu do tego rozdziału, ale nie wiem, czy mi się udało. A co z zakupami z Calum'em. Ja dosłownie też bym tak chciała. Mój chłopak chyba nie wytrzymałby ze mną na zakupach.
A także! Stworzyła Twittera do opowiadania. Jest on w zakładce "TWITTER". Możecie do mnie pisać, ZAWSZE DAJĘ FOLLOW BACK i używajcie hashtagu #TouchOfDeathPL
Czekam na wasze komentarze i opinie, co do rozdziału.
Kocham mocno! <3
Aww nie moge się doczekać nowego rozdziału!
OdpowiedzUsuń;)
Yeyeyeyeyyeyeyeeyeyeyyeyeyeyeyeyeyeyyeyeyeyeyeeyyeyeyeeyyeyeyeeyyey :D Och... Chcę wiedzieć co daleeeeeej nooo :D Życzę weny i czekam na jest ;)
OdpowiedzUsuńHmmm no Calum i co teraz mamy o Tobie myśleć co? Nawet się cieszę, że dodałaś ten rozdział :) daje do myślenia o Calumie, czy tak naprawdę jest? No i Luke! Czemu nie zaprzeczyłeś na to o dziewczynie, to naprawdę twoja dziewczyna? ._.
OdpowiedzUsuń