środa, 1 października 2014

Rozdział 5

Budzę się w sobotni poranek dosyć późno. Koło jedenastej. I tak czuję się niewyspana. Wiem, że zasnęłam koło trzeciej nad ranem.
Na szczęście, kiedy wróciłam Nancy już spała, więc nie musiałam tłumaczyć się z podartej sukienki, rozmazanego makijażu i ugryzienia.
Słyszę, że brunetka krząta się po kuchni, kiedy wstaje z łóżka. Przyglądam się ugryzieniu w lusterku. Posiniało i widać odbite zęby. Dlaczego on to zrobił? Dlaczego mnie ugryzł? Byłam skłonna odpowiedzieć, że wolał mnie przelecieć, ale po co ugryźć? I dlaczego akurat wtedy pojawiła się zgraja dziwaków?
Wiedzieli, że to się stanie i dlatego poszli do klubu? Skąd mieli wejściówki? A co jeśli ja je dostałam, żeby tam pójść i przeżyć ten wypadek? Nie… To tylko zbieg okoliczności. Tylko dlaczego ja? Mieszkając tu kilka dni już narobiłam sobie wrogów? Nie… Niemożliwe.
Kolejne pytanie. Jak to możliwe, że oni go… No ten. Normalny człowiek, nie jest wstanie zrobić, czegoś takiego. Normalny…
I skąd Luke wie o Nancy? Co jeszcze o mnie wiedzą? A siostra Ash’a? Miałam w cholerę pytań i nikogo, kto mógłby mi na nie udzielić odpowiedzi.
Rozpuszczam włosy by zakryć, choć kawałek ugryzienia i siniaka.
Postanawiam zejść w końcu na dół. Może Nancy nic nie zauważy? Nie powinna, mam gęste włosy.
Nancy zalewa wodą kawę w kubku i jednocześnie przewraca naleśniki na patelni. Jest w dobrym humorze i nie zamierzam tego psuć.
- Witam imprezowiczkę! – woła z szerokim uśmiechem na twarzy.
Przewracam oczami powstrzymując się od parsknięcia śmiechem.
- Jak było? – pyta wyjmując sztućce z szuflady.
Przez moje myśli przebiegają różne scenerie z wczorajszego wieczoru. Ten facet, jego furia, moja podarta sukienka, dom Ash’a i Luke, który oddał mi swoją bluzę.
Nie mogę jej o tym opowiedzieć. Może nie obiecałam tego Luke’owi, ale chcę poczekać do poniedziałku. Może mi to wyjaśni.
- Dobrze – wzruszam ramionami.
- Tylko „dobrze”? – dziwi się.
- Całkiem w porządku, ale jak dla mnie za dużo ludzi – rozwijam delikatnie swoją wypowiedź.
Nie chcę za bardzo nakłamać, bo później i w tym się pogubię.
Nancy otwiera usta, ale zanim cokolwiek mówi słyszę dzwonek do drzwi.
Nie wyglądam tragicznie, więc idę otworzyć drzwi.
Nie wiem kogo się spodziewać. Po cichu liczę, że może to Luke, który chcę wyjaśnić wszystko wcześniej. Może chcę odebrać bluzę? Zachowam dla siebie fakt, że przespałam w niej całą noc.
Niestety (albo stety) za drzwiami stała Leslie. Pod oczami widniały jej worki, dokładnie tak jak mi. Na pewno nie przespała nocy. Widziałam jej twarz wczoraj w nocy. Była przerażona.
- Mogę wejść? – pyta cicho.
Kiwam głową i wpuszczam ją do środka. Kiedy widzi Nancy w kuchni uśmiecha się szeroko, chociaż wiem, że jest on wymuszony.
- Nancy, to jest Leslie. Leslie to Nancy – przedstawiam ich sobie nawzajem.
- Miło mi panią poznać – Less nieśmiało ściska dłoń Nancy.
- Mi ciebie też, skarbie – mówi Nancy. – Zjesz z nami?
- Wiesz, co? My sobie odgrzejemy, musimy porozmawiać o poniedziałkowym projekcie na biologię – zbywam ją uprzejmie.
- Dobrze. W takim razie, Kay, zobaczymy się po południu. Umówiłam się dzisiaj do fryzjera – oznajmia. – Miłej nauki.
Posyłam jej słaby uśmiech i prowadzę Leslie do siebie do pokoju.
Jest tam o wiele chłodniej, niż na dole, ale to nie sprawia kłopotu. Wiem, że będzie chciała rozmawiać o wczorajszym wieczorze, a ja nie mam najmniejszej ochoty o tym mówić. Wiem, że Leslie nie jest typem dziewczyny, która rozpowiada wszystko na prawo i lewo. Czuję, że mogę jej zaufać, a potrzebuję się komuś wygadać.
- Sophie nie pamięta nic z ostatniej nocy! – oznajmia piskliwym głosem. – Zupełnie nic!
Mrużę oczy.
- Dlaczego? – pytam.
- Nie mam pojęcia. Nie była, aż tak pijana, żeby nie pamiętać połowy wieczoru. Nie wie, żeby wyszłaś z tym chłopakiem i on cię zaatakował, a potem pojawili się dziwacy i… - mówiła na jednym tchu.
- Może alkohol tak na nią działa – wzruszam ramionami.
- Może – wzdycha i siada na łóżku. – Jak się czujesz? Znaczy… Boże! Ten wieczór był straszny! Ten chłopak chciał cię zgwłacić! To chore! Dlaczego się ugryzł, a poza tym, co się z nim stało? Uciekł? A do tego skąd, do diabła, wzięli się ci chłopcy. Gdzie zabrał cię Luke i… Opowiedz mi wszystko!
Waham się przez chwilę, czy aby na pewno dobrze robię. Opowiadając jej o wczorajszej nocy nie mogę pominąć żadnego szczegółu, a na domiar złego wczorajsza noc jest ze wszystkim połączona. Z moją rodziną, z chłopakami i tym, co się wczoraj dowiedziałam.
Czuję, że mogę jej ufać, a w jej oczach widzę prawdziwą troskę. Czy to możliwe po tygodniu znajomości?
Postanawiam jej opowiedzieć wszystko od początku. Opowiadam jej o tym, że Nancy nie jest moją biologiczną matką i jak to się stało, że trafiłam pod jej dach. O tym, że mieszkałam tu, kiedy byłam mała. O moim dobrym słuchu, bieganiu i wzroku. O tym, co znalazłam w gabinecie Nancy i, że prawdopodobnie mam starszego brata. O tym, że widziałam Luke’a pod moim domem i, że Nancy rozmawiała o mnie z obcym facetem.
O wszystkim, co się stało do tej pory i jakie mam podejrzenia oraz to, co chcę zrobić.
Leslie słucha uważnie, o tym świadczy jej milczenie. Jest zaskoczona, zaciekawiona i przestraszona. Fascynacja też wchodzi w grę.
Kiedy kończę, nie czuje, że popełniam błąd. Ufam odpowiedniej osobie.
Widzę, że brunetka nie wie, co powiedzieć. Wygląda, jakby ją zatkało.
Nie dziwię się.
- O mój Boże – wzdycha. – Jakie to pogmatwane.
Siada po turecko na łóżka i odgarnia kosmyki włosów z czoła.
Wzruszam ramionami, nie wiedząc, co powiedzieć. Też nadal jestem w szoku. Ona na pewno też.
- Myślisz, że oni znają Nancy? – pyta zaciekawiona.
- Nie wiem – kręcę głową. – To dziwne, ponieważ przed chwilą ci powiedziałam, że ona nie jest moją biologiczną matką. Tylko ty o tym wiesz.
- Mówiłam ci, że oni są dziwni, chociaż cholernie przystojni – przygryza wargę. – Czy to bluza Luke’a?
Podnosi ją z brzegu łóżka i z niedowierzaniem patrzy na mnie. Po chwili parska śmiechem, a ja rumienię się.
- Wow – tyle udaje jej się wydusić.
Siadam bliżej ściany i opieram się o nią plecami. Mam kupę rzeczy do przemyślenia i zrobienia, że nie wiem, w co ręce włożyć.
Leslie wyczuwa to i siada bliżej mnie. Kładzie głowę na moim ramieniu i pstryka mnie w dłoń.
- Głowa do góry, Kay – pociesza mnie. – Dowiemy się prawdy o wszystkim. Poczekajmy do poniedziałku, zobaczymy, co oni powiedzą. Potem powinnyśmy zacząć szukać twojego brata. Jakieś informacje?
Popadam w zadumę na dwie minuty. Dostaję olśnienia.
- Gabinet Nancy – pada odpowiedź.
- Nie mamy klucza – zauważa Leslie.
Cieszy mnie fakt, że naprawdę uważnie mnie słuchała. To równie ważna, jak działanie.
Wracam na ziemię, kiedy przypominam sobie, że Nancy zmieniła kryjówkę klucza. Nie jest już ukryty w odstającym panelu podłogowym. Teraz może być wszędzie, a dom jest za wielki, żeby go znaleźć. Równie dobrze mogę go nosić ze sobą. Cokolwiek!
Przypominam sobie, jak wczoraj słyszałam rozmowę Nancy z tym facet. Łazienkę i gabinet łączy wentylacja. Ciekawe, jak szeroka jest rura. Zmieściłabym się tam? Co szkodzi spróbować?
- Mam pomysł – oznajmiam i wstaje z łóżka.
Rzucam się biegiem do łazienki. Mija sekunda zanim orientuję się, jak szybko dotarłam do niej. Może nie jest daleko. Aż na końcu korytarza, ale i tak zdumiewająca jest prędkość z jaką do niej dotarłam.
- Faktycznie jesteś szybka! – przyznaje. – Dwie, trzy sekundy?
Słowa Leslie bardziej mnie przerażają, niż schlebiają. Normalny człowiek nie potrafi tak szybko biec. O ile jestem normalna? Dlaczego podejrzewam, że nie jestem? Nie istnieją istoty ponad ludzkie. Wampiry, wilkołaki, czarownice itd. Nie ma czegoś takiego. Tym bardziej nie jestem jedną z dwunastu Kayli, które mogą żyć na tym świecie. Popadam w paranoje.
Odsuwam kabinę prysznicową i wdrapuję się na wannę.
- Co ty wyprawiasz? – parska brunetka, obserwując moje wyczyny.
- Rura wentylacyjna jest połączona z łazienką. Jeśli się tam zmieszczę to przeczołgam się do końca jej i otworzę szyb w gabinecie. Zeskoczę tam na krzesło i otworzę ci drzwi od środka. Wtedy razem przeszukamy gabinet Nancy – wyjaśniam jej otwierając klapę.
- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – pyta z lekką obawą.
- Leslie, ta kobieta okłamuję mnie od prawie jedenastu lat i nie zamierza przestać. Kocham ją i oczywiście jest to dla mnie trudne, ale ja również chcę znać prawdę – mówię jej.
- Zaczekam pod drzwiami gabinetu – oznajmia i wychodzi z łazienki.
Obracam się za nią, ale zniknęła za rogiem.
Mam sumienie. Wiem, że robię źle, ale czy ona postępuje dobrze? Czy to źle, że chcę poznać prawdę o mojej rodzinie i o sobie? Myślę, że moi rodzice chcieliby, żebym znała prawdę.
Muszę to zrobić.
Sięgam dłoni na krawędzi szybu i obawiam się, że nie dam rady się podciągnąć. Nie jestem tak dobra z wuefu. Chociaż biegam nie najgorzej.
Jestem zaskoczona, kiedy spokojnie wspinam się do środka. Rura nie należy do najszerszych, ale spokojnie się w niej mieszę. Jest prosta i mogę się w niej czołgać, chociaż jest okropnie gorąco i nisko.
Przynajmniej nie mam klaustrofobii. Po kilku chwilach czołgania się skręcam w prawo i widzę koniec szybu.
Kicham, czując kurz, który powoli na mnie opada. Cieszę się, że nadal jest w pidżamie. Mam nadzieję, że pod szybem stoi krzesło, bo inaczej zabiję się skacząc z takiej wysokości.
Widząc światło dochodząc przez szyb zmieniam pozycję tak, żeby otworzyć drzwi kopnięciem nogi i wysunąć się do tyłu.
Moje nogi zwisają z dziury w ścianie, kiedy nagle słyszę krzyk Leslie.
Jestem słyszałam ją wyraźnie, co jest niemożliwe, będą w rurze.
- Jak skoczysz, to od razu na podłogę! Pod spodem nic nie ma!
Świetnie! Zaraz umrę! Napiszcie na moim grobie Umarła skacząc z szybu wentylacyjnego. Nie mogę się poddać. Może, jeśli skoczę ostrożnie i zsunę się powoli to nic mi się nie stanie. Muszę zaryzykować. Bez ryzyka o niczym nie się dowiem. Jestem za bardzo zdeterminowana, żeby odpuścić.
- Kayla, uważaj! – woła znowu Less.
Wyłączam się i zamykam oczy. Wszystko będzie dobrze. Wierzę w swoje słowa, bo nie jestem specjalnie przestraszona. Wiem, że nic mi się nie stanie. Podejmuje próbę i odliczając do trzech wysuwam się z szybu.
Ląduje na podłodze prosto na nogach. Nie doznaje żadnego uderzenia, otarcia nic z tych rzeczy. Wychodzę m z tego bez szwanku.
Jestem w szoku z mojego lądowania. Było doskonałe. Nie złamałam żadnej kości, a jestem totalną niezdarą. Tym razem mi się udało.
Leslie patrzy na mnie z otwartymi ustami, kiedy podchodzę do drzwi i odblokowuje zamek.
Dziewczyna wchodzi do środka, nadal milcząc.
- Jestem przerażona – mówi z podziwem. – Nigdy nie przyjaźniłam się z takim dziwadłem.
Parskamy równo śmiechem, bo obie jesteśmy w szoku moich zdolności. Nie ma na to logicznego wyjaśnienia. Na pewno nie okres dojrzewania.
Podchodzimy do regałów z segregatorami i pudełkami. Ja biorę pudełka i siadam z nimi po turecku na podłodze i otwieram je.
Leslie robi to samo przeglądając faktury w segregatorach.
W środku kartonu jest kilka bardzo starych zeszytów. Kartki są pożółknięte i lekko oberwane.
Less wyjmuje z kieszeni swój telefon i włącza playlistę „Arctic Monkeys”. Obie uwielbiamy ich piosenki i od razu nam się lepiej pracuje.
Notatniki to prawdopodobnie pamiętniki, ale nie jestem pewna do kogo należą. Podmiot nie mówi o sobie nie wiele. Opisuje codziennie otoczenie dookoła. Podchodzi do tego bardzo filozoficznie. Na pewno jest to mężczyzna.
Jego zapiski są bardzo ciekawe. Ma piękny charakter pisma i ciekawy styl.
Przerzucam kartkę do przodu i pierwszy wpis września sprawia, że oblewają mnie zimne poty.
- Pierwszy lutego1996 roku. Wiem, kim on jest. Mężczyzna pracujący w piekarni, w której Abigail uwielbia kupować świeże pieczywo. Nie jest Amerykaninem. Nie wiem, o nim wiele, ale prawdopodobnie pochodzi z Francji. Jest imigrantem. Nosi jego dziecko, ale on więcej nie będzie sprawiać kłopotu. Rada się nim zajęła, a Kaylę wychowam, jak własne dziecko – czytam na głos drżącym głosem.
W jednej chwili uświadamiam sobie, że te pamiętniki muszą należeć do mojego ojca.
Jestem wstrząśnięta tym wpisem. Moja matka zdradziła ojca. Dlatego nie jestem do niego podobna. O mój Boże! Mój „tata” zabił mojego biologicznego ojca!
Ale… Nic z tego nie rozumiem. Jaka Rada? Czy mama o tym wiedziała? Mój ojciec był potworem?
A co gorsza! Mój ojciec nie był moim ojcem. Więc kto nim był? Dlaczego Nancy i to ukrywa? Czuję, jak pokój wiruje.
- Pokaż mi to – poleca Leslie i bez czekania na moją odpowiedź wyrywa mi zeszyt z ręki.
Sama dokładnie studiuje tekst.
Wpis pochodzi z początku lutego, a ja urodziłam się szesnaście dni później.
A co jeśli moja rodzina nie była idealna? Moi rodzice się nie kochali. Matka zdradziła ojca z piekarzem, a on go zabił. To patologia! Ciekawe, czy mój brat o tym wie? Powinnam szukać informacji na jego temat?
Ale najważniejsze pytanie…
- Skąd Nancy to wszystko ma? – pytam na głos.
Leslie oblizuje wargę i oddaj mi notes.
- Kayla, nie obraź się, ale skąd wiesz, czy ona nie kłamie? Mam na myśli… Okłamała cię w sprawie brata i rozmawia o Tobie z obcym facetem – przypomina, z lekką obawą w głosie.
- Co sugerujesz? – unoszę brew.
- Może… Może znała twoich rodziców lepiej, niż sąsiadów – jąka się.
Słowa Leslie sprawiają, że przychodzi mi więcej pytań do głowy, na które nie znam odpowiedzi.
- Zapomnij, to głupie – macha ręką i wraca do wertowania kartek.
- Nie, dlaczego? – przerywam. – To ma sens! Nancy nie mogła być tylko sąsiadką. Ona ma zdjęcia mojego brata, zapiski mojego ojca i…
- Akt zgonu twoich rodziców – wtrąca Less.
Rzucam wszystko, co mam na swoich kolanach i czołgam się do niej.
Kartka formatu A-4 w koszulce wpięta jest do segregatora.
Czarnymi, drukowanymi literami na środku pisze „Akt Zgonu”.
Pod spodem wypisane są dane, tak jak imię, nazwisko, data urodzenia i śmierci, miejsce zgonu, opis, dodatkowe uwagi itp.
- Kobietę odnaleziono dwanaście godzin po tym, jak doszło do zgonu. Przyczyna jest niewiadoma. Bliżej określona: „Zaatakowanie przez potężne zwierzę” – czyta na głos brunetka.
Gdybym to ja to czytała mój głos na pewno by się załamał. Mimo że moi rodzice nigdy nie czułam z nimi szczególnej więzi. Nie pamiętam nic z okresu do sześciu lat. Czy ja też uczestniczyłam w wypadku? I dostałam amnezji? Nie… To niemożliwe. Przecież podobno podczas wypadku byłam sama w domu. A może nie sama? Może z moim bratem? I najważniejsze. Nancy powiedziała mi, że moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Dlaczego na akcie zgonu pisze, że moja matka została zaatakowana przez zwierzę?
Nic z tego nie rozumiałam.
- A mojego ojca? – pytam, przerzucając kartki w segregatorze.
Po dłuższej chwili poszukiwania nie znajdujemy jego aktu zgonu.
Nagle słyszę trzask zamykanych drzwi.
Obie w tym samym momencie panikujemy i chowamy papiery na swoje miejsce.
- Dziewczyny? – woła Nancy z dołu.
Leslie wybiega z gabinetu, a ja zamykam go od środka i wślizguje się do szybu. Jestem tak spanikowana i zdenerwowana, że chcę jak najszybciej znaleźć się w łazience.
Dzięki Bogu, że kiedy zeskakuje z dziury na płytki w łazience słyszę, jak Leslie zagaduje Nancy.
Jestem pewna, że nie będzie niczego podejrzewać. Wychodzę z łazienki uprzednio spuszczając wodę, żeby to nie było dziwne.
- Właśnie mówiłam Leslie, że moja fryzjerka przełożyła wizytę na popołudnie i mnie o tym nie poinformowała. Bezczelne, prawda? – kładzie dłoń na biodrze.
- Umówiłaś się gdzieś indziej? – pytam udając zainteresowaną.
Tak naprawdę moje serce o mało nie wyskakuje mi z piersi. Przynajmniej już po wszystkim.
- Tak – kiwa głową. – Więcej nie pójdę do tamtego salonu. Nieważne. Zjadłyście naleśniki?
- Właśnie zamierzałyśmy – odpowiada Leslie. – Musiałyśmy sporządzić notatki.
- Och, oczywiście – uśmiecha się szeroko. – W takim razie chodźmy.
Posyłam Leslie wdzięczne spojrzenie i ruszam za nimi po schodach na dół do kuchni.
Nancy proponuje, że odgrzeje nam śniadania głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Siadamy przy stole i zmieniamy temat na szkolny.
- W przyszłą sobotę jest coś, jak powitalna impreza w szkole. Co roku we wrześniu samorząd organizuje dyskotekę. Podobno na tej ma zagrać szkolny zespół – oznajmia Leslie, kiedy podaje jej kubek z herbatą.
- Mamy szkolny zespół? – pytam.
- No pewnie! – posyła mi przesłodzony uśmiech. - Grają od czasu do czasu na imprezach w szkole. Są o wiele lepsi niż szkolny DJ, czyli nasz woźny. Poza tym wszyscy lubią ich muzykę – wyjaśnia ogólnie.
Jestem pod wrażeniem.
- Za moich czasów też mieliśmy taki zespół. Wszystkie dziewczyny za nimi szalały – wtrąca Nancy stawiając talerze przed nami.
Uśmiecha się na wspomnienie o tym. Nancy rzadko mówiła o swojej przeszłości. Ale o czasach szkolnych mówiła z jak największą przyjemnością.
- Czasy Backstreet Boys? – unoszę filuternie brew.
- Kayla, proszę cię! – jęczy Nancy. – Zupełnie inne klimaty. To były prawdziwe gwiazdy rock’a, nie to, co teraz nazywają „rockiem”.
Śmiejemy się razem z Leslie, jak poważnie ona o tym mówi.
Nie mogę uwierzyć, że Nancy… Ta zabawna, wyluzowana i szalona kobieta potrafi mieć tyle sekretów. I chociaż chciałabym trzymać dystans to nie mogę. Nie mogę dać po sobie poznać, że coś jest nie tak, bo Nancy zacznie coś podejrzewać. A to jest ostatnia rzecz jakiej potrzebuje.
Po skończonym śniadaniu Leslie wraca do domu zostawiając nas same.
Postanawiam pomóc Nancy posprzątać, ale uprzednio związuję włosy na czubku głowy. Zapominam o ugryzieniu na szyi, ale przypomina mi o tym mina Nancy, kiedy je dostrzega.
Karcę siebie w duchu za lekkomyślność, ale jest już za późno, żeby to odkręcić.
- Co to jest? – krzyczy, a talerz wypada jej z dłoni i rozbija się na kawałki na podłodze.
Szybko próbuję wymyślić jakąś wiarygodną wymówkę. Muszę coś wymyślić.
Nie mogę powiedzieć, że jakiś psychopata mnie ugryzł. Albo…
- To krępujące – udaje zawstydzoną.
Spuszczam głowę, żeby pomyślała iż jestem zarumieniona.
- Mów – naciska stanowczo.
- Całowałam się z jednym chłopakiem i on próbował mi zrobić malinkę… Poniosło go – mówię, a na jej twarzy maluje się ulga.
- Nigdy więcej nie puszczę cię do tego klubu – stwierdza i przyciska mnie do siebie.
Co do…? Od kiedy ona zrobiła się taka czuła i opiekuńcza? O co tu chodzi? Przecież mi ufa, a przynajmniej tak sądzę.
- W porządku, nie mam zamiaru tam wracać – oznajmiam pewnie.

*

Niedzielę miałam poświęcić na naukę do pierwszego sprawdzianu z francuskiego.
Dokładnie wszystko rozplanowałam i zarezerwowała trzy godziny czasu wolnego po południu.
Psychicznie nastawiona do stu słówek i dwóch czasów nieregularnych usiadłam przy biurku i zaczęłam czytać słówka. Byłam pewna, że zajmie mi to godzinę.
Ale… Ku mojemu zdziwieniu zajęło mi to dwadzieścia minut. Umiałam wszystko perfekcyjnie. Dwa czasu nieregularne, kolejne dwadzieścia minut.
Byłam w szoku. Nigdy nie należałam do najmądrzejszych, ale najgłupsza też nie byłam. W każdym razie nie jest możliwe, żeby nauczyć się tego gówna w czterdzieści minut.
Czy ja śnię? Szczypię się dla świętego spokoju w nadgarstek i cicho piszczę.
Nie śnię… Jestem zmutowana? Może po prostu to jest bardzo łatwe?
Postanawiam sobie odpuścić i jeszcze raz powtórzyć temat przed spaniem.
Bang! Umiem wszystko perfekcyjnie. Każdą regułkę, ortografię i słówka.
Jestem pod wrażeniem. Ciekawe, czy z chemią i fizyką też mi tak pójdzie?
Będzie warto spróbować.
Planuję pójść wcześniej spać, żeby przygotować się na jutrzejszą rozmowę z chłopakami. Nie popuszczę, chcę wiedzieć wszystko. Nawet to, czego nie powinnam.
Niestety nie udaje mi się iść szybko spać. Przed północą dzwoni do mnie Leslie używając FaceTime.
Z początku rozmawiamy o porannym przeszukiwaniu gabinetu Nancy, ale w końcu postanawiamy nie psuć sobie humoru i rozmawiamy o jutrzejszym sprawdzianie z francuskiego. Opowiadam jej o mojej szybkiej nauce, a ona mi nie wierzy. Każę jej, więc, żeby mnie przepytała. Nadal potrafię wszystko na 100%. Less jest w szoku, a ja śmieję się z jej reakcji.
Nie mogę uwierzyć, że tak dobrze mi się z nią rozmawia, po tygodniu znajomości. Nigdy nie miałam przyjaciółki. Miałam wrażenie, że ludzie w Filadelfii w ogóle do mnie nie pasowali albo ja nie pasowałam do tamtego towarzystwa, więc często się trzymałam sama.
Teraz jest inaczej. Może nie pamiętam dobrze tego miasta, ale czuję się w nim dobrze. Jak ryba w wodzie. I poznałam Leslie! Ona jest taka jak ja, ale inna. To pogmatwane, ale naprawdę tak jest. Świetnie się dogadujemy.
Kolejne pół godziny poświęcamy na robienie głupich min i żartowania z siebie nawzajem.
Nim się orientuje jest pierwsza w nocy. Żegnamy się.
Zanim kładę się do łóżka wędruję w stronę parapetu po ładowarkę do telefonu.
Przez okno w poddaszu widzę pustą drogę. Tam wcześniej stał Luke.
Zasuwam je. Okno obok na wprost widać dom Ashton’a.
W pokoju na piętrze światło jest zgaszona, ale ja wyraźnie widzę postać stojącą w oknie.
Jestem nienormalna, ale widzę Luke’a! Uśmiecha się do mnie.
Mam nadzieję, że on nie widzi, jak się rumienię. Poza tym to niemożliwe, żeby zobaczył to z takiej odległości. Ale ja zobaczyłam…

Zasuwam i tą roletę po czym kładę się do łóżka z szerokim uśmiechem na ustach.
Jutrzejszy dzień będzie ciekawy.

Autorka: Przepraszam za opóźnienie! Miałam lekki poślizg i trochę nauki przez ten czas, a dzisiaj miałam trochę czasu wolnego i postanowiłam dodać rozdział, mimo że nie było tyle komentarzy, ile oczekiwałam. 
Co powiecie na ten rozdział? Podoba wam się? Jakie macie wrażenia?

5 KOMENTARZY=NASTĘPNY ROZDZIAŁ 

6 komentarzy:

  1. Omg, to jest takie mega! *_*
    Czekamna następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Czekam na nastepny z niecierpliwością!! xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :) Czekam na kolejny =)

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże wspaniały rozdział szybko następny!! *___*

    OdpowiedzUsuń
  5. ❤️💕💕 czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, twoje opowiadanie jest takie.....inne, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Masz talent. Czekam na nn
    -Jany <3

    OdpowiedzUsuń