-
Oglądałaś kiedyś Nancy Drew? – pyta
Leslie, kiedy przeglądamy sukienki w Zarze.
Wkładam
słomkę do ust i upijam łyk truskawkowego shake’a.
-
O co ci chodzi? – marszczę brwi, oglądając czarną spódnicę z dłuższym tyłem i
krótkim przodem.
-
Oglądałaś? – docieka, patrząc na mnie z politowaniem.
Kiwam
głową zdezorientowana.
Leslie
tymczasem wraca do przeglądania wieszaków i pijąc shake’a.
Gdyby
ktoś mnie poprosił o opisanie Leslie powiedziałabym: „ Optymistka, zawsze
rozgadana, serdeczna i… Dziwna”. Prawdopodobnie jest najdziwniejszą dziewczyną,
jaką kiedykolwiek spotkałam. Dlaczego? Ma swoje odpały i dziwne dni, w których
wali coś od czapy albo po prostu wariuje. Wtedy jestem bardzo zaniepokojona.
-
Pamiętasz tą scenę, w której Nancy szuka córki Dehlii Draycott? – kładzie dłoń
na biodrze, a jej wzrok spoczywa na mnie.
Odchodzi
od stojaka z wieszakami i staje naprzeciwko mnie.
Nie
czeka na moją reakcję tylko kontynuuje:
-
Wpisuje po prostu imię i nazwisko w wyszukiwarkę i dostaje adresy wszystkich
kobiet mieszkających w Los Angeles. Może powinnyśmy zrobić to samo z twoim
bratem. Możemy poświęcić na to weekend – proponuje.
-
Leslie, jedyne co wiem to, że ma imię zaczynające się na literę „A”. Poza tym
przyjęłam nazwisko Nancy. Nie wiem, jak moi rodzice mieli na nazwisko –
wzruszam ramionami.
Jej
pomysł jest świetny! To byłaby prosta droga do odnalezienia mojego brata.
Problem w tym, że nie wiem, nawet, jak się nazywa. To zbyt proste dla
prawdziwego życia.
-
O mój Boże, to robi się coraz dziwniejsze – wzdycha. – Musimy dowiedzieć się,
jak twój brat miał na imię i twój tata na nazwisko.
Popadamy
na chwilę w zadumę, opadając na czarnych, skórzanych pufach w rogu
pomieszczenia.
Mija
sekunda, kiedy w tym samym momencie patrzymy na siebie i jednocześnie mówimy:
-
Akt zgonu!
Przechodząca
obok kobieta patrzy na nas, jak na ułomne dzieci.
-
Musimy odnaleźć akt zgonu twojego ojca, żeby dowiedzieć się nazwisko. Później
pójdzie, jak spłatka - klaszcze w dłoni Leslie.
Nie
mogę się z nią nie zgodzić. To prosta droga do poznania prawdy. Gorszą częścią
jest to, że nie wiemy, gdzie jest akt zgonu mojego taty.
-
A przynajmniej gościa, który mnie wychował – poprawiam ją.
Cały
czas zapominam o tym, że on tak naprawdę nie jest moim ojcem.
Leslie
patrzy na mnie z niekrytym współczuciem, ale nie mówi nic więcej. Cieszę się z
tego. Wie, kiedy powinna zamknąć buzię. Jest bardzo taktowna i uwielbiam to w
niej.
Siedzimy
przez chwilę w milczeniu. Muszę sobie wszystko poukładać. Moje życie
przewróciło do góry nogami odkąd przeprowadziłam się do Santa Monica.
Co
by było gdybym teraz mieszkała w Filadelfi. Nadal żyłabym w nieświadomości.
Wolę być tutaj.
-
Odłóżmy to na jutro. W końcu dzisiaj jest dyskoteka, a my nadal nie mamy
sukienek – przypomina Less zdeterminowanym głosem.
*
Po
kolejnej godzinie w sklepie w końcu znajduję coś co mi pasuje. Nie jest to sukienka,
ale czarny komplet. Bluzka odsłaniał kawałek brzucha i ma zakryty dekolt oraz
krótki rękawek. Spódnica jest z przodu wycięta, a z tyłu z ogonkiem.
Mam
w domu pasujące do tego buty, więc cały strój mam przygotowany.
Leslie
też jest zadowolona z zakupów. Wybrała granatowy kombinezon z krótkim
spodenkami i górą bez ramiączek. Wygląda w nim bosko!
Wychodzimy
ze sklepu z szerokimi uśmiechami na twarzy.
Zjeżdżając
schodami na dół dostrzegam nowo otwarty salon fryzjerski. Od kilku dni nachodzi
mnie ochota na zmienienie czegoś w sobie, ale nie wiem dokładnie, czego?
Postawiłam tym razem na włosy.
Uwielbiam
kolor, który mam teraz na włosach, ale tęsknię za czarnym odcieniem. Poza tym
ostatnio jest ich o wiele więcej, a pogoda tutaj nie pozwala na utrzymanie tak
długich włosów.
-
Wejdźmy do tego salonu – proszę Leslie i nawet nie czekam na jej zgodę tylko
ciągnę ją w stronę szklanych drzwi.
Salon
jest prawie pusty oprócz kilku klientek.
Podchodzę
do recepcjonistki i uśmiecham się do niej.
-
Ma pani może wolne miejsce na teraz? – pytam uprzejmie.
-
Co dokładnie chciałaby pani zrobić? – odpowiada mi uśmiechem.
-
Skrócić i przefarbować – oznajmiam.
Leslie
patrzy na mnie z szeroko otwartą buzią. Jest zaskoczona moją postawą, ale ja
jestem gotowa zmienić wizerunek. Nancy na razie nie musi o tym wiedzieć.
- Akurat mam wolne
miejsce – mówi i wychodzi zza lady. – Proszę za mną.
Oddaje
torbę z zakupami Leslie i podążam za rudowłosą kobietą na koniec Sali.
Stajemy
przy ostatni stanowisku. Tam poznaję fryzjerkę o ciemnej karnacji i czarnych
włosach. Na grzywce ma różowe refleksy. Od razu ją lubię.
Siadam
na czarnym fotelu i patrzę w swoje odbicie w lustrze.
W
salonie jest duszno od ciągle działających suszarek oraz innych przyrządów,
których nawet nazwy nie znam.
-
Obciąć do kości obojczykowych – mówię fryzjerce, zanim zapyta. – I chciałabym
wrócić do swojego dawnego koloru włosów.
Dziewczyna
na około 27 lat mruga do mnie i zanurza dłonie w moich gęstych włosach.
Oblizuje
dolną wargę i wskazuję głową na fotel przy myjkach.
Kiwam
głową i ruszam w ich stronę.
*
Wizyta
u fryzjera przedłuża się o godzinę, dlatego mamy mało czasu na przygotowanie
się do dyskoteki. Leslie jest wściekła i podekscytowana za jednym razem.
Przez
te dwie godziny rozmawiamy o najnowszych plotkach, filmach i serialach.
Tamilla,
fryzjerka, okazuje się bardzo fajną osobą. Zabrania mi spoglądania w lustro,
zanim nie skończy swojego dzieła. To sprawia, że bardziej nie mogę doczekać.
Przed dwoma laty miałam długie do pasa czarne włosy.
Nie
pamiętam, co mnie skusiło, żeby ją obciąć i przefarbować. Ale byłam dumna z
efektu. Teraz będzie mi ich brakować, ale zawsze mogę do nich wrócić.
W
końcu Tamilla kończy swoje dzieło. Już nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć,
jak wyglądam.
-
Jeśli ci się nie spodoba, to się powieszę – jęczy brunetka. – Przez długi czas
nie miałam takiej roboty przy włosach.
Patrzę
lekko przestraszona na Leslie. Ona skanuje wzrokiem moje włosy i szeroko się
uśmiecha.
Musi
być dobrze. Nie mogę wyglądać źle, już kiedyś miałam takie włosy. Tyle, że nie
krótkie. Zawsze trzeba próbować czegoś nowego. Nie ma co!
Na
„trzy, czte-ry” Tamilla odwraca mnie na krześle w stronę lustra.
Kiedy
widzę swoje odbicie zamieram. Wyglądam dobrze. Może nawet lepiej. Włosy są
kruczoczarne, ale lśniące, takie jak kiedyś. Są proste sięgają mi do kości
obojczyka tak, jak chciałam. Wyglądam inaczej. Poważniej.
Kiedy
miałam turkusowe włosy ludzie źle odbierali mój wygląd. Uważali mnie za
wariatkę itp. Nigdy się tym nie przejmowałam.
-
O mój Boże… - wzdycham pod nosem i zakrywam usta dłonią.
Jestem
w szoku.
-
Wyglądasz tak… Kobieco – wtrąca Leslie. – Ślicznie!
Ciekawe,
co Nancy powie… Myślę, że szybko przyzwyczaję się do normalnego wyglądu. Na
jakiś czas na pewno.
-
Dziękuje – przytulam Tamillę na pożegnanie, kiedy płacę przy recepcji.
Ona
jedynie uśmiecha się i mruga do mnie tak, jak na początku i idzie do następnego
klienta.
Włosy
są gładkie w dotyku i podobają mi się. Leslie też jest nimi zachwycona.
Wychodzimy
z centrum handlowego i zmierzamy na parking, gdzie zaparkowałam samochód Nancy.
Ten
dzień jest cudowny i nic nie może go zepsuć. Udane zakupy, wizyta u fryzjera i
na koniec wieczoru szkolna dyskoteka. Może być coś lepszego?
Ciągle
zastanawiam się, czy Luke i jego koledzy pojawią się na dyskotece. Nawet
założyłam się o to z Leslie. Tak naprawdę po prostu chciałam, żeby Luke
przyszedł. Może na początku nie zdobył mojej sympatii, a nawet mogę powiedzieć,
że go nie lubiłam, ale teraz… Lubię przebywać w jego towarzystwie. Może to
dziwne, ale prawdziwe.
Moje
rozmyślania przerywa widok białej karteczki włożonej za wycieraczkę samochodu.
Mówiłam
coś o dobrym dniu? Zapomnijcie, zawsze się mylę.
Less
dostrzega to samo i patrzy z niepokojem na mnie. Wyjmuję się karteczkę i
odginam jej pozaginane rogi.
-
Nie szukaj prawdy na siłę. Sama cię
znajdzie – czytam na głos.
Obracam
się skanując wzrokiem parking, ale nie widzę nikogo podejrzanego.
O
cholerę tu chodzi?
-
Kto to napisał? – pyta Leslie, wyrywając mi kartkę z dłoni.
Nie
oponuje tylko patrzę na nią w osłupieniu.
-
Wybacz, Less, ale nie jestem pieprzonym medium – warczę.
-
Jak zawsze opanowana – odgryza się słodkim głosem.
Najchętniej
w tym momencie wystawiłabym jej środkowy palec, ale jestem pochłonięta
tajemniczym ostrzeżeniem.
Kto
mógłby chcieć mnie ostrzec? I dlaczego? Nancy? To bez sensu. Nie wie, że nadal
szukam prawdy. A nawet jeśli się domyśla to nie ma bata, żeby włożyła to teraz.
Przez cały dzień jest na szkoleniu i dopiero za godzinę wróci do domu.
Luke?
Po co? Przecież on nic nie wie. Powiedziałam mu tylko o bracie i to wszystko.
No chyba, że to chodzi mu o prawdę, o bracie. Ale… To bez sensu. Mam wrażenie,
że to od kogoś, kto wie, że chcę dowiedzieć się czegoś więcej.
Może
ta osoba wie wszystko. Może to ona mi to powie?
Mam
mętlik w głowie, więc otwieram drzwi od samochodu i wsiadam do środka.
Opieram
głowę o szybę i wzdycham głośno.
-
To na pewno cię zainteresuje! – woła Leslie i wsiada do środka.
Patrzę
na nią ze zmarszczonymi brwiami. Oczy świecą jej od podekscytowania.
Wręcz
mi karteczkę, ale tym razem wskazuje palcem na małą literkę w prawym, dolnym
rogu.
Jest
bardzo mało widoczna, ale jest. Moje serce o mało nie wyskakuje z piersi, kiedy
to widzę. To niemożliwe! A jednak!
Jedna
litera, zmienia wszystko. „A”
*
*
Przeglądam
się w lustrze po raz ostatni, zanim postanawiam wyjść z pokoju i pokazać się
Nancy.
Była
w szoku, kiedy zobaczyła moje włosy, ale nie ukrywała zadowolenia. Powiedziała,
że wyglądam pięknie. Wiedziałam, że jej się spodoba.
Mam
na sobie czarny komplet z Zary i
czarne botki na obcasie za kostkę. Są skórzane i specjalnie podziurawione w
niektórych miejscach.
Usta
pomalowane są na czerwono dla kontrastu. Na zewnątrz jestem gotowa, ale w
środku… W całkowitej rozsypce.
Nie
wiem, co się wokół mnie dzieje. Komu mogę ufać, a komu nie? Kto mnie okłamuje,
a kto nie? Kto chce mojego dobra, a kto nie?
Jestem
zagubiona, a to mnie bardziej determinuje do tego, żeby poznać prawdę. I nie
zamierzam na to czekać. Ktokolwiek mi to podłożył głęboko się musi mylić,
myśląc, że go posłucham.
Otwieram
drzwi i wychodzę z pomieszczenia. Na korytarzu, oparta o ścianę, stoi Nancy.
Włosy
ma spięte w niedbałego koka, a ubrana jest w szare dresowe spodnie i różowy
biustonosz sportowy. Zapisała się na fitness.
Taksuje
mnie wzrokiem od głów do stóp. Uśmiecham się do niej i kładę dłoń na biodrze.
-
Nie wypuściłabym cię tak ubranej, gdyby nie fakt, że to dyskoteka szkolna –
wzdycha. – Wyglądasz… Cudownie. Ale faceci są nieobliczalni.
-
W porządku – zgadzam się z nią. – Większość przystojnych licealistów jest
zajęta.
Oprócz
Luke’a, dodaje w myślach i od razu sprzedaję sobie mentalnego liścia.
Muszę
się od niego odpędzić.
-
Kay, jesteś dosłownie do schrupania, ale muszę już iść, za piętnaście minut zaczynam
pierwsze zajęcia – podchodzi do mnie i całuje mnie w policzek. – Powodzenia!
-
Tobie też! – wołam, kiedy znika na schodach.
Wracam
do pokoju po torebkę i telefon, po czym schodzę na dół.
Z
Leslie zobaczę się dopiero na zabawie, a Nancy zabrała samochód. Jestem
zmuszona iść do szkoły piechotą, ale nie przeszkadza mi to. Lubię wieczorne
spacery.
Schodzę
na dół i zakładam na siebie kurtkę, a następnie wychodzę z domu.
Na
dworze jest już ciemno, a do tego wieje chłodny i nieprzyjemny wiatr.
Moje
nogi tego nie zniosą.
Zagryzam
wargę i ruszam chodnikiem w stronę budynku.
Nie
wiem, jak wyglądają dyskoteki w Kaliforni, ale w Filadelfi nic specjalnego. DJ
była katechetka, która puszczała hity z lat osiemdziesiątych, a na dyskotekę
przychodziło około pięćdziesięciu osób ze wszystkich klas szkolnych. Brzmi do
bani, czyż nie? I tak było. Raz przyszłam na tą „imprezę”. Nie więcej.
Zatrzymuję
się, kiedy zdaję sobie sprawę, że na jezdni obok mnie zatrzymało się czarne
Volvo.
Fala
zimna oblewa moje plecy, a podbrzuszu czuję skurcz. Nikt mnie nie porwie. Nikt
mnie nie porwie, powtarzam sobie to, jak mantrę.
Ale
dlaczegóż to nie? Pusta ulica, zero żywej duszy. Może akurat czyha na mnie
gwałciciel w samochodzie. Powinnam zapisać się na karate albo taekwondo.
Czarna
szyba od strony pasażera się odsuwa, a ja zamieram widząc kierowcę.
Szok!
-
Podwieźć cię? – pyta blondyn.
Podwójny
szok.
-
Jesteś niemową, czy głucha? – prycha Irwin.
Jego
sarkastyczny styl mowy sprowadza mnie na ziemię i sprawia, że odzyskuje mowę i
zimną krew.
Sprawdzam,
czy nikt nie idzie, ale nadal jest pusta.
Wsiadam
do środka i dziękuje Bogu, że to tylko Ashton, a nie jakiś cholerny gwałciciel.
Może za dużo naoglądałam się CSI?
-
Co tu robisz? – pytam, zapinając pas.
Chłopak
płynnie włącza się do ruchu drogowego. Jestem pod wrażeniem jego spokoju. Luke
wciskał gaz do dechy i nie uważał na licznik.
-
To samo, co większość licealistów – odpowiada ironicznie. – Jadę na dyskotekę.
-
A może to rekompensata za to, że o mało nie wybiłam ci zębów? – podsuwam
chamsko.
On
nie gra czysto, więc ja też nie.
Jestem
po prostu zdziwiona. Od początku naszej „znajomości” on najbardziej nie pała do
mnie sympatią. Na każdym kroku daje mi do zrozumienie, że mnie nienawidzi i
cały czas dziwię się, co mu zrobiłam? Znamy się zaledwie dwa tygodnie. A w
dodatku kilka dni temu przyłożyłam mu w gębę. Posunął się za daleko. Moja ręka
słabo to zniosła. Przynajmniej pierwszego dnia. Tak, jak Luke mówił nazajutrz
wszystko było z nią dobrze. Jestem pod wrażeniem regeneracji mojego ciała.
-
Nie… Nie sądzę – rzuca z cwanym uśmieszkiem. – Jak ręka?
-
Nie udawaj, że cię to obchodzi – odbijam piłeczkę.
-
Zmiana image’u? – unosi brew.
Nie
zbijesz mnie z tropu, Irwin. Nie tym razem.
Parkuje
samochód na parkingu szkolnym. Jest prawie pełny, więc cudem znalazł miejsce.
Wysiadam
z samochodu i ignoruje wścibskie spojrzenia innych uczniów.
Jak
w każdej szkole plotki szybko się rozchodzą. Jako, że jestem nowa w szkole, a
oni są „dziwakami” to wzbudza nie małą sensacje w szkole, że się z nimi zadaję.
W
milczeniu wchodzimy do szkoły i kierujemy się schodami na drugie piętro do Sali
gimnastycznej.
Po
całej szkole rozchodzi się muzyka i czuć sztuczny dym. Przechodzimy przez
korytarz między grupkami rozmawiających uczniów i stajemy w wejściu.
Muzyka
jest strasznie głośna, więc z trudem cokolwiek usłyszeć.
Ale
ja słyszę głos Ashton’a tuż przy moim uchu:
-
Dostałaś moją karteczkę?
Moje
ciało sztywnieje i jestem wytrącona z równowagi.
To
oczywiste! „A”, jak Ashton. To nie musiał być mój brat. Popadam w paranoje. To,
że mieszka w moim mieście nie znaczy, że o mnie wie.
Tylko,
o co chodziło Irwin’owi? On przecież nic nie wie. Nie mam z nim nic wspólnego,
wiem to. To ma być ostrzeżenie? A jeśli tak to przed… Czym?
Jeśli
prawda sama do mnie przyjdzie to ktoś z mojego otoczenia musi znać całą prawdę.
Nancy? To jeden z możliwych wyborów, ale nie śpieszy jej się do tego, żebym
poznała prawdę.
Kto
jeszcze? Nikt. On ze mną tylko pogrywa.
Ashton
znika w tłumie bawiących się licealistów. Odgarniam włosy i wchodzę do środka.
Odpędzam
wszystkie myśli związane z nim i odszukuję Leslie i Sophie.
Zajmuje
mi to kilka minut, ponieważ ludzi jest naprawdę dużo. Jest dużo balonów i
serpentyn. Kilka stołów z poczęstunkiem i rozstawiona scena na końcu Sali.
Szczerze
mówiąc, muszę przyznać, że ta dyskoteka wydaję się o wiele lepsza, niż te w
Filadelfi.
W
końcu dostrzegam dziewczyny siedzące na pufach w kącie Sali, popijając poncz w
czerwonych kubkach.
Witam
się z nim całusem w policzek. Sophie chwali moją nową fryzurę, co poprawia mi
lekko humor. Na pewno nie popełniłam błędu.
Postanawiamy
iść potańczyć, ale najpierw kieruje się po poncz do stołu.
Biorę
kubeczek i nalewam do niej niebieskiego płynu. Podnoszę go do ust, kiedy
zauważam, kto wchodzi do Sali gimnastycznej.
We
własnej osobie Luke Hemmings. Jego włosy są nienagannie ułożone, jak zawsze. Ma
na sobie czarne dżinsy, koszulę w czerwono-czarną kratę i skórzaną czarną
kurtkę. Podoba mi się jego styl i sprawia, że nie mogę oderwać od niego wzroku.
Mimowolnie przygryzam wargę nadal patrząc na niego.
Wszystko
jest idealne dopóki nie zauważam wysokiej blondynki, którą trzyma za rękę.
Szczęka
opada mi mentalnie. Nie zauważam, kiedy Leslie pojawia się przy mnie.
-
Nie wiedziałam, że ma dziewczynę – zauważa, marszcząc brwi.
Ja
nadal patrzę na nich, jak witają się z jego kumplami. O tyle dobrze, że żaden z
nich nie wygląda na zadowolonego jej widokiem.
-
Ty nie… - mówi Less patrząc na mnie. – O nie! Kayla, nie możesz!
Skąd
ona to wszystko wie? Przez jedno spojrzenie potrafi odszyfrować uczucia ludzi?
Ona mnie naprawdę przeraża.
-
Nie wiem, o co ci chodzi? – wzruszam ramionami i upijam łyk z kubka.
-
Och, dobrze wiesz – mruży oczy. Jej wzrok jest świdrujący i sprawia, że czuję
się niekomfortowo. – Podoba ci się Luke.
-
Nieprawda – zaprzeczam żywo, chociaż obie wiemy, że to kłamstwo.
Podoba
mi się. Luke mi się podoba i nie wiem, co z tym zrobić. Ma dziewczynę. Poza tym
nie wydaję się, że jest mną zainteresowany. Zawsze to powtarzam. Z chłopakami
idzie mi źle i chyba tak musi pozostać.
Mój
wzrok ponownie odszukuje blondyna i jego towarzyszkę. Jest zgrabna wysoka i
trzeba przyznać – przepiękna. Ma ciemne odrosty i falowane długie włosy. Pasują
do siebie.
-
I tak nie byłby ciebie wart – stwierdza. – Nie ma, co zawracać sobie nim głowy.
Chciałabym
uwierzyć w jej słowa.
*
Siedzę
już godzinę na pufie i obserwuje wszystkie tańczące pary. Leslie znika z jakimś
chłopakiem i wiruje z nim na parkiecie. Ja tymczasem zastanawiam się, czy nie
wrócić do domu, bo ta zabawa wcale mnie nie bawi.
Ciągle
byłam myśli, że dzisiejszy wieczór będzie niesamowity i nigdy o nim nie
zapomnę, ale wcale tak nie było.
Marnuje
swój czas na dołowanie siebie coraz bardziej i coraz bardziej.
Postanawiam
wziąć się w garść. Wstaję z pufy i już mam zamiar kierować się do wyjścia,
kiedy przede mną pojawia się Calum.
Jestem
zdziwiona jego widokiem.
-
Wybierasz się gdzieś?- pyta z zadziornym uśmieszkiem.
-
Um.. Do domu? – odpowiadam tym samym.
-
Tak więc może ostatni taniec? – proponuje.
Calum
wytrąca mnie z równowagi. Jednak z jakiegoś powodu sprawia, że uśmiecham się po
raz pierwszy od godziny.
Przystaję
na jego propozycję i ruszam z nim na parkiet.
Na
scenie gra szkolny zespół, a główna wokalistka wykonuje utwór Rebeccki Ferguson
„I Hope”.
Cal
ma na sobie czarne dżinsy i popielatoniebieską koszulkę. Zawieszam swoje dłonie
na jego szyi, a on kładzie swoje dłonie na mojej talii.
-
Co zrobiłaś z włosami? – pyta uśmiechając się.
-
Co? Nie podobają ci się? – unoszę brew z rozbawieniem.
-
Podobają, nawet bardziej niż tamte – przyznaje.
Rozmowa
jest luźniejsza, niż zwykle, kiedy wszyscy są w kupie.
Kątem
oka widzę ponad ramię Calum’a, jak Luke przez ułamek sekundy patrzy na nas.
Nagle
mina bruneta poważnieje.
-
Musimy stąd iść – oznajmia śmiertelnie poważnym tonem i chwyta mnie za rękę.
-
Co? Dlaczego? – nerwowo ściskam jego dłoń.
-
Szybko! – pośpiesza mnie i żwawym krokiem przeciska się między tańczącymi
ludźmi.
Nie
wiem, co się dzieje, ale intuicja podpowiada mi, żebym szła za nim.
Zaczynam
się denerwować, a moje ciało pokrywa gęsia skórka.
Praktycznie
wybiegamy z Sali gimnastycznej i kierujemy się w stronę schodów przeciw
pożarów.
Czarne
myśli kłębią mi się w głowie i jestem cholernie przestraszona. Nie mogę wydusić
z siebie ani słowa, więc jedynie robię to, co każe mi Calum.
Nagle
słyszę, jak ktoś za nami biegnie, ale kiedy się odwracam nikogo nie widzę.
Jestem pewna, że to mężczyzna za nami podąża. Czuję, że jest coraz bliżej, aż w
końcu kiedy po raz kolejny się odwracam widzę go.
Jest
wysoki i dobrze zbudowany. Jedyne, co mogę zobaczyć w tych ciemnościach to jego
przerażające bursztynowe oczy, które sprawiają, że zaczynam piszczeć.
-
Cicho! – Calum w ułamku sekundy podnosi
mnie na swoich plecach i kontynuuje bieg.
Trwa
to chwilę, kiedy znajdujemy się na dachu szkoły. Chowamy się za jednym z
kominów w rogu.
Chwilę
potem gość, który nas ściga otwiera kopniakiem drzwi i z furią przeszukuje
powierzchnię.
Kiedy
się odwraca w drugą stronę, Calum łapie za rąbek mojej spódnicy.
-
Oderwij to – nakazuje.
-
Żartujesz? – parskam. – Za każdym razem, kiedy się spotykamy mamy niszczyć
swoje ulubione ciuchy. Dzisiaj to kupiłam!
-
Dobrze, dobrze – rzuca pospiesznie. – Odkupie ci nowe tylko to urwij.
Jestem
pod wrażeniem jego determinacji, ale wierzę mu. Odrywam kawałek materiału i
podaje mu.
Brunet
wykorzystując nieuwagę napastnika przesuwa materiał na sam kraniec dachu. Moje
oczy są, jak pięć gorszy. Calum naraża się, ponieważ w każdym momencie ten
psychopata może się odwrócić i kto wie, co z nami będzie?
I
wtem moje najgorsze obawy się spełniają.
Mężczyzna
głośno oddychając odwraca się w naszą stronę, a Cal w ostatniej chwili chowa
się za kominem.
Już
po nas. Zrzuci nas z dachu. Umrę zrzucona z dachu, a nie upadając z szybu
wentylacyjnego. Przeprowadzając się do Santa Monica nie wiedziałam, że moja
psychika tak bardzo na tym ucierpi. W tym momencie trzęsę się ze strachu, a nie
z zimna.
Napastnik
podchodzi do dachu i podnosi skrawek mojej spódnicy, po czym go obwąchuje. To
jakiś fetysz?
Spogląda
na ziemię z dachu i widocznie wkurzony mamrocze coś pod nosem.
-
Kurwa! – krzyczy, po czym rzuca materiałem i skacze z dachu.
Wstrzymuję
oddech i podnoszę się ze swojego miejsca. Jestem przestraszona, zdezorientowana
i chcę, jak najszybciej znaleźć się w domu. Chyba zaraz się rozpłaczę.
W
tym momencie Calum w milczeniu przytula mnie do siebie.
*
Co
ja robię w jego samochodzie? Dochodzi pierwsza, a Nancy na pewno odchodzi od
zmysłów. Do tego telefon mi się rozładował i nie mam z nikim kontaktu. A co z
Leslie? Czy ona żyję? Jestem kłębkiem nerwów i nawet nie doszłam do siebie po
tym, co się stało na dachu.
Ten
mężczyzna szuka mnie, ale skąd wiedział, że tu będę? I jak… Pachnę?
Skąd
Calum go zna? I dlaczego mi pomógł? Czy gdybym była w tej samej sytuacji z
Michael’em albo Ashton’em oni zrobiliby to samo? Bo Luke na pewno. Co łączy
tych chłopaków ze mną i co wiedzą oni, a czego ja nie?
Czy
wszyscy mnie tu musza okłamywać?!
-
Musimy podjechać jeszcze na stację i odwiozę cię pod sam dom – obiecuje Calum i
skręca na stację benzynową.
-
Jasne – rzucam cicho i naciągam rękawy jego bluzy.
Wysiada
z samochodu. W tylnym lusterku widzę, jak podchodzi do samochodu, który stoi z
tyłu. A z niego wysiada Luke.
Chłopcy
zaczynają ze sobą zawzięcie dyskutować, ale mimo mojego dobrego słuchu słabo
ich słyszę.
Uchylam
minimalnie okno i przystawiam głowę do okna.
-
Co ty odpierdalasz? – warczy Calum.
Jednocześnie
obserwuję ich w lusterku.
-
Przepraszam, nie wiedziałem, że wejdą na teren szkoły – broni się Luke. –
Miałem ją na oku, ale…
-
Ale, co? To nie moje zadania tylko twoje. Nie jestem niańką, okej? – brunet
jest wyraźnie zirytowany postawą swojego kolegi.
-
Nikt ci nie kazał tego robić! – naskakuje na niego Luke.
-
No pewnie! – rzuca sarkastycznie Hood. – Najlepiej było ją tam zostawić na
pastwę tego imbecyla!
-
Jestem pewien, że poradziłaby sobie z nim – Luke nadal obstawia przy swoim.
Bez
wątpienia chodzi im o mnie. Ale nadal jestem zagubiona. Dlaczego Luke miał mieć
mnie „na oku”? Co to ma znaczyć? Poza tym kim są „oni”? Zadaniem Luke’a jest
pilnowanie mnie? Ale to nie ma sensu. Przed czym?
Albo
przed kim? A może on mnie nie pilnuje tylko… Chroni? Wtedy w „Dark Night”,
potem w szkole. Był pod moim domem. Pilnuje mojego bezpieczeństwa.
-
Może jest wyjątkowa, ale nadal w połowie. Powinna poznać prawdę – stwierdza
Cal.
- Nancy by nas zabiła,
dobrze o tym wiesz! Poza tym trzeba byłoby to omówić z Ashton’em w końcu on też
ma coś do powiedzenia w tej sprawie – Luke drapie się zakłopotany po karku.
-
Zabiłaby ciebie albo Ash’a. Mnie i Michael’a nie zna, więc…
Nie,
nie, nie! Czy to wszystko jest ze sobą powiązane? Kłamstwa Nancy, oni i te
wszystkie dziwne wydarzenia?
-
Idę kupić coś do picia, możesz z nią pogadać – wzdycha brunet i kieruje się do
sklepu.
Luke
patrzy na swoje przyjaciela.
-
Dzięki, Cal! – woła za nim, ale tamten się nie odwraca.
Luke
przygryza wargę i rusza w stronę auta w którym siedzę. Zamykam szybko okno i
staram się przybrać naturalną pozę i w tym samym momencie zamaskować wszystkie
emocje na twarzy.
Blondyn
otwiera drzwi od strony kierowcy i wsiada do środka. Czuję się niepewnie, nie
wiem, co powie.
W
jego towarzystwie zawsze czuję się inaczej, a teraz kiedy wiem, że on naprawdę
mi się podoba, jest o wiele gorzej. Ciekawe gdzie jego dziewczyna?
Z
nerwów strzelam palcami.
-
Ugh, nie znoszę tego dźwięku – mruka i powstrzymuje śmiech.
To
tak na rozładowanie emocji, panie Hemmings?
Ma
cudowny uśmiech, nie można zaprzeczyć. Chciałabym do niego dołączyć, ale jestem
za bardzo wstrząśnięta wydarzeniami tej nocy.
-
Przepraszam, że nie było mnie przy Tobie, kiedy to się stało. I chciałabym móc
wszystko ci wyjaśnić, żeby było jasno, ale nie mogę, więc proszę cię jedynie o
to, żebyś mi zaufała. To teraz liczy się najbardziej – mówi, patrząc mi prosto
w oczy, aż czuję się niekomfortowo.
-
Dlaczego mnie za to przepraszasz? – próbuję pociągnąć go za język. – Każdemu
mogło się zdarzyć, a to, że Calum był ze mną to jedynie przypadek.
-
To fart, że był z tobą – przyznaje. – Bo to ja powinienem sprawić, żebyś była
bezpieczna.
-
Potrafię sama o siebie zadbać – bronię się.
On
w odpowiedzi jedynie się śmieje. Co w tym zabawnego? Może nie chodzę na
samoobronę, ale umiem przyłożyć, jeśli potrzeba. Świetnym przykładem jest
Ashton. Mogę nawet zaryzykować połamaniem palców, ale obronię się.
-
Wybaczysz mi? – pyta.
Nie
rozumiem, dlaczego tak bardzo mu na tym zależy? A co jeśli Nancy go wynajęła,
żeby mnie pilnował? Nie to głupie. Ale musi być jakiś powód dla którego się
znają.
Jestem
zbyt zmęczona, żeby to drążyć.
-
Oczywiście – uśmiecham się do niego.
Przytul
mnie, proszę w myślach. Nie robi tego. Przecież ma dziewczynę. Tak więc,
dlaczego chce mojego bezpieczeństwa? Za dużo tu sprzeczności.
*
Calum
zatrzymuje pojazd pod moim domem. Światła w środku się święcą, więc Nancy na
pewno czeka. Z jednej strony jest przykro, ponieważ to moja wina, a z drugiej
opieprzy mnie za to, że włóczę się do tej godziny. Mój limit to północ.
Jest
piętnaście po pierwszej. Ale to najlżejsza sprawa tego wieczoru.
Jazda
odbyła się w milczeniu. Moja głowa pęka od natłoku informacji, które muszę
sobie uporządkować.
-
Dzięki – mówię mu i odpinam pasy.
-
Nie ma sprawy – wzrusza ramionami.
Wysiadam
z samochodu i kieruję się w stronę drzwi. Przygotowuję jakąś historyjkę idąc po
schodkach na werandę. Cokolwiek by to było, ona będzie wiedziała, że kłamię.
Cholera
jasna, wpakowałam się w niezłe gówno!
Ledwie
otwieram drzwi, kiedy widzę, jak Nancy wstaje od stołu i miną wściekłego
buldoga i zmierza w moją stronę.
-
Kayla masz poważne kłopoty! – wrzeszczy.
-
Ja…
-
To moja wina, pani Banks – przerywa mi głos Calum’a, stojącego tuż za mną. –
Zabrałem Kaylę na spacer, kiedy skończyła się dyskoteka i poszliśmy na plaże.
Trochę się zasiedzieliśmy.
Mina
brunetki łagodnieje, ale ja robię się wściekła. On właśnie dał jej do
zrozumienia, że byliśmy na randce. Dziękuje Calum!
-
Zdarza się, mam nadzieję, że dobrze się bawiliście – mówi z ciepłym uśmiechem
na twarzy.
To
się nie dzieje naprawdę. Hood masz przejebane!
Nancy
wraca do kuchni, a Calum odwraca się do wyjścia. Piorunuję go wzrokiem, bo
brakuje mi słów.
-
Dobranoc Kayla – szepcze. – Dobranoc pani Banks!
-
Kolorowych koszmarów, Calum – cedzę przez zęby i zamykam za nim drzwi.
Autorka: Jesteście cudowne! Naprawdę Was ogromnie kocham i dziękuję za to wsparcie i motywację.
Niespodziankowy rozdział dla was za te miłe komentarze.
Co sądzicie o tym, że Luke ma dziewczynę. I zdarzeniu na dachu?
Uwielbiam "Laylę", ale jaki macie pomysł na Calum'a i Kaylę? Czekam na odpowiedz w komentarzach.
Do następnego kochane! <3
10 KOMENTARZY=NASTĘPNY ROZDZIAŁ