piątek, 10 października 2014

Rozdział 6

Rozdział 6

Skutkiem późnej pory spania, jest to, że ignoruje budzik i wyłączam go. Obiecuje sobie, że za pięć minut wstanę. Niestety kiedy budzę się ponownie, z pięciu minut zrobiło się dwadzieścia.
Wyskakuje z łóżka, jak oparzona. Słońce za oknem świeci wysoko. Będzie dzisiaj gorąco.
Szybko ubieram na siebie dżinsowe spodenki z wysokim stanem, krótką białą bluzkę na ramiączkach w szare paski, a wokół bioder zawiązuje brunatnozieloną koszulę. Ubieram czarne botki za kostkę i rozczesuje włosy.
Zupełnie nie chcą się ułożyć, więc związuje je w luźnego koka.
Robię delikatny, prawie nie widoczny makijaż. Typowe; kreski na oczach, maskara i podkład. Maluje usta bladoróżową szminką i zbiegam na dół z torbą na ramieniu.
Mam jeszcze pięć minut, zanim Leslie ma do mnie przyjść.
Nancy chowa papiery do swojej torby. Praca, jako księgowa jest na pewno męcząca. Matma to… Ugh.
- Leslie jest bardzo sympatyczna – przynaje.
Kiwam głową uśmiechają się.
- Są jacyś fajni chłopacy w twojej klasie? – pyta podtrzymując rozmowę.
Otwieram usta, żeby odpowiedzieć, ale w tym momencie słyszę dzwonek do drzwi.
Pewna, że to Leslie biegnę do drzwi i szybko je otwieram. Jestem zaskoczona widząc Luke’a zamiast niej.
- Co ty tu robisz? – kładę dłoń na biodrze.
- Pamiętasz? Musimy porozmawiać – mówi, trzymając dłonie w kieszeniach.
Wychyla głowę ponad moje ramię. Musi zauważać Nancy.
- Dzień dobry! – rzuca z szerokim uśmiechem na ustach.
Jeszcze nie widziałam jego uśmiechu. Jest powalający. Odwracam się, żeby zobaczyć reakcję Nancy.
Jest zakłopotana, ale odwzajemnia gest. Teraz nie mam wątpliwości. Znają się.
Osobiście.
Czy jest coś, co może mnie zaskoczyć?
- Umówiłam się z Leslie – oznajmiam, a po chwili brunetka podchodzi na moje podwórko.
- Świetnie! Zabiorę was dwie – postanawia i zamyka za mną drzwi, zanim mogę się pożegnać z Nancy.
Prowadzi nas do jego samochodu, który stoi pod domem Ashton’a. Czyli nie przywidziałam go sobie w nocy.
To dziwne, że chce porozmawiać ze mną w obecności Leslie. W piątek wyraźnie dawał jej do zrozumienia, żeby się odczepiła i zapomniała. Co teraz?
Otwieram drzwi od strony pasażera i wsiadam do środka.
Less zajmuje miejsce po środku z tyłu. Zapinam pasy, kiedy w tym samym czasie Luke wciska gaz do dechy. Moje plecy zapadają się w fotel, gdy widzę, na liczniku prawie dziewięćdziesiąt kilometrów na godzinę.
To spokojne osiedle, nie autostrada!
- To, co się stało w piątek, tak naprawdę nie miało miejsca, okej? – zwraca się do Leslie patrząc na nią w tylnym lusterku.
- Owszem, miało. Ten psychopata ugryzł Kaylę! – odgryza się Leslie.
Jest trochę onieśmielona Luke’m, ale stara się tego nie pokazywać.
- Nie jestem taka, jak Sophie. Niestety pamiętam to, aż za dobrze – dodaje.
- Ona nic nie pamięta? – pyta Luke, patrząc tym razem na mnie.
Kręcę głową.
- Za dużo wypiła – wzruszam ramionami.
Luke prycha pod nosem ze śmiechem.
Marszczę czoło spoglądając na niego. Nie rozumiem jego postawy, ale nie mam zamiaru, nawet tego robić.
- Leslie po prostu zapomnij o tej nocy i nie waż się nikomu o tym mówić – syczy stanowczym głosem.
Aż i mnie przechodzą ciarki, a co dopiero ją. Jest trochę zdenerwowana, więc ratuje sytuacje.
- Można jej zaufać – mówię mu.
- Nie wątpię – odpowiada posyłając mi swój powalający uśmiech.
Patrzę na niego lekko zakłopotana, a ona akurat wjeżdża na parking szkolny. Muszę w końcu pożyczyć samochód Nancy i przejechać się raz nim do szkoły.
- O mój Boże, ludzie się już patrzą. Dzięki tobie zyskam szacunek – parska Less, wysiadając z samochodu.
Luke śmieje się pod nosem z niej, ale ona nie robi z tego wielkiej sprawy.
- A my spotkamy się podczas lunch’u. Nadal nie zapomniałem o naszej rozmowie – przypomina, pochylając się nade mną.
Moja klatka nierównomiernie unosi się i opada. Wiem, że to przez niego.
Wiem, że wszyscy przed szkołą się na nas patrzą. Ludzie, czy to takie dziwne?
Nie można z nim, nawet porozmawiać?
- Jak sobie życzysz – postanawiam nie tracić pewności siebie.
Widać, że jest zaskoczony moja postawą, więc zostawiam go samego przy samochodzie i razem z Leslie udajemy się na geografię.

*

Po sprawdzianie z francuskiego jestem w siódmym niebie. Napisałam go w pięć minut, znając wszystkie odpowiedzi. Na pewno dostanę maksimum punktów.  Chyba nic gorszego nie może mi się dzisiaj przydarzyć. Chociaż czeka mnie jeszcze rozmowa z chłopakami.
Nie wiem, kiedy się jej spodziewać. I co dokładnie mi powiedzą.
W każdym razie nic mi nie może zepsuć humoru.
Kierujemy się razem z Leslie do kafeterii po lunch i, jak zwykle idziemy do ogródka go zjeść.
Jedyne, co tu zamawiam to sałatki i tylko one są dobre. Nasz stolik zajmuje Dell i Sophie, którzy, jak zwykle się o coś sprzeczają. Po drugiej stronie widzę stolik Luke’a i jego znajomych.
Kiedy zbliżamy się do stolika, przelotnie patrzę na „dziwaków”.
Nagle widzę, jak Ashton kiwa głową, żebym z nimi usiadła. Moje dłonie robią się natychmiast zimne, a Less patrzy na mnie, jakby zobaczyła ducha.
Domyślam się, że to niepodobne do nich, żeby ktoś z nimi siedział. Zwłaszcza nowa, tak jak ja.
Podejmuje wyzwanie i zostawiam Leslie, ruszając w stronę ich stolika.
Niepewnie kładę tackę między Calum’em i Ashton’em i siadam.
Widzą moją niepewność. Nie mogę im tego pokazać, mam na myśli tego, że jestem teraz totalnie zbita z tropu. Odzyskuje zimną krew.
- Mówiłem, że porozmawiamy – odzywa się Luke, naprzeciwko.
- Świetne miejsce – mówię sarkastycznie i wypakowuję plastikowe sztućce z folii.
- Zamknij się i posłuchaj – karci mnie Ash.
Jego oschły ton sprawia, że ciarki przechodzą mnie po plecach. Dlaczego jest taki… Zimny?
- Nikt, powtarzam, nikt nie może wiedzieć o tym, co stało się w piątek. Rozumiesz? Najlepiej też o tym zapomnij – naciska Luke.
- Jak mam o tym zapomnieć? – warczę. – Rozszarpaliście go na strzępy!
- Gdyby nie my już dawno byłabyś martwa – cedzi Ashton.
- W inny sposób – dodaje Michael i zanosi się śmiechem.
Jego koledzy piorunują go wzrokiem. Chłopak więcej się nie odzywa.
Luke patrzy na mnie wyczekująco.
- Przecież nikomu nie powiem – wzruszam ramionami. – Ale wy musicie odpowiedzieć mi na kilka pytań.
Chłopcy patrzą na mnie zaskoczeni i niepewnie kiwają głowami. Zdobywam przewagę?
Korzystam z okazji i chwytam byka za rogi.
- Skąd wiecie o Nancy? – pytam patrząc na Luke’a.
Spoglądają po sobie i w końcu Luke otwiera usta.
- Kiedyś tu mieszkała, ale później się wyprowadziła – oznajmia. – Podobno cię zaadoptowała.
Nie lubię tego słowa. Czuję się w jakiś sposób słabsza, niż inni. Chociaż oni nie znają całej prawdy i tak jestem zaskoczona skąd o tym wiedzą. Przecież jesteśmy w tym samym wieku nie mogą tego dobrze pamiętać. Wszyscy mieliśmy po sześć lat. Może mają lepszą pamięć, niż ja.
Mój wzrok przyciąga nadgarstek Calum’a. Widnieje na nim ten sam znak, co ma Luke na bicepsie. O mój Boże, czy to jakaś sekta?
- Pamiętasz swoich rodziców? – wypala nagle Ashton, odciągając mój wzrok od bruneta.
Jestem nieco wytrącona z równowagi. Jego głos jest spokojniejszy, ale nadal spięty. Nie rozumiem, o co mu chodzi.
- Zginęli w wypadku samochodowym – mówię drżącym głosem.
Blondyn prycha pod nosem i przewraca oczami. Narasta we mnie złość.
Jak on śmie? To nie jest pieprzony film, w którym, co rusz ktoś umiera! To prawdziwe życie, a moich rodziców spotkała tragedia. Nie ma prawa tego lekceważyć.
Wiem, że i tak nas nikt nie słyszy, bo stolik jest stosunkowo oddalony od reszty, ale na pewno na nas patrzą. W tamtym momencie mam to głęboko w dupie. Wstaję i zamacham się, żeby uderzyć go prosto w szczękę. Moja pięść ląduje na jego policzku.
W ułamku sekundy czuję, jak ból paraliżuje moją dłoń, a jego oczy zmieniają kolor na bursztynowy. Widzę furię.
On również wstaje i sięga po moje nadgarstki, kiedy w ostatnim momencie Luke obejmuje mnie w talii i podnosi.
- Nie waż się więcej tego zrobić! Nie zapominaj, kim ona jest – głos Hemmings’a ocieka jadem.
Odchodzi od stolika i puszcza mnie. Jestem w szoku, tego całego incydentu.
- Wszystko w porządku? – pyta zatroskanym głosem.
- Oprócz tego, że zwichnęłam nadgarstek żyję – rzucam z półuśmiechem.
Luke stara się zachować powagę, ale średnio mu to wychodzi.
Mam wrażenie, że moja dłoń eksploduje. Nie wierzę, że uderzyłam go z taką siłą. A jeśli nawet to powybijałabym mu wszystkie zęby. Jestem tego pewna.
Niestety ma je na swoim miejscu.
Nagle dzwoni głośno dzwonek ogłaszający, że koniec przerwy na lunch.
Spoglądam na stolik chłopców, potem na stolik Leslie, która nagle rzuca się do biegu w moją stronę. Na końcu patrzę na Luke’a.
W jego oczach widzę… Podziw, zaskoczenie, fascynacje. Ale równie dobrze mogę to sobie wyobrazić.
- O mój Boże! – krzyczy Less. – Wszystko widziałam. Co on ci zrobił?
- Spytaj, co ona zrobiła jemu – poprawia ją Luke.
Brunetka piorunuje go wzrokiem.
- Wracajmy na lekcje – oznajmiam i ruszam w stronę wejścia do szkoły.
Ignoruje głos Leslie i Luke’a, którzy każą mi iść do pielęgniarki.
Chcę przetrwać ostatnią lekcję w spokoju i wrócić do domu. Trzymam drugą dłonią nadgarstek, bo nie mogę go opuścić w dół.
Ręka boli gorzej niż wcześniej.
Za kogo on się, do cholery, uważa?! Wielki Ashton Irwin! O czym on w ogóle myśli? Stracił rodziców? Wątpię. Chociaż, kiedy zawitałam w jego domu w piątek nie zauważyłam nikogo ze starszych. Może po prostu spali. Albo wyjechali na weekend i, dlatego Ash poszedł na imprezę. Ale, żeby zostawiać własną siostrę samą? Chore.
Wchodzę do klasy od geografii i zajmuje miejsce w ławce. Po chwili dołącza do mnie Leslie, każąc mi iść do pielęgniarki. Ignoruję ją, ale to jej nie zniechęca. Zrzędzi mi nad uchem i staram się jej nie urazić, mówiąc, że nie potrzebuje pielęgniarki i, że sobie poradzę.
Kiedy nauczycielka wchodzi do klasy Less ustępuje, ale chwilę potem słychać dźwięk radiowęzła.
- Kayla Banks proszona jest do dyrektora w trybie natychmiastowym – mówi sekretarka.
Wszystkie oczy w klasie skierowane są na mnie. Leslie patrzy na mnie pytająco, na co wzruszam ramionami. Niewiele jestem w stanie powiedzieć przez tą rękę.
Nauczycielka kiwa głową w moją stronę. Zabieram swoje rzeczy i wychodzę z klasy.
Czyżby Ashton Irwin na mnie na kablował? A może ktoś widział to, co się stało w porze lunchu? Może Nancy tu jest? Może mnie zawieszą? Cholera!
W szybkim tempie docieram do gabinetu dyrektora na parterze. Sekretarka od razu każe mi iść do sąsiedniego pokoju. Nie widzę tu, ani Nancy, ani Ashton’a. Nikogo. Jest pusto.
Ruda i tęga dyrektorka siedzi za biurkiem i z grobową miną patrzy na mnie. Ktoś umarł? Czuję się niekomfortowo, kiedy ona cały czas milczy i wlepia we mnie swój wzrok.
- Oto twoje zwolnienie z reszty lekcji – wręcza mi prostokątną karteczkę.
Mówi jak robot. Jestem zdezorientowana.
- Kto mnie zwalnia z lekcji? – pytam.
- Luke Hemmings. Możesz opuścić gabinet – mówi.
- Uczeń nie może zwolnić ucznia z lekcji – zauważam podejrzliwym głosem.
- Idź już – siada za biurkiem i zaczyna wertować plik kartek.
Marszczę brwi i odwracam się do wyjścia.
O co tu chodzi? Jak ona może zwolnić mnie z lekcji? Albo raczej, jak ON może mnie zwolnić z lekcji? Przecież to nienormalne. Poza tym Ruda była jakaś dziwna. Zawsze mówi z przesadnym akcentem i wysokim tonem. Tym razem mówiła, jak… Z automatu? Nie wiem. Jestem zdezorientowana.
Kiedy wychodzę ze szkoły, na parkingu jest pusto.
Oczywiście przy swoim aucie stoi Luke. Opiera się o nie i bezczelnie na mnie patrzy.
Podchodzę do niego zdenerwowana. A on co tu robi? Nie ma lekcji? A może tym razem to JA go zwolniłam? To musi być jakiś przekręt.
- O co tu chodzi? – warczę, wystawiając mu przed oczy zwolnienie.
- Nie umiesz czytać? – parska z sarkazmem. – Wsiadaj.
Odpycha się od maski samochodu i otwiera mi drzwi od strony pasażera.
Mierzę go wzrokiem, ale wsiadam do środka. Podskakuje na siedzeniu, kiedy trzaska drzwiami, po czym zapinam pasy i obserwuje, jak okrąża samochód dookoła. Po chwili wsiada i z piskiem opon wyjeżdża spod szkoły.
- Jak mogłeś zwolnić mnie z lekcji? Przecież to niemożliwe, żeby ci się udało – kręcę głową.
- A jednak – posyła mi fałszywy uśmiech. – Zawsze zadajesz tyle pytań?
- Zazwyczaj nie uzyskuje odpowiedzi – wzdycham. – Gdzie jedziemy?
- Przed siebie – wzrusza ramionami.
- Luke, pytam poważanie – patrzę na niego.
- A ja odpowiadam ci poważnie – broni się. – Wyluzuj, Kay.
- Jak mam wyluzować?! Przez twojego jebniętego kolegę zwichnęłam nadgarstek, a teraz urwałam się z lekcji. Coś jeszcze? A tak! Wieziesz mnie, nie wiadomo gdzie!
Luke patrzy na mnie nadal się uśmiechają. Wygląda na nieporuszonego, jakby ma to w dupie. A we mnie szaleje wojna emocji. Z jednej strony chcę wrócić do szkoły, a z drugiej chcę zostać z nim i może dobrze się bawić? Sama nie wiem. Jestem rozdarta między dwoma wariantami.
Patrzę na niego przez dłuższą chwilę i uspokajam się. Przecież nie zgwałci mnie. On mnie uratował kilka nocy temu.
- Może powinniśmy pojechać do lekarza? – proponuję, oglądając swój nadgarstek.
- Nie ma takiej potrzeby. Jutro sama zobaczysz – uspokaja mnie. – Mam w bagażniku apteczkę, jak dojedziemy na miejsce to obejrzę to.
- Nie zapominaj się. Jesteś tylko licealistą, a nie studentem medycyny – parskam śmiechem i opieram głowę o szybę.
- Potrafisz człowieka sprowadzić na ziemię – śmieje się razem ze mną.
Luke jest przystojny. Ma jasną cerę i lekki zarost na brodzie. Jego oczy są nieskazitelne. Błękitne, czyste i przejrzyste. Jeszcze nigdy takich nie widziałam.
Ma pełne zaróżowione usta i jeden mały dołeczek w policzku. Czarny kolczyk dodaje mu drapieżności.
Z wyglądu nie wygląda na żartownisia tylko na chłopaka, który uwielbia bójki i sprowadza same kłopoty.
Tak naprawdę nie wiem, kim jest. Rozszarpał człowieka na strzępy. Własnymi siłami. To nie jest normalne. Ale i tak mu ufam. Ciągle nie wiem, czemu?
Zatrzymuje swój samochód na parkingu przy plaży. Zatrzymujemy się od innej strony, niż zwykle chodzę.
Jest tam o wiele bardziej pusto. Jest pochmurno, ale ciepło. Przy wodzie trochę chłodniej, z pewnością.
Luke wyciąga z bagażnika apteczkę i wzywa mnie do siebie. Odwracam się niechętnie od powalającego widoku oceanu i podchodzę do niego.
Wyciąga z zielonego pudełeczka bandaż i maść. Smaruje mój nadgarstek. Ma delikatny dotyk i delikatne dłonie.
Uważnie patrzy mi w oczy, owijając nadgarstek bandażem.
- Myślisz, że wybiłam mu zęby? – pytam, mając na myśli Ashton’a.
Szliśmy wzdłuż plaży przy wodzie.
- Może jesteś silna, ale bez przesady – odpowiada, wkładając dłonie do kieszeni dżinsów.
- Ma twardą szczękę – wzdycham.
Po kilku minutach spaceru usiedliśmy na piasku. Stykaliśmy się ramionami.
W końcu zaczęliśmy rozmawiać o szkole, omijając temat piątkowego wieczoru.
Nie wiem, jakim cudem temat opadł na moją osobę. Luke zaczął pytać o moją rodzinę. Nie był wścibski, czy ciekawski. Wyglądał na zainteresowanego.
Wcisnęłam mu tą samą historyjkę, którą opowiedziała mi Nancy.
- Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a Nancy była ich sąsiadką. Podobno ktoś podrzucił mnie pod jej drzwi, a ona się mną zaopiekowała i wychowała mnie. Potem…
- „Podobno”? – Luke unosi brwi.
- Co? – jestem zbita z tropu.
- Powiedziałaś, że „podobno” ktoś podrzucił cię pod jej drzwi – zauważa.
O mój Boże, czy muszę być tak lekkomyślna? Dlaczego nie uważam na to, co mówię? Wpadłam. Co teraz powinnam mu odpowiedzieć?
Po plecach przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz. Jestem w kropce, czy może mi ktoś pomóc?
- Przejęzyczyłam się – wyjaśniam krótko.
Mam nadzieję, że jestem wystarczająco wiarygodna, bo nie posiadam więcej wymówek. Jestem w tym cholernie słaba.
Luke chyba nie do końca mi wierzy, ale kiwa głową. Cholera!
- Na czym skończyłam? A, już pamiętam. Potem wyprowadziłyśmy się do Filadelfi i znowu wróciłyśmy do Santa Monica – kończę swoją historię.
Liczę na to, że Luke nie będzie wypytywał a rodzinę, bo to zbyt delikatny temat. Nie mogę ciągle kłamać, bo w końcu powinie mi się noga i będę stracona.
- Nie masz rodzeństwa? – pyta po chwili.
Moje dłonie robią się zimne. Czy on czyta mi w myślach? A może robi to specjalnie. Och, uspokój się Kayla! To tylko… Człowiek. Prawda?
Chciałabym tak myśleć. Czy Luke powinien wiedzieć? Oczywiście, że nie powinien. Więc w czym problem? W tym, że chcę by wiedział.
- Nancy mówi, że nie mam, ale… -urywam.
Co ja wyprawiam? Przecież ja go praktycznie nie znam, a chcę mu opowiedzieć cały swój życiorys. Co jest ze mną nie tak? Co jeśli coś jest na rzeczy i on naprawdę nie powinien wiedzieć? Może nie jest odpowiednią osobą?
W tym momencie zdaję sobie sprawę, że nie mogę nikomu ufać.
- Możesz mi zaufać – mówi nagle, tak jakby czytał w moich myślach.
Raz się żyję.
- Podejrzewam, że mam starszego brata – wypalam.

Wtedy nie zostaje mi nic więcej, jak opowiedzieć mu jeden epizod z całej układanki, którą staram się rozwiązać.


Autorka: DZIĘKUJE PIĘKNIE ZA TE PIĘĆ KOMENTARZY. Uwierzcie, że naprawdę miło czyta się te słowa od was i od razu chcę się pisać dalej, bo wiem, że jesteście ciekawe i chcecie wiedzieć, co będzie dalej. Ja też chcę wam to pokazać
A teraz... Jakie wrażenie po szóstym rozdziale? Myślicie, że Kayla może ufać Luke'owi? I macie podejrzenia, co do Ashton'a? 
Czekam na wasze opinię. Miłego wieczoru <3

7 KOMENATRZY= NASTĘPNY ROZDZIAŁ

8 komentarzy:

  1. Nie wiem czemu, ale mam dziwne wrażenie, że Ashton... w sumie nie, nie ważne.
    Zaczynam się trochę ich wszystkich bać. Jak dla mnie zbyt lekko podchodzisz do sprawy śmierci. Czytając to mam czasem wrażenie, że nawet Kayla mówiąc o takich sprawach, zachowuje się jakby mówiła o jakieś totalnie nudnych rutynach.
    Tak poza tym, to rozdział boski i czekam na nn :D
    - Jane <3

    OdpowiedzUsuń
  2. TAAAAAK, może mu ufać xd Layla (Luke+Kayla) forever
    Amberly

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega rozdział! Dlaczego mam wrażenie, że Ashton to jej brat? :3
    Aww Layla, możesz mi zaufać <33

    Czekam na next! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. [SPAM]
    Fanfiction przedstawia opowieść o Kelly Evans, ukochanym aniołku swojego taty. Kelly to miła, mądra i grzeczna dziewczyna. Nigdy nie miała żadnych problemów wychowawczych. Zawsze świeciła przykładem i miała dobry kontakt ze swoim tatą. Jej najlepszą przyjaciółką jest, Rose Romano, dziewczyna, którą zna od dzieciństwa. Pewnej nocy przyjaciółki postanawiają wyjść na imprezę, na której zjawia się Jake Movling. Życie dla głównej bohaterki zmienia się pod każdym względem, gdy impreza zmienia się w istne piekło. Wszyscy imprezowicze nagle znikają, a ona zostaje sama. Tick Tack, czas na grę, ale uważaj, nie każdy jest tym, kim się wydaje.

    http://ujawnienie-luke-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń