Nie
wiem, co tu się dzieje. Skołowana, patrzę to na Luke, to na Nancy. Zastanawiam
się, co tu robi, a jednocześnie próbuję się opanować. Nie wiem, czy powinnam
się znowu odezwać, czy czekać na ich reakcje.
Wzrok
blondyna pozostaje obojętny, a Nancy próbuje ukryć swoje zaskoczenie. On jest
świetnym aktorem, jej potrzeba kilku lekcji.
-
Chciałem z tobą pogadać – odzywa się pierwszy. – Myślałem, że wróciłaś do domu,
ale Nancy mi powiedziała, że wyszłaś z Calum’em.
Brunetka
przytakuje mu głową i posyła mi ciepły uśmiech. Mam wielką ochotę roześmiać
się. Oni są beznadziejni. Nancy powinna się zorientować. Przecież wyszłam z
Calum’em zaraz po szkole i nawet tego nie planowałam. Nancy nie mogła tego
wiedzieć. Jest jeden sposób. Luke ma sprawę i przyjechał pogadać o niej z
Nancy. A do tego jestem święcie przekonana, że to dotyczy mnie.
Nie
chcę, jednak dawać im powodów do podejrzeń, więc jedynie się uśmiecham.
-
W takim razie chodźmy – kiwam głową na wyjście.
Luke
patrzy krótko na brunetkę, po czym kiwa głową i wychodzi za mną z gabinetu.
Słyszę,
że idzie za mną do mojego pokoju. Otwieram drzwi i wchodzę do środka.
Jak
zwykle zapominam zamknąć z rana okna i w pokoju jest chłodnawo, ze względu na
pogodę.
Kładę
torbę na krześle przy biurku i siadam na łóżku. Luke rozgląda się po pokoju i
opiera się o framugę drzwi.
Nie
wiem, jak rozpocząć to rozmowę i jestem nieco zdenerwowana. Jednakże staram się
tego nie pokazywać.
-
Masz słabą pamięć? – pytam. – A może robisz to specjalnie?
Luke
marszczy brwi i patrzy na mnie lekko zadziwionym wzorkiem.
-
Nie pamiętasz naszej wczorajszej rozmowy? – oblizuję wargę. – Zaznaczyłam, że
chcę utrzymać naszą znajomość na dystans.
Jego
niebieskie oczy skanują moją postać przez chwilę. Wygląda, jakby się nad czymś
zastanawiał.
-
Czym Calum różni się ode mnie? – wypala.
Parskam
śmiechem. Głupie pytanie.
-
Na pewno wyglądem – śmieję się.
-
Weź… - jęczy i dołącza śmiechem.
-
Jest moim dobrym przyjacielem – wzdycham. – Bo wiesz… Do przyjaźni potrzeba
chęci.
-
Co ci we mnie nie pasuje? – chowa ręce od kieszeni dżinsów.
Wszystko
mi w Tobie pasuje, Luke. W tym jest problem.
-
Idź już – oznajmiam i wstaję, żeby otworzyć mu drzwi.
Jakaś
część mnie chcę, żeby to potoczyło się inaczej, ale jest już za późno, a ja nie
chcę dłużej ciągnąć tej rozmowy. Jedynym wyjściem jest to, żeby on zniknął. Ta
rozmowa jest znakiem, że muszę go szybko wyrzucić ze swojej głowy.
*
Kiedy
kończę rozmawiać z Leslie przez telefon dochodzi ósma wieczorem. Ustaliłyśmy,
że w weekend zaczniemy szukać mojego brata i zajęło nam to prawie dwie godziny.
Oczywiście wtrącałyśmy ważne sprawy typu ploteczki i nowe kolekcje w sklepach,
ale to drobiazgi.
Tak
czy siak jestem zmęczona, ale nie widzę sensu spędzać czasu w domu. Do tego
jest to czwartkowy wieczór.
Schodzę
na dół by sprawdzić, co robi Nancy. Brunetka leży w salonie i ogląda powtórki z
wtorkowego show Ophry.
-
Wychodzisz? – pyta, kiedy podchodzę do niej.
-
Tak, Leslie się pytała, czy do niej wpadnę i przyniosę jej zeszyt z fizyki –
kłamię i uśmiecham się nerwowo.
-
Nie wróć za późno, dobrze? – upewnia się i mruga do mnie.
-
Będziemy w kontakcie! – wołam i wychodzę z domu.
Zabieram
ze sobą jedynie telefon. Nie dbam o to, czy mam coś na ramiona, czy mam jakieś
dokumenty.
Jest
już ciemno, ale w głowie odtwarzam drogę pod sam dom Calum’a. Kiedy już wiem,
jak tam dojść rzucam się w bieg.
Mijam
w szybkim tempie wszystkie przeszkody. Krzaki, dziury w chodnikach, ulice,
przejścia dla pieszych. Mijam różne domu, samochody i ludzi. Nie myśl o tym,
jak szybko biegnę, ale zauważam, że ściągam na siebie uwagę, więc staram się
biegnąć mniej oświetlonymi uliczkami.
Nie
czuję zmęczenia. Wręcz przeciwnie! Większą adrenalinę. Chcę znaleźć się pod
jego domem, ale nie wiem, co powiem i co zrobię. Ciekawe, czy jego rodzice
wrócili do domu?
Kiedy
staję pod jego drzwiami sprawdzam godzinę w telefonie. Bieg tutaj zajął mi
dziesięć minut.
Jestem
pod wrażeniem swojej szybkości i sprawności. Mój oddech jest nierówny i czuję,
że moje policzki się rumienią.
Pukam
kilkakrotnie do drzwi i po chwili otwiera je brunet. Jest zdziwiony moim pojawieniem
się, ale nie dbam o to.
W
domu jest cicho i pusto. Wchodzę do środka stanowczym krokiem. Nie wiem, co mną
kieruje, ale nie zamierzam przestać.
Popycham
go niezwykłą siłą na ścianę, od której się odbija. Na początku krzywi się, ale
nie wygląda, jakby go to naprawdę bolało.
Jego
oczy wypełniają się pożądaniem, kiedy podchodzi do mnie i chwyta moją twarz w
swoje dłonie i przyciska usta do moich.
Moje
dłonie spoczywają na jego talii, a jego język delikatnie próbuje się wkraść do
mojej buzi. Pozwalam mu na to. Nasze języki współgrają płynnie.
Wszystko
dzieje się tak szybko, że sama nie nadążam. Owijam nogi wokół Calum’a, a on
kieruje się ze mną po schodach na górę.
Otwiera
kopniakiem pierwsze lepsze drzwi i wchodzi do środka. Wplatam dłonie w jego
czarne włosy. Bije od niego chłód, co jest mało przyjemne. Moje dłonie robią
się zimne.
Nie
zamierzam, jednak przestać. Wiem, że to co robię jest samolubne, ale jestem
pewna, że ani dla mnie, ani dla Calum’a nie będzie to nic znaczyć.
Chłopak
kładzie mnie na łóżku, a jego dłonie wędrują po moim ciele. Moje ciało pokrywa
gęsia skórka. Jest mi zimno, ale nie przejmuję się tym.
Jego
w końcu pozbywają się mojej koszulki, która ląduje gdzieś na podłodze.
Chłopak
nagle przerywa pocałunek i pochyla się nade mną podparty na rękach.
-
Czy ty jesteś…? – pyta z lekkim wahaniem.
Przygryzam
wargę i kręcę głową. Hood uśmiecha się szeroko, po czym zdejmuje z siebie
bluzkę i powraca do pocałunku.
To
będzie długa noc.
*
-
Jak bawiłaś się z Leslie? Jej rodzice nie mieli nic przeciwko, że zostałaś? –
pyta Nancy, wchodząc do mojego pokoju.
Zakładam
biały zwiewny T-shirt z krótkim rękawem do jasnych podziurawionych jeansów, a
wokół pasa zawiązuje koszulę w czarno-białą kartę, którą zabrałam Calum’owi z
rana.
Ta
noc była szalona. Wylądowałam z Calum’em w łóżku. A jeszcze nie dawno
rozmawialiśmy o tym, że jesteśmy jedynie przyjaciółmi. Teraz powinnam
powiedzieć: „ Co ja narobiłam? Zniszczyłam naszą przyjaźń”. A tak wcale nie
jest. Nie przeszkadza mi to, co się stało. Nawet mi się podoba.
Kiedy
skończyliśmy napisałam do Nancy, że zostanę u Leslie na noc, a koło piątej rano
Calum odwiózł mnie pod dom, żebym mogła się odświeżyć i przebrać. Przy okazji
zdrzemnęłam się godzinkę i teraz czuję się, jak młody bóg.
-
Nie – odpowiadam. – Uczyłyśmy się do trzeciej rano, a i tak prawie nic nie
pamiętam.
Oczywiście
kłamstwo. Nie mogę jej przecież powiedzieć, że uczę się perfekcyjnie i nie ma
bata, że coś może mi „wylecieć z głowy”. Doskonale znałam każdą regułkę, każdy
wzór i właściwości. A powinniśmy zacząć od tego, że ja nawet dzisiaj nie mam
fizyki w planie.
-
Jedna jedynka nie zaszkodzi – Nancy wzrusza ramionami.
Uwielbiam
w niej to, że zawsze jest wyluzowana. Mimo tych wszystkich kłamstw, nadal jest
moją rodziną. Nie mogę jej ot tak wykluczyć. To niesprawiedliwe.
-
To twoja koszula? – brunetka unosi brew i patrzy na mnie zaciekawiona.
-
Um… Calum’a – chociaż raz jej nie okłamię. Po prostu minę się z prawdą. –
Pożyczyłam od niego kilka dni temu.
-
W porządku – kiwa głową. – Jadę do pracy, odwieźć cię do szkoły?
-
Jasne – posyłam jej szeroki uśmiech i sięgam po torebkę.
*
Kiedy
kończy się piąta lekcja, razem z Leslie przemierzam korytarz by dostać się do
szafki.
Odkąd
Nancy przywiozła mnie do szkoły, ani razu nie zauważam Calum’a. Rano mówił, że
przyjdzie do szkoły. Zmienił zdanie? Nie wierzę, że jest aż takim leniem.
W
końcu z Leslie stajemy przy parapecie, bo dziewczyna nie może znaleźć telefonu
w swojej wielkiej torebce. Rozmawiamy o najnowszym filmie z Scarlett Johansson
w roli głównej i planujemy się na niego wybrać.
-
Ten film nazywa się „Lucy”, czy „Latice”? – marszczę czoło i opieram się o
parapet, przyglądając się panikującej Shallwood.
-
Chyba „Lucy” – odpowiada. – Jutro jest sobota, więc może w niedzielę zabierzemy
się za poszukiwania twojego brata.
-
Pewnie – uśmiecham się do niej. – Ale nie mam samochodu, bo Nancy zabiera go do
pracy.
-
Pożyczę od rodziców – uspokaja mnie Less i odwzajemnia uśmiech.
Otwieram
usta, żeby powrócić do tematu filmu, kiedy zauważam, że na drugim końcu
korytarza pojawia się Calum. Ma na sobie niezmienne czarne rurki z dziurami,
zresztą, jak oni wszyscy i lekko podziurawiony T-shirt z nadrukiem „Green Day”.
Plecak ma zawieszony na jednym ramieniu. Nagle dostrzega mnie, a na jego ustach
pojawia się cwany uśmieszek.
-
Czy Hemmings mógłby przestać wyglądać tak seksownie? – Leslie pyta samą siebie,
patrząc ponad moje ramie.
Odwracam
się do niego. To jest dziwne. Obaj idą w naszą stronę i wyglądają jakby szli na
wojną. Nie wyolbrzymiaj, Kayla!
Zanim
Luke do nas podchodzi, Calum już jest obok. Niespodziewanie łapie mnie za rękę
i wpija się w moje usta bez żadnego zawahania, a co dopiero ostrzeżenia.
Szkoda,
że nie mogę zobaczyć miny Leslie. Musi być bezcenna.
Kiedy
Cal odsysa się ode mnie kątem oka widzę, złość w oczach Luke’a, a zaraz potem
on odchodzi w inną stroną, zostawiając nas przy oknie. Czy on chce pogadać? A
co jeśli to ważne? Cholera!
-
Powinnam udać, że tego nie widziałam? – Leslie mruży oczy. – Myślałam, że
wkręcacie Nancy.
-
Plany się trochę pozmieniały – oznajmia Calum, patrząc mi w oczy z uśmiechem.
Czuję,
że się rumienię i jestem trochę zakłopotana. Trochę inaczej sobie to wyobrażam.
Cały czas jestem myśli, że to nic nie znaczyło, ale chyba tak nie jest. Tak
miało być. Podobam się Calum’owi, a on mi. Może to świetna szansa, żeby w końcu
wyrzucić Hemmings’a z mojej głowy. Przyda mi się lekki odwyk. Nikomu to nie
zaszkodzi, a wręcz pomoże.
-
Taa… Trochę – przyznaję i uśmiecham się szeroko.
*
-
Podobno mają być zniżki do 50%, więc wyobraź sobie, ile będzie ludzi – mówi
podekscytowana Nancy, kiedy wysiadamy z samochodu w podziemnym parkingu centrum
handlowego.
Nie
jestem tak rozentuzjazmowana, jak ona, ale przynajmniej staram się jej pokazać,
że też mi zależy.
Kiedy
wjeżdżamy na parter schodami ruchomymi już widzimy tłumy ludzi, którzy chodzą z
jednego do drugi sklepu, a w rękach trzymając miliony toreb z zakupami.
Cieszę
się, że ten wieczór spędzę z Nancy, bo odkąd mieszkamy w Santa Monica naprawdę
spędzamy ze sobą mało czasu. I wiem, że wielki wpływ ma na to fakt, że Nancy od
lat mnie okłamuje, ale naprawdę czasami chciałabym, żeby było tak, jak dawniej.
Nawet jeśli ma oznaczać to powrót do Filadelfii.
-
Wejdźmy do H&M’u! – woła brunetka i łapie mnie za rękę, po czym niemal
wbiega do zatłoczonego sklepu.
Nancy
kieruje się na dział damski i przegląda półki i wieszaki z ciuchami, na których
wisi wielki znaczek „-50%”.
Śmieję
się pod nosem i dołączam do niej.
Ten
dzień jest zwariowany. Nie wiem na czym stoję w „związku” z Calum’em. Nawet o
tym nie rozmawialiśmy. Po prostu podszedł do mnie i pocałował mnie na oczach
wszystkich licealistów.
A
do tego Luke. Jego wzrok wyrażał więcej, niż pretensje. Ale o co ma do mnie
pretensje? Naprawdę, to moja sprawa, co robię i z kim.
Jestem
ciekawa, jak długo uda mi się utrzymać ten dystans między nami. Może pomysł z
Calum’em wcale nie jest taki zły? Sama nie wiem.
-
Nancy? –patrzę na kobietę, która przykłada do siebie bordową bokserkę.
-
Hm? – mruka.
-
Nie chciałabyś czasem wrócić do Filadelfi? – pytam z czystej ciekawości.
Jej
wzrok skupia się na mnie, a ona powoli odkłada bluzkę na miejsce.
Widać,
że jestem kompletnie wytrącona z równowagi i nie wie, jak się zachować. Co ją
tak dziwi?
-
A ty…? Chciałabyś?
-
Nie… Znaczy nie wiem… Po prostu się pytam – wzruszam ramionami. – Czasami po
prostu myślę, że życie w Filadelfi było o wiele prostsze, niż jest teraz. Tak w
ogóle, to dlaczego chciałaś tu wrócić?
-
To twoje rodzinne miasto, pomyślałam, że powinnaś tu trochę pomieszkać –
stwierdziła.
Och,
teraz nagle chcesz, żebym wracała do rodziny? Czekaj, bo uwierzę, Nancy.
Nie
mówię tego, jedynie kiwam głową i wracam do przeszukiwania wieszaków z
ciuchami.
*
Kiedy
wracamy do domu jest godzina w pół do jedenastej. Nancy od pół godziny nawija
przez telefon z jakimś chłopakiem. Cholera, nawet nie wiem, że ma chłopaka!
Zaczyna
mi się robić niedobrze, kiedy słyszę, jak ona co chwile chichocze. Denerwuje
mnie to. Staram się ignorować to i zabieram moje zakupy na górę do pokoju.
Jestem
lekko śnięta, ale nie zamierzam tak wcześnie kłaść się spać.
Siadam
na łóżku i wyjmuje z toreb moje nowe zakupy. Szalik, okulary przeciwsłoneczne i
bransoletka.
Nagle
drzwi od pokoju się uchylają, a Nancy wkłada głowę przez szparę.
-
Masz coś przeciwko, jeśli wyjdę na noc? – pyta, zasłaniając głośnik telefonu
dłonią.
Chce
mi się wybuchnąć śmiechem, ale powstrzymuję się.
-
Coś ty! Baw się dobrze – macham dłonią i posyłam jej szeroki uśmiech.
Brunetka
przygryza wargę i z powrotem zamyka drzwi, powracając do rozmowy.
Mam
wrażenie, że w Nancy ciągle siedzi ta niewyżyta, głupiutka licealistka, z
której już dawno powinna wyrosnąć.
Jestem
ciekawa, kto jest tym „szczęściarzem”. W tym samym momencie moje myśli
powracają do Calum’a. Jest przystojny, zabawny, ufam mu i uwielbiam spędzać z
nim czas. Ale Luke jest magnezem, a ja jestem pinezką.
CO
JEST ZE MNĄ NIE TAK, DO CHOLERY? Postanawiam przez weekend wyluzować i nie
myśleć o żadnym chłopaku.
Kiedy
wychodzę z pokoju, kieruję się na dół i wtedy orientuję się, że Leslie nie ma
już w domu. Dom cały dla mnie.
Nagle
światło w całym domu gaśnie, a ja słyszę, że słabo czyjeś kroki w domu.
-
O mój Boże – sapię pod nosem i na wyczucie biegnę do kuchni.
Szybko
odnajdę nóż w szufladzie i cicho ją zamykam.
Kroki
stają się coraz bardziej słyszalne. Moje serce łomocze w piersi, a ręce
okropnie się trzęsą. Nie wiem, kto robi sobie ze mnie żarty, ale naprawdę nie
chcę umrzeć na zawał w wieku siedemnastu lat.
Wiem,
że to nie żarty i to musi być ktoś z tych psychopatów, którzy polują na mnie od
miesiąca.
Wyczuwam
obecność w korytarzu i korzystam z okazji. Z powrotem wbiegam na górę, a za
sobą słyszę stukot butów. Obcasy? Okej, to jest naprawdę dziwne, ale nie zamierzam
się zatrzymać.
Wpadam
do swojego pokoju. Jest bardzo ciemno, ale moja orientacja jest świetna.
Mam
wrażenie, że z nerwów zaraz stracę przytomność. Otwieram szybko drzwi do
wejścia na balkon i wchodzę tam, szybko zamykając je za sobą. Blokuję klamki parasolką,
która leży na podłodze. Nie wiem, co robić dalej. Jestem w labiryncie.
-
Kayla! – słyszę ciche wołanie.
Odwracam
się w stronę barierki i patrzę na dół. To jakiś żart? Na moim podwórku stoi
Luke, jak jakiś pieprzony Romeo. Co on tu robi? Przychodzi uratować mnie z
opresji? Przestaje mi się to podobać.
-
Co ty tu robisz? – patrzę na niego zaskoczonym wzrokiem, a jednocześnie słyszę
szarpanie drzwi.
Cholera,
zaraz będzie po mnie.
-
Skacz! – krzyczy.
-
Pogięło cię?! Chcę jeszcze trochę pożyć, kretynie! – warczę.
-
Złapię cię – oznajmia zdesperowanym głosem.
-
Proszę cię, nie żartuj sobie – jęczę i ponownie odwracam się do drzwi.
Zaraz
nie wytrzymają, a postać w tej bluzie wejdzie tutaj i mnie zabije. To takie
chore.
Jeszcze
nie dawno bałam się faktu, że zabiję się skacząc z szybu wentylacyjnego, a
teraz? Mam skoczyć z balkonu!
-
Zaufaj mi – naciska.
To
są sekundy, kiedy zamki w drzwiach puszczają, a ja wspinam się na barierkę i
skaczę z balkonu.
W
ostatniej chwili, widzę spod kaptura wystające blond kosmyki włosów, a zaraz
potem ląduję wprost w ramionach Luke’a.
Mój
oddech jest szybki i nierówny. Moje ciało pokrywa gęsia skórka i nadal jestem
przestraszona. Moje dłonie niezdrowo się trzęsą. Przeżywam szok.
Patrzę
w jego błękitne oczy tak, jak on patrzy na mnie i, w którymś momencie mam
wrażenie, że czas się zatrzymuje.
-
Mówiłem, że cię złapie – zauważa, nadal trzymając mnie na rękach.
Elie: Dzień
dobry! Po raz pierwszy dodaję rozdział z rana, bo dzisiaj idę do szkoły dopiero
o jedenastej i miałam czas, żeby go dokończyć i wstawić.
Jak wam się
podoba końcówka? Nie za bardzo spieprzona? Pisałam ją kilka razy i każda
końcówka była do bani, a ta na tle tych wszystkich wydawała się najbardziej
odpowiednia.
Miłego piątku i
weekendu.
Nie wiem, czy o
tym mówiłam, ale założyłam Twittera. Zawsze daję FOLLOW BACK. #TouchOfDeathPL
Ściskam <3