poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział 7

- Oglądałaś kiedyś Nancy Drew? – pyta Leslie, kiedy przeglądamy sukienki w Zarze.
Wkładam słomkę do ust i upijam łyk truskawkowego shake’a.
- O co ci chodzi? – marszczę brwi, oglądając czarną spódnicę z dłuższym tyłem i krótkim przodem.
- Oglądałaś? – docieka, patrząc na mnie z politowaniem.
Kiwam głową zdezorientowana.
Leslie tymczasem wraca do przeglądania wieszaków i pijąc shake’a.
Gdyby ktoś mnie poprosił o opisanie Leslie powiedziałabym: „ Optymistka, zawsze rozgadana, serdeczna i… Dziwna”. Prawdopodobnie jest najdziwniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałam. Dlaczego? Ma swoje odpały i dziwne dni, w których wali coś od czapy albo po prostu wariuje. Wtedy jestem bardzo zaniepokojona.
- Pamiętasz tą scenę, w której Nancy szuka córki Dehlii Draycott? – kładzie dłoń na biodrze, a jej wzrok spoczywa na mnie.
Odchodzi od stojaka z wieszakami i staje naprzeciwko mnie.
Nie czeka na moją reakcję tylko kontynuuje:
- Wpisuje po prostu imię i nazwisko w wyszukiwarkę i dostaje adresy wszystkich kobiet mieszkających w Los Angeles. Może powinnyśmy zrobić to samo z twoim bratem. Możemy poświęcić na to weekend – proponuje.
- Leslie, jedyne co wiem to, że ma imię zaczynające się na literę „A”. Poza tym przyjęłam nazwisko Nancy. Nie wiem, jak moi rodzice mieli na nazwisko – wzruszam ramionami.
Jej pomysł jest świetny! To byłaby prosta droga do odnalezienia mojego brata. Problem w tym, że nie wiem, nawet, jak się nazywa. To zbyt proste dla prawdziwego życia.
- O mój Boże, to robi się coraz dziwniejsze – wzdycha. – Musimy dowiedzieć się, jak twój brat miał na imię i twój tata na nazwisko.
Popadamy na chwilę w zadumę, opadając na czarnych, skórzanych pufach w rogu pomieszczenia.
Mija sekunda, kiedy w tym samym momencie patrzymy na siebie i jednocześnie mówimy:
- Akt zgonu!
Przechodząca obok kobieta patrzy na nas, jak na ułomne dzieci.
- Musimy odnaleźć akt zgonu twojego ojca, żeby dowiedzieć się nazwisko. Później pójdzie, jak spłatka - klaszcze w dłoni Leslie.
Nie mogę się z nią nie zgodzić. To prosta droga do poznania prawdy. Gorszą częścią jest to, że nie wiemy, gdzie jest akt zgonu mojego taty.
- A przynajmniej gościa, który mnie wychował – poprawiam ją.
Cały czas zapominam o tym, że on tak naprawdę nie jest moim ojcem.
Leslie patrzy na mnie z niekrytym współczuciem, ale nie mówi nic więcej. Cieszę się z tego. Wie, kiedy powinna zamknąć buzię. Jest bardzo taktowna i uwielbiam to w niej.
Siedzimy przez chwilę w milczeniu. Muszę sobie wszystko poukładać. Moje życie przewróciło do góry nogami odkąd przeprowadziłam się do Santa Monica.
Co by było gdybym teraz mieszkała w Filadelfi. Nadal żyłabym w nieświadomości. Wolę być tutaj.
- Odłóżmy to na jutro. W końcu dzisiaj jest dyskoteka, a my nadal nie mamy sukienek – przypomina Less zdeterminowanym głosem.


*

Po kolejnej godzinie w sklepie w końcu znajduję coś co mi pasuje. Nie jest to sukienka, ale czarny komplet. Bluzka odsłaniał kawałek brzucha i ma zakryty dekolt oraz krótki rękawek. Spódnica jest z przodu wycięta, a z tyłu z ogonkiem.
Mam w domu pasujące do tego buty, więc cały strój mam przygotowany.
Leslie też jest zadowolona z zakupów. Wybrała granatowy kombinezon z krótkim spodenkami i górą bez ramiączek. Wygląda w nim bosko!
Wychodzimy ze sklepu z szerokimi uśmiechami na twarzy.
Zjeżdżając schodami na dół dostrzegam nowo otwarty salon fryzjerski. Od kilku dni nachodzi mnie ochota na zmienienie czegoś w sobie, ale nie wiem dokładnie, czego? Postawiłam tym razem na włosy.
Uwielbiam kolor, który mam teraz na włosach, ale tęsknię za czarnym odcieniem. Poza tym ostatnio jest ich o wiele więcej, a pogoda tutaj nie pozwala na utrzymanie tak długich włosów.
- Wejdźmy do tego salonu – proszę Leslie i nawet nie czekam na jej zgodę tylko ciągnę ją w stronę szklanych drzwi.
Salon jest prawie pusty oprócz kilku klientek.
Podchodzę do recepcjonistki i uśmiecham się do niej.
- Ma pani może wolne miejsce na teraz? – pytam uprzejmie.
- Co dokładnie chciałaby pani zrobić? – odpowiada mi uśmiechem.
- Skrócić i przefarbować – oznajmiam.
Leslie patrzy na mnie z szeroko otwartą buzią. Jest zaskoczona moją postawą, ale ja jestem gotowa zmienić wizerunek. Nancy na razie nie musi o tym wiedzieć.
- Akurat mam wolne miejsce – mówi i wychodzi zza lady. – Proszę za mną.
Oddaje torbę z zakupami Leslie i podążam za rudowłosą kobietą na koniec Sali.
Stajemy przy ostatni stanowisku. Tam poznaję fryzjerkę o ciemnej karnacji i czarnych włosach. Na grzywce ma różowe refleksy. Od razu ją lubię.
Siadam na czarnym fotelu i patrzę w swoje odbicie w lustrze.
W salonie jest duszno od ciągle działających suszarek oraz innych przyrządów, których nawet nazwy nie znam.
- Obciąć do kości obojczykowych – mówię fryzjerce, zanim zapyta. – I chciałabym wrócić do swojego dawnego koloru włosów.
Dziewczyna na około 27 lat mruga do mnie i zanurza dłonie w moich gęstych włosach.
Oblizuje dolną wargę i wskazuję głową na fotel przy myjkach.
Kiwam głową i ruszam w ich stronę.


*

Wizyta u fryzjera przedłuża się o godzinę, dlatego mamy mało czasu na przygotowanie się do dyskoteki. Leslie jest wściekła i podekscytowana za jednym razem.
Przez te dwie godziny rozmawiamy o najnowszych plotkach, filmach i serialach.
Tamilla, fryzjerka, okazuje się bardzo fajną osobą. Zabrania mi spoglądania w lustro, zanim nie skończy swojego dzieła. To sprawia, że bardziej nie mogę doczekać. Przed dwoma laty miałam długie do pasa czarne włosy.
Nie pamiętam, co mnie skusiło, żeby ją obciąć i przefarbować. Ale byłam dumna z efektu. Teraz będzie mi ich brakować, ale zawsze mogę do nich wrócić.
W końcu Tamilla kończy swoje dzieło. Już nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, jak wyglądam.
- Jeśli ci się nie spodoba, to się powieszę – jęczy brunetka. – Przez długi czas nie miałam takiej roboty przy włosach.
Patrzę lekko przestraszona na Leslie. Ona skanuje wzrokiem moje włosy i szeroko się uśmiecha.
Musi być dobrze. Nie mogę wyglądać źle, już kiedyś miałam takie włosy. Tyle, że nie krótkie. Zawsze trzeba próbować czegoś nowego. Nie ma co!
Na „trzy, czte-ry” Tamilla odwraca mnie na krześle w stronę lustra.
Kiedy widzę swoje odbicie zamieram. Wyglądam dobrze. Może nawet lepiej. Włosy są kruczoczarne, ale lśniące, takie jak kiedyś. Są proste sięgają mi do kości obojczyka tak, jak chciałam. Wyglądam inaczej. Poważniej.
Kiedy miałam turkusowe włosy ludzie źle odbierali mój wygląd. Uważali mnie za wariatkę itp. Nigdy się tym nie przejmowałam.
- O mój Boże… - wzdycham pod nosem i zakrywam usta dłonią.
Jestem w szoku.
- Wyglądasz tak… Kobieco – wtrąca Leslie. – Ślicznie!
Ciekawe, co Nancy powie… Myślę, że szybko przyzwyczaję się do normalnego wyglądu. Na jakiś czas na pewno.
- Dziękuje – przytulam Tamillę na pożegnanie, kiedy płacę przy recepcji.
Ona jedynie uśmiecha się i mruga do mnie tak, jak na początku i idzie do następnego klienta.
Włosy są gładkie w dotyku i podobają mi się. Leslie też jest nimi zachwycona.
Wychodzimy z centrum handlowego i zmierzamy na parking, gdzie zaparkowałam samochód Nancy.
Ten dzień jest cudowny i nic nie może go zepsuć. Udane zakupy, wizyta u fryzjera i na koniec wieczoru szkolna dyskoteka. Może być coś lepszego?
Ciągle zastanawiam się, czy Luke i jego koledzy pojawią się na dyskotece. Nawet założyłam się o to z Leslie. Tak naprawdę po prostu chciałam, żeby Luke przyszedł. Może na początku nie zdobył mojej sympatii, a nawet mogę powiedzieć, że go nie lubiłam, ale teraz… Lubię przebywać w jego towarzystwie. Może to dziwne, ale prawdziwe.
Moje rozmyślania przerywa widok białej karteczki włożonej za wycieraczkę samochodu.
Mówiłam coś o dobrym dniu? Zapomnijcie, zawsze się mylę.
Less dostrzega to samo i patrzy z niepokojem na mnie. Wyjmuję się karteczkę i odginam jej pozaginane rogi.
- Nie szukaj prawdy na siłę. Sama cię znajdzie – czytam na głos.
Obracam się skanując wzrokiem parking, ale nie widzę nikogo podejrzanego.
O cholerę tu chodzi?
- Kto to napisał? – pyta Leslie, wyrywając mi kartkę z dłoni.
Nie oponuje tylko patrzę na nią w osłupieniu.
- Wybacz, Less, ale nie jestem pieprzonym medium – warczę.
- Jak zawsze opanowana – odgryza się słodkim głosem.
Najchętniej w tym momencie wystawiłabym jej środkowy palec, ale jestem pochłonięta tajemniczym ostrzeżeniem.
Kto mógłby chcieć mnie ostrzec? I dlaczego? Nancy? To bez sensu. Nie wie, że nadal szukam prawdy. A nawet jeśli się domyśla to nie ma bata, żeby włożyła to teraz. Przez cały dzień jest na szkoleniu i dopiero za godzinę wróci do domu.
Luke? Po co? Przecież on nic nie wie. Powiedziałam mu tylko o bracie i to wszystko. No chyba, że to chodzi mu o prawdę, o bracie. Ale… To bez sensu. Mam wrażenie, że to od kogoś, kto wie, że chcę dowiedzieć się czegoś więcej.
Może ta osoba wie wszystko. Może to ona mi to powie?
Mam mętlik w głowie, więc otwieram drzwi od samochodu i wsiadam do środka.
Opieram głowę o szybę i wzdycham głośno.
- To na pewno cię zainteresuje! – woła Leslie i wsiada do środka.
Patrzę na nią ze zmarszczonymi brwiami. Oczy świecą jej od podekscytowania.
Wręcz mi karteczkę, ale tym razem wskazuje palcem na małą literkę w prawym, dolnym rogu.
Jest bardzo mało widoczna, ale jest. Moje serce o mało nie wyskakuje z piersi, kiedy to widzę. To niemożliwe! A jednak!
Jedna litera, zmienia wszystko. „A” 

*

*

Przeglądam się w lustrze po raz ostatni, zanim postanawiam wyjść z pokoju i pokazać się Nancy.
Była w szoku, kiedy zobaczyła moje włosy, ale nie ukrywała zadowolenia. Powiedziała, że wyglądam pięknie. Wiedziałam, że jej się spodoba.
Mam na sobie czarny komplet z Zary i czarne botki na obcasie za kostkę. Są skórzane i specjalnie podziurawione w niektórych miejscach.
Usta pomalowane są na czerwono dla kontrastu. Na zewnątrz jestem gotowa, ale w środku… W całkowitej rozsypce.
Nie wiem, co się wokół mnie dzieje. Komu mogę ufać, a komu nie? Kto mnie okłamuje, a kto nie? Kto chce mojego dobra, a kto nie?
Jestem zagubiona, a to mnie bardziej determinuje do tego, żeby poznać prawdę. I nie zamierzam na to czekać. Ktokolwiek mi to podłożył głęboko się musi mylić, myśląc, że go posłucham.
Otwieram drzwi i wychodzę z pomieszczenia. Na korytarzu, oparta o ścianę, stoi Nancy.
Włosy ma spięte w niedbałego koka, a ubrana jest w szare dresowe spodnie i różowy biustonosz sportowy. Zapisała się na fitness.
Taksuje mnie wzrokiem od głów do stóp. Uśmiecham się do niej i kładę dłoń na biodrze.
- Nie wypuściłabym cię tak ubranej, gdyby nie fakt, że to dyskoteka szkolna – wzdycha. – Wyglądasz… Cudownie. Ale faceci są nieobliczalni.
- W porządku – zgadzam się z nią. – Większość przystojnych licealistów jest zajęta.
Oprócz Luke’a, dodaje w myślach i od razu sprzedaję sobie mentalnego liścia.
Muszę się od niego odpędzić.
- Kay, jesteś dosłownie do schrupania, ale muszę już iść, za piętnaście minut zaczynam pierwsze zajęcia – podchodzi do mnie i całuje mnie w policzek. – Powodzenia!
- Tobie też! – wołam, kiedy znika na schodach.
Wracam do pokoju po torebkę i telefon, po czym schodzę na dół.
Z Leslie zobaczę się dopiero na zabawie, a Nancy zabrała samochód. Jestem zmuszona iść do szkoły piechotą, ale nie przeszkadza mi to. Lubię wieczorne spacery.
Schodzę na dół i zakładam na siebie kurtkę, a następnie wychodzę z domu.
Na dworze jest już ciemno, a do tego wieje chłodny i nieprzyjemny wiatr.
Moje nogi tego nie zniosą.
Zagryzam wargę i ruszam chodnikiem w stronę budynku.
Nie wiem, jak wyglądają dyskoteki w Kaliforni, ale w Filadelfi nic specjalnego. DJ była katechetka, która puszczała hity z lat osiemdziesiątych, a na dyskotekę przychodziło około pięćdziesięciu osób ze wszystkich klas szkolnych. Brzmi do bani, czyż nie? I tak było. Raz przyszłam na tą „imprezę”. Nie więcej.
Zatrzymuję się, kiedy zdaję sobie sprawę, że na jezdni obok mnie zatrzymało się czarne Volvo.
Fala zimna oblewa moje plecy, a podbrzuszu czuję skurcz. Nikt mnie nie porwie. Nikt mnie nie porwie, powtarzam sobie to, jak mantrę.
Ale dlaczegóż to nie? Pusta ulica, zero żywej duszy. Może akurat czyha na mnie gwałciciel w samochodzie. Powinnam zapisać się na karate albo taekwondo.
Czarna szyba od strony pasażera się odsuwa, a ja zamieram widząc kierowcę.
Szok!
- Podwieźć cię? – pyta blondyn.
Podwójny szok.
- Jesteś niemową, czy głucha? – prycha Irwin.
Jego sarkastyczny styl mowy sprowadza mnie na ziemię i sprawia, że odzyskuje mowę i zimną krew.
Sprawdzam, czy nikt nie idzie, ale nadal jest pusta.
Wsiadam do środka i dziękuje Bogu, że to tylko Ashton, a nie jakiś cholerny gwałciciel. Może za dużo naoglądałam się CSI?
- Co tu robisz? – pytam, zapinając pas.
Chłopak płynnie włącza się do ruchu drogowego. Jestem pod wrażeniem jego spokoju. Luke wciskał gaz do dechy i nie uważał na licznik.
- To samo, co większość licealistów – odpowiada ironicznie. – Jadę na dyskotekę.
- A może to rekompensata za to, że o mało nie wybiłam ci zębów? – podsuwam chamsko.
On nie gra czysto, więc ja też nie.
Jestem po prostu zdziwiona. Od początku naszej „znajomości” on najbardziej nie pała do mnie sympatią. Na każdym kroku daje mi do zrozumienie, że mnie nienawidzi i cały czas dziwię się, co mu zrobiłam? Znamy się zaledwie dwa tygodnie. A w dodatku kilka dni temu przyłożyłam mu w gębę. Posunął się za daleko. Moja ręka słabo to zniosła. Przynajmniej pierwszego dnia. Tak, jak Luke mówił nazajutrz wszystko było z nią dobrze. Jestem pod wrażeniem regeneracji mojego ciała.
- Nie… Nie sądzę – rzuca z cwanym uśmieszkiem. – Jak ręka?
- Nie udawaj, że cię to obchodzi – odbijam piłeczkę.
- Zmiana image’u? – unosi brew.
Nie zbijesz mnie z tropu, Irwin. Nie tym razem.
Parkuje samochód na parkingu szkolnym. Jest prawie pełny, więc cudem znalazł miejsce.
Wysiadam z samochodu i ignoruje wścibskie spojrzenia innych uczniów.
Jak w każdej szkole plotki szybko się rozchodzą. Jako, że jestem nowa w szkole, a oni są „dziwakami” to wzbudza nie małą sensacje w szkole, że się z nimi zadaję.
W milczeniu wchodzimy do szkoły i kierujemy się schodami na drugie piętro do Sali gimnastycznej.
Po całej szkole rozchodzi się muzyka i czuć sztuczny dym. Przechodzimy przez korytarz między grupkami rozmawiających uczniów i stajemy w wejściu.
Muzyka jest strasznie głośna, więc z trudem cokolwiek usłyszeć.
Ale ja słyszę głos Ashton’a tuż przy moim uchu:
- Dostałaś moją karteczkę?
Moje ciało sztywnieje i jestem wytrącona z równowagi.
To oczywiste! „A”, jak Ashton. To nie musiał być mój brat. Popadam w paranoje. To, że mieszka w moim mieście nie znaczy, że o mnie wie.
Tylko, o co chodziło Irwin’owi? On przecież nic nie wie. Nie mam z nim nic wspólnego, wiem to. To ma być ostrzeżenie? A jeśli tak to przed… Czym?
Jeśli prawda sama do mnie przyjdzie to ktoś z mojego otoczenia musi znać całą prawdę. Nancy? To jeden z możliwych wyborów, ale nie śpieszy jej się do tego, żebym poznała prawdę.
Kto jeszcze? Nikt. On ze mną tylko pogrywa.
Ashton znika w tłumie bawiących się licealistów. Odgarniam włosy i wchodzę do środka.
Odpędzam wszystkie myśli związane z nim i odszukuję Leslie i Sophie.
Zajmuje mi to kilka minut, ponieważ ludzi jest naprawdę dużo. Jest dużo balonów i serpentyn. Kilka stołów z poczęstunkiem i rozstawiona scena na końcu Sali.
Szczerze mówiąc, muszę przyznać, że ta dyskoteka wydaję się o wiele lepsza, niż te w Filadelfi.
W końcu dostrzegam dziewczyny siedzące na pufach w kącie Sali, popijając poncz w czerwonych kubkach.
Witam się z nim całusem w policzek. Sophie chwali moją nową fryzurę, co poprawia mi lekko humor. Na pewno nie popełniłam błędu.
Postanawiamy iść potańczyć, ale najpierw kieruje się po poncz do stołu.
Biorę kubeczek i nalewam do niej niebieskiego płynu. Podnoszę go do ust, kiedy zauważam, kto wchodzi do Sali gimnastycznej.
We własnej osobie Luke Hemmings. Jego włosy są nienagannie ułożone, jak zawsze. Ma na sobie czarne dżinsy, koszulę w czerwono-czarną kratę i skórzaną czarną kurtkę. Podoba mi się jego styl i sprawia, że nie mogę oderwać od niego wzroku. Mimowolnie przygryzam wargę nadal patrząc na niego.
Wszystko jest idealne dopóki nie zauważam wysokiej blondynki, którą trzyma za rękę.
Szczęka opada mi mentalnie. Nie zauważam, kiedy Leslie pojawia się przy mnie.
- Nie wiedziałam, że ma dziewczynę – zauważa, marszcząc brwi.
Ja nadal patrzę na nich, jak witają się z jego kumplami. O tyle dobrze, że żaden z nich nie wygląda na zadowolonego jej widokiem.
- Ty nie… - mówi Less patrząc na mnie. – O nie! Kayla, nie możesz!
Skąd ona to wszystko wie? Przez jedno spojrzenie potrafi odszyfrować uczucia ludzi? Ona mnie naprawdę przeraża.
- Nie wiem, o co ci chodzi? – wzruszam ramionami i upijam łyk z kubka.
- Och, dobrze wiesz – mruży oczy. Jej wzrok jest świdrujący i sprawia, że czuję się niekomfortowo. – Podoba ci się Luke.
- Nieprawda – zaprzeczam żywo, chociaż obie wiemy, że to kłamstwo.
Podoba mi się. Luke mi się podoba i nie wiem, co z tym zrobić. Ma dziewczynę. Poza tym nie wydaję się, że jest mną zainteresowany. Zawsze to powtarzam. Z chłopakami idzie mi źle i chyba tak musi pozostać.
Mój wzrok ponownie odszukuje blondyna i jego towarzyszkę. Jest zgrabna wysoka i trzeba przyznać – przepiękna. Ma ciemne odrosty i falowane długie włosy. Pasują do siebie.
- I tak nie byłby ciebie wart – stwierdza. – Nie ma, co zawracać sobie nim głowy.
Chciałabym uwierzyć w jej słowa.

*

Siedzę już godzinę na pufie i obserwuje wszystkie tańczące pary. Leslie znika z jakimś chłopakiem i wiruje z nim na parkiecie. Ja tymczasem zastanawiam się, czy nie wrócić do domu, bo ta zabawa wcale mnie nie bawi.
Ciągle byłam myśli, że dzisiejszy wieczór będzie niesamowity i nigdy o nim nie zapomnę, ale wcale tak nie było.
Marnuje swój czas na dołowanie siebie coraz bardziej i coraz bardziej.
Postanawiam wziąć się w garść. Wstaję z pufy i już mam zamiar kierować się do wyjścia, kiedy przede mną pojawia się Calum.
Jestem zdziwiona jego widokiem.
- Wybierasz się gdzieś?- pyta z zadziornym uśmieszkiem.
- Um.. Do domu? – odpowiadam tym samym.
- Tak więc może ostatni taniec? – proponuje.
Calum wytrąca mnie z równowagi. Jednak z jakiegoś powodu sprawia, że uśmiecham się po raz pierwszy od godziny.
Przystaję na jego propozycję i ruszam z nim na parkiet.
Na scenie gra szkolny zespół, a główna wokalistka wykonuje utwór Rebeccki Ferguson „I Hope”.
Cal ma na sobie czarne dżinsy i popielatoniebieską koszulkę. Zawieszam swoje dłonie na jego szyi, a on kładzie swoje dłonie na mojej talii.
- Co zrobiłaś z włosami? – pyta uśmiechając się.
- Co? Nie podobają ci się? – unoszę brew z rozbawieniem.
- Podobają, nawet bardziej niż tamte – przyznaje.
Rozmowa jest luźniejsza, niż zwykle, kiedy wszyscy są w kupie.
Kątem oka widzę ponad ramię Calum’a, jak Luke przez ułamek sekundy patrzy na nas.
Nagle mina bruneta poważnieje.
- Musimy stąd iść – oznajmia śmiertelnie poważnym tonem i chwyta mnie za rękę.
- Co? Dlaczego? – nerwowo ściskam jego dłoń.
- Szybko! – pośpiesza mnie i żwawym krokiem przeciska się między tańczącymi ludźmi.
Nie wiem, co się dzieje, ale intuicja podpowiada mi, żebym szła za nim.
Zaczynam się denerwować, a moje ciało pokrywa gęsia skórka.
Praktycznie wybiegamy z Sali gimnastycznej i kierujemy się w stronę schodów przeciw pożarów.
Czarne myśli kłębią mi się w głowie i jestem cholernie przestraszona. Nie mogę wydusić z siebie ani słowa, więc jedynie robię to, co każe mi Calum.
Nagle słyszę, jak ktoś za nami biegnie, ale kiedy się odwracam nikogo nie widzę. Jestem pewna, że to mężczyzna za nami podąża. Czuję, że jest coraz bliżej, aż w końcu kiedy po raz kolejny się odwracam widzę go.
Jest wysoki i dobrze zbudowany. Jedyne, co mogę zobaczyć w tych ciemnościach to jego przerażające bursztynowe oczy, które sprawiają, że zaczynam piszczeć.
- Cicho! – Calum  w ułamku sekundy podnosi mnie na swoich plecach i kontynuuje bieg.
Trwa to chwilę, kiedy znajdujemy się na dachu szkoły. Chowamy się za jednym z kominów w rogu.
Chwilę potem gość, który nas ściga otwiera kopniakiem drzwi i z furią przeszukuje powierzchnię.
Kiedy się odwraca w drugą stronę, Calum łapie za rąbek mojej spódnicy.
- Oderwij to – nakazuje.
- Żartujesz? – parskam. – Za każdym razem, kiedy się spotykamy mamy niszczyć swoje ulubione ciuchy. Dzisiaj to kupiłam!
- Dobrze, dobrze – rzuca pospiesznie. – Odkupie ci nowe tylko to urwij.
Jestem pod wrażeniem jego determinacji, ale wierzę mu. Odrywam kawałek materiału i podaje mu.
Brunet wykorzystując nieuwagę napastnika przesuwa materiał na sam kraniec dachu. Moje oczy są, jak pięć gorszy. Calum naraża się, ponieważ w każdym momencie ten psychopata może się odwrócić i kto wie, co z nami będzie?
I wtem moje najgorsze obawy się spełniają.
Mężczyzna głośno oddychając odwraca się w naszą stronę, a Cal w ostatniej chwili chowa się za kominem.
Już po nas. Zrzuci nas z dachu. Umrę zrzucona z dachu, a nie upadając z szybu wentylacyjnego. Przeprowadzając się do Santa Monica nie wiedziałam, że moja psychika tak bardzo na tym ucierpi. W tym momencie trzęsę się ze strachu, a nie z zimna.
Napastnik podchodzi do dachu i podnosi skrawek mojej spódnicy, po czym go obwąchuje. To jakiś fetysz?
Spogląda na ziemię z dachu i widocznie wkurzony mamrocze coś pod nosem.
- Kurwa! – krzyczy, po czym rzuca materiałem i skacze z dachu.
Wstrzymuję oddech i podnoszę się ze swojego miejsca. Jestem przestraszona, zdezorientowana i chcę, jak najszybciej znaleźć się w domu. Chyba zaraz się rozpłaczę.
W tym momencie Calum w milczeniu przytula mnie do siebie.

*

Co ja robię w jego samochodzie? Dochodzi pierwsza, a Nancy na pewno odchodzi od zmysłów. Do tego telefon mi się rozładował i nie mam z nikim kontaktu. A co z Leslie? Czy ona żyję? Jestem kłębkiem nerwów i nawet nie doszłam do siebie po tym, co się stało na dachu.
Ten mężczyzna szuka mnie, ale skąd wiedział, że tu będę? I jak… Pachnę?
Skąd Calum go zna? I dlaczego mi pomógł? Czy gdybym była w tej samej sytuacji z Michael’em albo Ashton’em oni zrobiliby to samo? Bo Luke na pewno. Co łączy tych chłopaków ze mną i co wiedzą oni, a czego ja nie?
Czy wszyscy mnie tu musza okłamywać?!
- Musimy podjechać jeszcze na stację i odwiozę cię pod sam dom – obiecuje Calum i skręca na stację benzynową.
- Jasne – rzucam cicho i naciągam rękawy jego bluzy.
Wysiada z samochodu. W tylnym lusterku widzę, jak podchodzi do samochodu, który stoi z tyłu. A z niego wysiada Luke.
Chłopcy zaczynają ze sobą zawzięcie dyskutować, ale mimo mojego dobrego słuchu słabo ich słyszę.
Uchylam minimalnie okno i przystawiam głowę do okna.
- Co ty odpierdalasz? – warczy Calum.
Jednocześnie obserwuję ich w lusterku.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że wejdą na teren szkoły – broni się Luke. – Miałem ją na oku, ale…
- Ale, co? To nie moje zadania tylko twoje. Nie jestem niańką, okej? – brunet jest wyraźnie zirytowany postawą swojego kolegi.
- Nikt ci nie kazał tego robić! – naskakuje na niego Luke.
- No pewnie! – rzuca sarkastycznie Hood. – Najlepiej było ją tam zostawić na pastwę tego imbecyla!
- Jestem pewien, że poradziłaby sobie z nim – Luke nadal obstawia przy swoim.
Bez wątpienia chodzi im o mnie. Ale nadal jestem zagubiona. Dlaczego Luke miał mieć mnie „na oku”? Co to ma znaczyć? Poza tym kim są „oni”? Zadaniem Luke’a jest pilnowanie mnie? Ale to nie ma sensu. Przed czym?
Albo przed kim? A może on mnie nie pilnuje tylko… Chroni? Wtedy w „Dark Night”, potem w szkole. Był pod moim domem. Pilnuje mojego bezpieczeństwa.
- Może jest wyjątkowa, ale nadal w połowie. Powinna poznać prawdę – stwierdza Cal.
- Nancy by nas zabiła, dobrze o tym wiesz! Poza tym trzeba byłoby to omówić z Ashton’em w końcu on też ma coś do powiedzenia w tej sprawie – Luke drapie się zakłopotany po karku.
- Zabiłaby ciebie albo Ash’a. Mnie i Michael’a nie zna, więc…
Nie, nie, nie! Czy to wszystko jest ze sobą powiązane? Kłamstwa Nancy, oni i te wszystkie dziwne wydarzenia?
- Idę kupić coś do picia, możesz z nią pogadać – wzdycha brunet i kieruje się do sklepu.
Luke patrzy na swoje przyjaciela.
- Dzięki, Cal! – woła za nim, ale tamten się nie odwraca.
Luke przygryza wargę i rusza w stronę auta w którym siedzę. Zamykam szybko okno i staram się przybrać naturalną pozę i w tym samym momencie zamaskować wszystkie emocje na twarzy.
Blondyn otwiera drzwi od strony kierowcy i wsiada do środka. Czuję się niepewnie, nie wiem, co powie.
W jego towarzystwie zawsze czuję się inaczej, a teraz kiedy wiem, że on naprawdę mi się podoba, jest o wiele gorzej. Ciekawe gdzie jego dziewczyna?
Z nerwów strzelam palcami.
- Ugh, nie znoszę tego dźwięku – mruka i powstrzymuje śmiech.
To tak na rozładowanie emocji, panie Hemmings?
Ma cudowny uśmiech, nie można zaprzeczyć. Chciałabym do niego dołączyć, ale jestem za bardzo wstrząśnięta wydarzeniami tej nocy.
- Przepraszam, że nie było mnie przy Tobie, kiedy to się stało. I chciałabym móc wszystko ci wyjaśnić, żeby było jasno, ale nie mogę, więc proszę cię jedynie o to, żebyś mi zaufała. To teraz liczy się najbardziej – mówi, patrząc mi prosto w oczy, aż czuję się niekomfortowo.
- Dlaczego mnie za to przepraszasz? – próbuję pociągnąć go za język. – Każdemu mogło się zdarzyć, a to, że Calum był ze mną to jedynie przypadek.
- To fart, że był z tobą – przyznaje. – Bo to ja powinienem sprawić, żebyś była bezpieczna.
- Potrafię sama o siebie zadbać – bronię się.
On w odpowiedzi jedynie się śmieje. Co w tym zabawnego? Może nie chodzę na samoobronę, ale umiem przyłożyć, jeśli potrzeba. Świetnym przykładem jest Ashton. Mogę nawet zaryzykować połamaniem palców, ale obronię się.
- Wybaczysz mi? – pyta.
Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo mu na tym zależy? A co jeśli Nancy go wynajęła, żeby mnie pilnował? Nie to głupie. Ale musi być jakiś powód dla którego się znają.
Jestem zbyt zmęczona, żeby to drążyć.
- Oczywiście – uśmiecham się do niego.
Przytul mnie, proszę w myślach. Nie robi tego. Przecież ma dziewczynę. Tak więc, dlaczego chce mojego bezpieczeństwa? Za dużo tu sprzeczności.


*

Calum zatrzymuje pojazd pod moim domem. Światła w środku się święcą, więc Nancy na pewno czeka. Z jednej strony jest przykro, ponieważ to moja wina, a z drugiej opieprzy mnie za to, że włóczę się do tej godziny. Mój limit to północ.
Jest piętnaście po pierwszej. Ale to najlżejsza sprawa tego wieczoru.
Jazda odbyła się w milczeniu. Moja głowa pęka od natłoku informacji, które muszę sobie uporządkować.
- Dzięki – mówię mu i odpinam pasy.
- Nie ma sprawy – wzrusza ramionami.
Wysiadam z samochodu i kieruję się w stronę drzwi. Przygotowuję jakąś historyjkę idąc po schodkach na werandę. Cokolwiek by to było, ona będzie wiedziała, że kłamię.
Cholera jasna, wpakowałam się w niezłe gówno!
Ledwie otwieram drzwi, kiedy widzę, jak Nancy wstaje od stołu i miną wściekłego buldoga i zmierza w moją stronę.
- Kayla masz poważne kłopoty! – wrzeszczy.
- Ja…
- To moja wina, pani Banks – przerywa mi głos Calum’a, stojącego tuż za mną. – Zabrałem Kaylę na spacer, kiedy skończyła się dyskoteka i poszliśmy na plaże. Trochę się zasiedzieliśmy.
Mina brunetki łagodnieje, ale ja robię się wściekła. On właśnie dał jej do zrozumienia, że byliśmy na randce. Dziękuje Calum!
- Zdarza się, mam nadzieję, że dobrze się bawiliście – mówi z ciepłym uśmiechem na twarzy.
To się nie dzieje naprawdę. Hood masz przejebane!
Nancy wraca do kuchni, a Calum odwraca się do wyjścia. Piorunuję go wzrokiem, bo brakuje mi słów.
- Dobranoc Kayla – szepcze. – Dobranoc pani Banks!
- Kolorowych koszmarów, Calum – cedzę przez zęby i zamykam za nim drzwi.


Autorka: Jesteście cudowne! Naprawdę Was ogromnie kocham i dziękuję za to wsparcie i motywację.
Niespodziankowy rozdział dla was za te miłe komentarze. 
Co sądzicie o tym, że Luke ma dziewczynę. I zdarzeniu na dachu? 
Uwielbiam "Laylę", ale jaki macie pomysł na Calum'a i Kaylę? Czekam na odpowiedz w komentarzach. 
Do następnego kochane! <3

10 KOMENTARZY=NASTĘPNY ROZDZIAŁ

5 komentarzy:

  1. "Kolorowych koszmarów, Calum" ten tekst przebija wszystko :D mmmm Cal i Kayla <3 Luke i dziewczyna? Brzmi ciekawie xD Rozkminiam czy Ash jest bratem Kayli i co to wszystko ma do siebie? Zaczynam się porządnie gubić, lel. Z niecierpliwością czekam na kolejną dawkę porządnych emocji i życzę duuuuużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wrrrr coraz więcej pytań - mniej odpowiedzi
    Co ma Luke do Kayli (jak to się odmienia?)? Luke ma dziewczynę? O miło wiedzieć. I o co chodzi z tym pieprzonym chronieniem tej dziewczyny? Ja już nic nie rozumiem...
    Ale i tak kocham to opowiadanie i czekam na nn :D
    - Jane <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, za dużo pytań!! Dajcie odpowiedzi, pomocy :D
    Czekam na nexta ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam serdecznie w końcu znów dotarłam i tak bardzo tęskniłam, za czytaniem tego opowiadania, że po 7 rozdziale chciałam kliknąć dalej dalej, a tam nic :< Więc ogarnijmy swoje tyłki i cholernie postarajmy się uzbierać owe 10 komentarzy.
    A przechodząc do rozdziału...
    Po pierwsze tak jak napisała dziewczyna w pierwszym komentarzu tekst: Kolorowych koszmarów, Calum' przebił wszystko, w moim wyobrażeniu było to po prostu tak bardzo zabawne, że hej. Po drugie wszystkie mają rację, jest tutaj tyle pytań tak mało odpowiedzi... Trudno jest zebrać myśli i natychmiast powiedzieć o co może tutaj chodzić, dlatego nie mam zamiaru tego zrobić jak na razie. Wiem, że powinnam podzielić się swoimi domysłami, ale... na razie zostawię je dla siebie. Zbyt wiele informacji, by wszystko na raz ogarnąć.
    Rozdział był świetny i z niecierpliwością czekam na kolejny!
    PS.
    powinnaś mieć o wiele więcej czytelników :(

    OdpowiedzUsuń